poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 19


Chociaż początkowo nie byłam zadowolona z pomysłu spędzania świąt w Innsbrucku przez te kilka dni zmieniłam zdanie. To moje pierwsze od kilku lat święta z rodziną. Dziadkowie postarali się, aby wszystkie ich wnuki i prawnuki były na wigilii, więc nie zabrakło Christiny i Vereny z małżonkami i dziećmi, był Thomas z Lilly i byłam ja z Michałem. Pomimo nalegań ze strony mamy i cioci Gudrun babcia wszystkie potrawy przygotowała sama. Jak zwykle były przepyszne.
Patrząc na Lilly, Evelin i Paula sama zapragnęłam zostać matką takiej kruszynki. Marzenia dosyć odległe, ale jak zawsze powtarza babcia - marzenia nic nie kosztują. 
Podsumowując - obżarłam się przez te święta jak nigdy i chyba będę musiała zrobić przegląd garderoby, bo nie wiem czy w cokolwiek się jeszcze zmieszczę. Aż wstyd się pokazywać wśród tych skocznych chuderlaków. A właśnie! Co do skoczków... Bartek dzwonił złożyć mi życzenia, no i porozmawialiśmy chwilę. Ale nie ma czym się ekscytować, bo w drugi dzień świąt dzwonił Piotrek i się biedaczek oburzał, że niepotrzebnie się musiał tarabanić na skocznię, bo i tak Mistrzostwa Polski zostały odwołane. A potem dzwonił jeszcze raz, aby zapytać czy na pewno pojawię się w Oberstdorfie.

Oczywiście, że się pojawiłam. Austria Team zgarnęli mnie ze sobą do tego niewielkiego niemieckiego miasteczka. W recepcji dowiedziałam się, że Polacy zameldowali się w hotelu już jakieś dwie godziny temu, ale nikt nic nie wiedział o przydzielonym pokoju dla mnie. Zabrawszy swoje rzeczy, ruszyłam do pokoju trenera Kruczka, aby rozwiązać ten problem.
- Skrobot jest sam w dwuosobowym, więc zamieszkasz z nim - oznajmił trener, kiedy wyjaśniłam mu w czym tkwił mój problem. 
Pokój serwisanta polskiej kadry znajdował się tuż obok. Zapukałam, a po krótkiej chwili w drzwiach stanął Kacper.
- Cześć. Tak się składa, że będę twoją współlokatorką Kacperku - powiedziałam. - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Siema! No coś ty! Właź - odpowiedział, pomagając mi wnieść mój bagaż. - Zająłem już jedno z łóżek, ale jak chcesz możemy się zamienić - zaproponował.
- Nie przeszkadza mi to, niech tak zostanie - powiedziałam, zabierając się rozpakowanie kilku rzeczy. 
- W Engelbergu to Sabina "rządziła" naszym pokojem. Ona jest... - nie dokończył, gdyż przerwało mu pukanie do drzwi. Podszedł i otworzył je.
- Iva możemy na chwilę cię prosić? - odezwał się Kruczek.
- Tak, a o co chodzi?
- Polo nas wzywa - odpowiedział na moje pytanie Gębala, pojawiając się tuż obok trenera.
Wyszłam razem z moimi współpracownikami i udaliśmy się do pokoju prezesa PZN. W zasadzie określenie "pokój"  było nie na miejscu, gdyż szanowny pan prezes zamieszkiwał apartament i to chyba jeden z tych najlepszych, tzn najdroższych w tym hotelu. Nie miałam nic przeciwko, ale jak już to takie luksusy powinny należeć się skoczkom i trenerom, bo to oni odwalają największy kawał roboty.
- Proszę sobie usiąść - powiedział starszy mężczyzna, przepuszczając nas w drzwiach. Usiedliśmy, a on podszedł do komody, wziął z niej jakąś kartkę i podał ją mnie. - To jest wypowiedzenie. Została pani dyscyplinarnie zwolniona.
- Słucham?! - niemal krzyknęłam z zaskoczenia.
- Z jakiego powodu? - zapytał Kruczek, niemniej zdziwiony niż ja.
- Została pani przyjęta, aby pomagać skoczkom, a nie wdawać się w bójki. Zaatakowała pani Sabinę Janik bez żadnego powodu. Jest to niewytłumaczalnie gorszące zachowanie dla naszej kadry, dlatego moja decyzje jest taka, a nie inna. Powinna mi być pani wdzięczna za to, że odwiodłem Sabinę od zrobienia obdukcji i zgłoszenia się z tym na policję.
- Nie wierzę... - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- To jest jakiś żart tak? - zapytał podirytowany Gębala.
- Nie miałam nic wspólnego z jej pobiciem. Nie rzucam się bez powodu na kogoś z pięściami! Ja w ogóle nie rzucam się na nikogo z pięściami! Chyba pan zwariował!
- Proszę się uspokoić i zabrać swoje rzeczy. Do widzenia.
- Chwileczkę... - zabrał głos Kruczek. - Nawet jeśli byłaby to prawda, w co oczywiście z całą pewnością wątpię, nie może jej pan od razu zwalniać. To idealna osoba na to miejsce i obecnie nie wyobrażam sobie współpracy bez niej. Bez Sabiny możemy się obejść...
- Bez pani Engelhardt również - przerwał mu Tajner. - Dotychczas jakoś pan Gębala radził sobie świetnie sam.
- Taa... Świetnie - bąknął fizjoterapeuta. - Iwona jest moją asystentką, więc to ja powinienem decydować o tym, czy zostaje czy nie.
- Bardzo mi przykro, ale to Związek wypłaca pani Engelhardt pensję i panowie nie mają tutaj nic do gadania. Żegnam państwa. Jutro kwalifikacje i to chyba powinno być teraz panów priorytetem. 
- To niesprawiedliwe! Nie może pan... 
- Owszem mogę - przerwał Kruczkowi prezes. - Do widzenia - powiedział, prawie siłą wypychając nas za drzwi. Następnie trzasnął nimi z hukiem.
- Nie zostawimy tego tak! - pieklił się Gębala.
- Nie może cię ot tak wyrzucić. Przecież niczego złego nie zrobiłaś, prawda? 
- Jasne, że niczego nie zrobiłam, ale to jest jak walka z wiatrakami. Przecież wiadomo, że uwierzy własnej siostrzenicy, a nie mnie - powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wracaj do pokoju, a my będziemy działać - zapewnił trener.
- Dziękuję za chęci, ale to nie ma sensu... Pójdę zabrać swoje rzeczy - oznajmiłam i ruszyłam przed siebie.
- Będziemy o ciebie walczyć Iva - usłyszałam jeszcze za sobą głos fizjoterapeuty. 
Wsiadłam do windy, wybrałam odpowiednie piętro i czekałam, kiedy się na nim znajdę. Do mojej głowy dopiero zaczęło docierać to, co przed chwilą się stało. Winda się zatrzymała, a ja wysiadłam i poszłam w stronę mojego już nieaktualnego pokoju. Na korytarzu spotkałam Sabinę.
- Możesz być z siebie zadowolona - powiedziałam do niej. Chciałam dorzucić do tego kilka "ładnych" określeń jej osoby, ale się powstrzymałam. Mogłam się założyć, że teraz kiedy ją minęłam, uśmiechnęła się z wyższością. 
Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy, które zdążyłam wyjąć za nim zostałam wyrzucona.
- Już się ode mnie wyprowadzasz? A tak się cieszyłem, że będziemy razem pomieszkiwać - powiedział Kacper, robiąc minę smutnego szczeniaczka. 
- Ja po prostu już z wami nie pracuję - odpowiedziałam, dopinając zamek w walizce. 
- Nie żartuj sobie ze mnie Iva.
- Miło było cię poznać. Myśl o mnie ciepło - przytuliłam się do niego, dałam całusa w policzek i zabrawszy swoje rzeczy, wyszłam z pokoju. Ukradkiem otarłam łzę spływającą po moim policzku. Było mi przykro, naprawdę przywiązałam się do wszystkich i nie chciałam się z nimi rozstawać, ale nie mogłam wydać Chiary. Gdyby Sabina zgłosiła się z tym na policję, to mogłoby jej skomplikować życie. Poza tym i tak rozważałam odejście z kadry, a ta sytuacja sprawiła tylko, że doszło to do skutku szybciej, niż myślałam. Zjechałam windą na dół i ruszyłam w kierunku wyjścia z hotelu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Bartek, kiedy omal nie zderzyłam się z nim na schodach przed hotelem. Odruchowo wypuściłam wszystkie rzeczy z rąk i przytuliłam się do niego. Tak ciężko było mi go opuszczać. Chyba w końcu pozwoliłam dopuścić do siebie myśl, że zależy mi na nim. - Wiesz, że mógłbym tak trzymać cię w ramionach nawet do rana, - zaśmiał się - ale powiedz mi, o co chodzi. Ejjj... Czy ty płakałaś? 
- Nie... Tak... Nieważne. Muszę już iść.
- Nigdzie nie idziesz. Mów o co chodzi - rzekł zdecydowanym tonem, ponownie przyciągając mnie do siebie. 
- Zwolnił mnie - powiedziałam, zaciskając powieki.
- Zwolnił cię? Kto cię zwolnił? Kruczek?
- Tajner... Naprawdę muszę już iść. Odezwiesz się do mnie czasem? - spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie się nie wybierasz! Zrozumiałaś?! Na pewno to się da jakoś odkręcić - oznajmił, zacieśniając uścisk.
- Nic się nie da...
- O proszę... Jak słodko - ni stąd ni zowąd pojawiła się obok nas Sabina. - Aż mi niedobrze. Dobre wieści rozchodzą się szybko. Nie będziemy tęsknić Iva - powiedziała z cwanym uśmieszkiem.
- A więc to ona... - szepnął Bartek. 
- Do niezobaczenia Iva - zbiegła po schodach i zniknęła nam z oczu.
- Wyjadę, tak będzie lepiej.
- Będzie lepiej? Komu będzie lepiej? Bo na pewno nie mnie. Nie powinnaś tego tak zostawiać. Nie rozumiesz, że nie chcę zostać bez ciebie? Że wszyscy cię potrzebujemy? Że ja cię potrzebuję?
- Ale ja nie mogę zostać... Będę trzymać za ciebie kciuki. Trzymaj się - powiedziałam i chciałam oddalić się od niego, ale szczelnie zamkną mnie w swoich ramionach i złożył na moich ustach pocałunek, pocałunek krótki, ale stanowczy.
- Czy to też cię nie przekonało, że masz zostać? - zapytał z nadzieją.
- Bartek... - westchnęłam ze smutkiem. Zabrałam walizkę i zeszłam po schodach. Będąc już kawałek dalej, odwróciłam się. Nadal stał na tych schodach i spoglądał w moją stronę. - Nie zapomnij o mnie - zawołałam na tyle głośno, aby usłyszał i ruszyłam dalej przed siebie, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.






I'm going back to the start"





Nadszedł dzień pierwszego konkursu z cyklu Turnieju Czterech Skoczni. Udało mi się kupić bilet i zajęłam miejsce na trybunach. Nie chciałam wyjeżdżać tak bez pożegnania. Wynajęłam pokój w niewielkim pensjonacie, aby przemyśleć sobie wszystko i zdecydować co dalej. Postanowiłam pojechać do Innsbrucka. Na jakiś czas zaszyję się u dziadków, a potem wyjadę gdzieś, najprawdopodobniej do Hiszpanii. Spiker ogłosił rozpoczęcie konkurs. Pogoda sprzyjała oddawaniu dzisiaj skoków. Wiatr był prawie niewyczuwalny. Po nocnych opadach deszczu nie było już śladu, a niebo coraz bardziej się rozpogadzało. Pierwszy skoczek pojawił się na rozbiegu. Na wielkim telebimie została przybliżona jego sylwetka. Serce mi prawie stanęło... Do skoku szykował się Andreas. Teraz już nie będę dla niego problemem. Zniknę, a on być może o wszystkim zapomni. Trybuny wrzały. Andreas oddał skok na 124 metry i pokonał Słoweńca. Mocno zacisnęłam kciuki, kiedy przyszedł czas na Klimka. 141,5 metra - nie mogłam wyjść z podziwu. Jednak miał korzystny wiatr, dlatego odjęto mu sporo punktów. 
Pierwsza seria mijała sprawnie. Polacy oddawali dobre skoki, czym zapewniali sobie awanse do drugiej serii. Spiker zapowiedział pojedynek szwajcarsko-polski. Jako pierwszy skok oddał Gregor. Przeciwnikiem Deschwandena był Bartek. Pokonał go minimalnie. Wciąż w głowie miałam jego słowa, które wypowiedział przed hotelem. Wciąż czułam jego dotyk...
Opuściłam zajmowane miejsce i podążyłam ku wyjściu z obiektu, sprawnie omijając stanowisko TVP, aby, uchowaj Boże, nie natknąć się na Tajnera. Owszem, chciałam się pożegnać ze skoczkami, ale czułam, że nie dałabym rady zapanować nad emocjami.
Byłam już prawie przy wyjściu z terenu skoczni, kiedy usłyszałam głos Piotrka.
- Ivcia? - odwróciłam się powoli, przyklejając do twarzy przepraszający uśmiech. - Dlaczego nie odbierałaś? Chyba ze sto razy do ciebie dzwoniliśmy! Tak się martwiliśmy - dodał z rozpaczą i wyściskał mnie, jakbyśmy się z dziesięć lat nie widzieli.
- Jak widzisz, jestem cała i zdrowa - odpowiedziałam, kiedy zaczerpnęłam tchu. 
- Byliśmy u Pola, ale wykopał nas. Rozumiesz? Wykopał! Ale nie martw się kochaniutka, walczymy o ciebie! Nawet żeśmy taką akcję wymyślili, że dzisiaj żaden od nas nie będzie w pierwszej dziesiątce. Nawet Kamil był za! Troszku się Klimusiowi odleciało, ale powiedział chłopczyna, że w następnej serii się będzie pilnował. Cacy proteścik! - zaśmiał się.
- Nie powinniście...
- Co nie powinniśmy? Powinniśmy! Dopóki cię znowu nie przyjmie, miejsca w pierwszej dziesiątce nie będzie, a o podium to sobie tylko pomarzyć może gbur jeden! 
- Skaczcie jak najlepiej, a mną się nie przejmujcie.
- Pieter, Grzesiek cię... - Bartek zjawił się przy nas. - Woła... - dodał lekko oszołomiony i zamknął mnie w żelaznym uścisku. Piotrek zaśmiał się tylko w swój charakterystyczny sposób i odszedł.
- Udusisz mnie - szepnęłam.
- Umierałem ze strachu. Dlaczego nie odbierałaś? Szukaliśmy cię nawet. 
- A co to by zmieniło? Nie pierwszy raz ktoś odchodzi z waszego teamu. Nie powinniście wymyślać takich akcji jak dzisiaj. To i tak niczego nie da, a tylko może pogorszyć sprawę. 
- Czy ty serio nie widzisz jak on cię potraktował? Nie może tak przecież być. 
- I tak już nic nie zrobimy - powiedziałam. 
- A co z tobą? - zapytał.
- Życie toczy się dalