wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 2


Obudziłam się przed 10, wyspałam się chyba jak nigdy. Podeszłam do okna i otworzyłam je szeroko. Pogoda jak na początek października była bardzo przyjemna. Wystawiłam twarz do słońca, rozkoszując się górskim zapachem powietrza. Tak bardzo brakowało mi tego w Warszawie, a potem w Hiszpanii i Argentynie. Szybkim ruchem zamknęłam okno i udałam się do łazienki. Odświeżona i ubrana na luzie zabrałam telefon i poszłam do ogrodu. Tak długo odkładałam rozmowę z moim kuzynem i to nie dlatego, że po prostu się jej bałam, ale zwyczajnie nigdy nie mogłam znaleźć na to czasu. Teraz już nic mi nie przeszkodzi - pomyślałam. Rozsiadłam się wygodnie na dużej huśtawce i wybrałam numer. Jeden sygnał... drugi... trzeci... może jest na treningu, a ja zamiast zadzwonić wieczorem, to teraz mu przeszkadzam. Skarciłam się w myślach za swój głupi krok i już miałam zakończyć nieudane połączenie, gdy nagle usłyszałam przyjemny głos.
- Cześć Iv. Wiesz, że powinienem się na Ciebie obrazić?
- Hej Thomas, mi również miło Ciebie słyszeć - powiedziałam z nutką ironii w głosie.
- No już dobrze. Dlaczego dopiero teraz do mnie dzwonisz? - wiedziałam, że o to zapyta, zawsze tak było, gdy się umawialiśmy, żeby porozmawiać, a ja odwlekałam to z nie wiadomo jakich powodów.
- Musiałam się rozpakować, ze wszystkimi przywitać, w końcu nie było mnie tutaj trzy lata.. - na wspomnienie, że przez czas mojego pobytu w Hiszpanii ani razu nie odwiedziłam rodziców, robiło mi się strasznie głupio, miałam po prostu wyrzuty sumienia -  Rozumiesz... natłok spraw. A kiedy zabierałam się, żeby zadzwonić zawsze ktoś lub coś mi w tym przeszkadzało.
- Oczywiście rozumiem Iv - powiedział spokojnie. Strasznie lubiłam to zdrobnienie. To właśnie Thomas je wymyślił, a potem zaczęła do mnie tak mówić cała rodzina.
- A jak u Ciebie? Jak treningi? Już niedługo zaczyna się sezon. - próbowałam wyciągnąć od niego jakieś informacje.
- Razem z trenerem jesteśmy zadowoleni z mojej formy. Czuję, że w tym sezonie nie będę miał sobie równych. - zaśmiał się serdecznie - Och Iv... tak bardzo chciałbym, żebyś była tutaj ze mną. Pamiętasz jak kiedyś spędzaliśmy ze sobą każde wakacje. Tęsknie za tymi czasami... - w jego głosie dało się słyszeć smutek.
- Ja też tęsknie. Może uda mi się odwiedzić Austrię w najbliższym czasie. Ale chyba najpierw powinnam zacząć rozglądać się za jakąś pracą. Nie mogę żyć na koszt moich rodziców. Wiem, że im to nie przeszkadza, ale nie czuję się komfortowe w takiej sytuacji. W końcu jestem od jakichś kilku lat dorosłą kobietą..
- Tak moja mała Iv, jesteś dorosłą kobietą. - nie wytrzymałam i razem z Thomasem w tym samym momencie wybuchliśmy śmiechem. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył śmiejącą się jak idiotka do telefonu, pomyślałby, że zwariowałam. - Muszę uciekać na trening, bo mnie już wołają. Trzymaj się i dzwoń jak najczęściej.
- Powodzenia i do usłyszenia. - odparłam.
Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do domu na śniadanie, a może raczej na obiad, bo zegarek wskazywał godzinę 11.49. Wchodząc do kuchni natknęłam się na mamę, która zapisywała coś w notesie.
- O wstałaś kochanie. Chyba sobie poradzisz, bo ja muszę uciekać do redakcji. Tata wróci wieczorem, a Michał... kto go tam wie. Uważaj na siebie.
- Tak, będę uważać. Usiądę sobie w kąciku i będę pilnować, aby żaden potwór nie wyszedł z szafy... Mamo! Przecież ja nie mam pięciu lat! - ale mama już nie słuchała i ruszyła w stronę drzwi. Pomachałam jej tylko przez okno, jak wsiadała do samochodu.

Nie mając nic lepszego do roboty usiadłam z laptopem na kanapie i zaczęłam przeglądać oferty pracy. Tutaj na miejscu nie było nic ciekawego, a wyjazd chociażby do Krakowa nie wchodził w grę, bo najzwyczajniej w świecie nie chciałam tracić tego, co odzyskałam dopiero jakiś czas temu, a mianowicie poczucia bezpieczeństwa, które miałam zapewnione w domu rodzinnym. Znudzona odłożyłam urządzenie i poszłam założyć ciepłą bluzę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam przed siebie. Nogi chyba podświadomie niosły mnie w kierunku Wielkiej Krokwi, chociaż musiałam pokonać prawie godzinną drogę, zanim w końcu znalazłam się obok obiektu. 

Od dziecka lubiłam skoki. Dobrze pamiętam jak w wieku pięciu lat tata w drodze powrotnej z Innsbrucka zabrał mnie na skocznię Große Olympiaschanze w Garmisch Partenkirchen. Mama była na niego wtedy strasznie zła. Przez jakąś durną skocznię - jak się zdołała wyrazić - musimy spędzić tyle czasu w samochodzie. Zamierzaliśmy wracać do Polski przez Niemcy, a na domiar złego mama była w ciąży z moimi braćmi. Tak, tak.. bliźniacy. Nieoczekiwanie dostała skurczy i nie mieliśmy wyboru, ale trzeba było zatrzymać się w szpitalu w Ruhpolding. I właśnie tam na świat przyszli moi bracia Mateusz i Michał. 

Postanowiłam wślizgnąć się na teren skoczni i zobaczyć skoki zawodników, którzy właśnie odbywali trening. Obok budek z jedzeniem zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
- Co jest? Jakieś pieprzone deja vu?! - powiedziałam ostro wkurzona.Miałam nadzieję, że nie spotkałam ponownie tego gbura ze wczoraj.
- Engelhardt! - zdziwiona, że usłyszałam swoje nazwisko podniosłam oczy na wysokiego chłopaka.
- Kubacki?! - nie musiałam czekać na jego odpowiedź. Mocno mnie przytulił i delikatnie podniósł, a moje nogi zadyndały w powietrzu.
- Co Ty tu robisz Iva? - dodał, stawiając mnie na ziemię.
- Wróciłam. Zaczynam nowy rozdział w swoim życiu.. - moja odpowiedź była banalna, ale uśmiech i tak nie schodził mi z twarzy. Z Dawidem znaliśmy się od czasów gimnazjum, a potem spotkaliśmy się na lekcjach hiszpańskiego.
- Bardzo chciałbym porozmawiać dłużej, ale sama rozumiesz... trening. A może chciałabyś pooglądać nasze zmagania, a potem przedstawiłbym Cię tym przystojniakom, co Ty na to? - zaproponował.
- Może innym razem. - próbowałam się delikatnie wykręcić.
- Nie daj się prosić... Iva. - dobrze wiedział, jak działa na mnie użycie tego zdrobnienia.
- Wiesz, że jesteś upierdliwy Kubacki? - rzuciłam z lekkim uśmiechem.
- I za to mnie lubisz Engelhardt. - dodał i dał mi buziaka w policzek. Nie pozostało mi nic innego jak grzecznie udać się w stronę trybun.
Podziwiałam skoki Dawida i jego kolegów. Szło im całkiem przyzwoicie. Po zakończonym treningu ujrzałam zbliżającego się w moją stronę blondyna. 
- Chyba całkiem nieźle mi poszło, co? - zapytał uszczęśliwiony.
- Eee.. bez rewelacji. - chciałam być poważna, ale kąciki moich ust powędrowały do góry.
- Skoro już się ze mnie ponabijałaś to chodź, przedstawię Cię pozostałym skoczkom.
- Wiesz co Dawid.. może na serio innym razem. Nie czuję się na siłach.
- Pleciesz głupoty! Nic Ci się nie stanie jak ich poznasz, no chodź. - pociągnął mnie za rękę w stronę szatni skoczków.
- Uwaga! Uwaga! - zaczął teatralnie Kubacki, kiedy weszliśmy do pomieszczenia. - Chciałem Wam kogoś przedstawić.
- Nie chrzań Mustaf, że udało Ci się taką dziewczynę poderwać! - wyrwał się Żyła. Oprócz niego kojarzyłam też Kamila Stocha i Stefana Hule. A tak... i jeszcze Maćka Kota i Krzyśka... zaraz, zaraz, tylko jak on miał na nazwisko... wyleciało mi z głowy.
- Zamknij się Wiewiór! To moja koleżanka Iwona. Iva - zwrócił się do mnie - poznaj tego głąba Piotrka, obok niego Kamil, Maciek, Janek, Krzysiek Miętus - ach tak! Miętus! - Krzysiek Biegun, Olek i Stefan. Resztę gdzieś wywiało. 
- Cześć, miło mi Was poznać.
- Nam również. - odparł w imieniu wszystkich Stefan. 
- Powiedz Iva skąd Ty znasz tego blondaska. - zabrał głos Żyła.
- Jeszcze z gimnazjum, a potem spotkaliśmy się na hiszpańskim, tylko ja wytrwałam do końca, a Dawid poddał się po kilku lekcjach.- kątem oka spojrzałam na kolegę.
- Cały Mustaf... hehe. Ejj.. a Ty Titus nie chodziłeś czasami na hiszpański? - ponownie wyrwał się Piotrek.
- To był włoski baranie! - wrzasnął Krzysiek, a wszyscy łącznie ze mną zaczęli się śmiać. 
- Buongiorno! - powiedziałam do Miętusa ciągle nie przestając się śmiać. Znałam trochę włoski, dzięki koleżance, z którą mieszkałam, kiedy studiowałam w Barcelonie.
- Buongiorno. - odpowiedział przyjaźnie - znasz hiszpański i jeszcze włoski? No no... - dodał z zaskoczeniem.
- Obiło mi się o uszy kilka zwrotów.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale nie chciałam im przeszkadzać. Mimo nachalnych próśb Dawida, że odprowadzi mnie do domu, udało mi się w końcu opuścić pomieszczenie zostawiając go w środku. Wyślizgnęłam się za drzwi i nagle mocno się z kimś zderzyłam. To już naprawdę robi się dziwne - pomyślałam. - Co chwila na kogoś wpadam.
- Nic Ci nie jest? - zapytał z troską nieznajomy. 
- Nie. Przepraszam, to moja wina, że na siebie wpadliśmy. - zauważyłam, że niósł narty. Ach tak.. był jednym ze skoczków, ale nie wiedziałam nawet jak ma na imię. I ja się nazywam fanką tego sportu, skoro ledwo kogo kojarzę? - A Tobie nic nie jest? - wskazałam na jego nogę.
- Niechcący uderzyłem nartą w nogę, nic mi nie będzie... 
- Pokaż tą nogę, obejrzę ją, trochę się na tym znam. - posłusznie usiadł na ławce i pozwolił obejrzeć swoją nogę. Rzeczywiście nic takiego się nie stało, będzie miał tylko solidnego siniaka, ale to nie będzie mu przeszkadzać w skakaniu. - Jednak masz rację, nic Ci nie jest.
- A nie mówiłem? Tak w ogóle mam na imię Klemens.
- Iwona. - odpowiedziałam.
- Co tutaj robisz? Może zamierzasz z nami pracować? - totalnie zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Nic z tych rzeczy. Spotkałam po prostu kolegę i uparł się, żeby przedstawić mnie swoim znajomym. 
- Rozumiem... Powinienem już iść. Mam nadzieję, że kiedyś dłużej porozmawiamy.
- Tak. Na pewno. Cześć. - pożegnawszy się ruszyłam w drogę powrotną.

To było miłe spotkanie, chociaż na początku czułam się trochę onieśmielona. Nawet nie wiem dlaczego się tak tego obawiałam. Ciesze się, że Dawid mnie do niego namówił. Oddalając się od obiektu, obejrzałam się za siebie. Obok budek z jedzeniem ujrzałam tego chłopaka ze wczoraj. Udało mi się dostrzec jedynie jego plecy. Może on też jest skoczkiem, a może najzwyczajniej w świecie pracuje w jednej z tych knajpek z jedzeniem? Nie zastanawiając się nad tym dłużej ruszyłam przed siebie. 


Przyjechałam tutaj walczyć ze wspomnieniami. Czułam, że wizyta na cmentarzu mi w tym pomoże. Po drodze kupiłam dwa znicze i skierowałam się ku wejściu. Popchnęłam furtkę, która cicho zaskrzypiała. Ostatni raz tutaj byłam pięć lat temu i bałam się, że nie odnajdę właściwego grobu. Szłam wąską alejką, rozglądając się na boki, aż w końcu dostrzegłam napis:

"ŚP. Konrad Skowroński
Zginął tragicznie dnia 3 października 2008 r."


Podeszłam, zapaliłam znicz i stałam, stałam jak wryta, a po mojej twarzy spływały łzy. Czułam, że potrzebuję tego. Po chwili, bardzo długiej chwili, otarłam twarz, rzucając ciche "Do widzenia" i odeszłam.
Skierowałam się ku wyjściu, ale przystanęłam na chwilę przy jeszcze jednym grobie.

"Mateusz Engelhardt" 


Zatrzymaliśmy się z tatą w jednym z małych pensjonatów w Ruhpolding. Mama musiała zostać w szpitalu kilka dni, a potem razem z moimi malutkimi braćmi mieliśmy wrócić do Zakopanego. Kilka dni nieoczekiwanie się przedłużało. Coś było nie tak, czułam to. Tata nie chciał mnie martwić. Mojemu braciszkowi Mateuszowi wykryto poważną wadę serca. Lekarzom nic nie udał się zrobić. Po dziewiętnastu dniach walki o życie zmarł, a my z Michałem wróciliśmy do domu. Jakiś czas potem odbył się cichy pogrzeb.

Zapaliłam znicz i ruszyłam w stronę domu.
- Michał pewnie już wrócił ze szkoły... - pomyślałam. Nigdy nie łączyła mnie z nim jakaś szczególna więź. Mijaliśmy się, zamieniając czasami kilka zdań. Jestem złą siostrą. Może najwyższy czas to zmienić?


Przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka. Było pusto, a na stole leżała jakaś kartka. Podeszłam bliżej i zaczęłam czytać:

"Jestem u Sylwii, wrócę wieczorem. M."

Sylwia? Co to za Sylwia? Pewnie ma dziewczynę. Jest już pełnoletni nie musi mi się zwierzać z każdej znajomości, a tak w ogóle to nigdy tego nie robił. Nie zastanawiając się dłużej, ruszyłam do łazienki. Wzięłam długą kąpiel, a potem udałam się do salonu na kanapę. Znowu zaczęłam poszukiwać ofert pracy. Czułam, że będę musiała stąd wyjechać. 
Może Zakopane to jednak nie jest moje miejsce?


_____________________________________ 

Wczoraj miałam przypływ weny, ale przez nagłe nadejście zimy, a raczej marznącego deszczu, 
przez który co chwila wyłączali prąd, musiałam odłożyć pisanie na dzisiaj.
Przepraszam, że tak mozolnie rozwijam akcję, ale po prostu nie potrafię tego wszystkiego przyspieszyć. 
 



14 komentarzy:

  1. Świetne ! Klimek, powiadasz ? Więcej go tu, proszę ! :P Może jednak Iva zostanie w Zakopanem ?
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam ;)
    http://wellbecountingstars.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. zostawiłaś u mnie link do Twojego opowiadania więc jestem :)

    muszę Ci powiedzieć, że bardzo spodobała mi się Twoja historia. zostaję tu na dłużej :)

    Iwona nie ma przyjemniej przeszłości, najpierw śmierć brata a potem chłopaka... :( no ale co na to może poradzi? takie jest już życie...

    coś mi się zdaje, że z Klimkiem nie będzie byle jaka znajomość :)

    czekam na następny odcinek. pozdrawiam gorąco i życzę baaardzo duuużo weny oraz czasu na pisanie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko okaże się wkrótce :)
      Dziękuje i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. To jest świetne! Boooże, mega piszesz! Spodobali mi się bohaterowie i w ogóle. Ehh, trochę smutno tak na koniec rozdziału, ta scenka na cmentarzu. :/ Dla Iwony musiało to być wielki przeżycie. Najpierw strata brata, później śmierć chłopaka.
    Czekam na nexty! ^^ A, i dziękuję za link do Twojego opowiadania:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu mam nadzieję że ona zostanie w Zakopanem :)
    Klemens to chyba nie przypadek, przynajmniej mam taką nadzieję :P
    Ten chłopak na którego wpadła wieczorem wpadła mnie jakoś tak zaintrygował i cały czas myślę kto to może być XDD
    Współczuję jej że musiała przeżyć śmierć brata i chłopaka, śmierć bliskich to najgorsze co nas może spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! Troszkę tragiczna przeszłość, mam nadzieję, że jej przyszłość będzie o wiele lepsza.
    Czyżby chłopak, na którego wpadła to Bartek Kłusek? A Thomas to Morgi? Dobrze zrozumiałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Thomasa odpowiedź już w następnym rozdziale. A tajemniczy chłopak też niebawem się ujawni :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Jejku jakie fajne opowiadanie. :) Już mi się podoba :) Czy mi się zdaje, czy Morgi jest kuzynem głównej bohaterki? Mam taką nadzieję, że to Morgi :D Hm, coś ta Iwona ma szczęście do wpadania na mężczyzn. Kubacki uczący się hiszpańskiego? Jakoś mi się to w głowie nie mieści. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Jak masz czas, to zapraszam do mnie na:
    done-with-the-wind.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz, pozdrawiam :*
      Na bloga na pewno zajrzę :)

      Usuń
  7. Świetny rozdział :)
    czekam na kolejny i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń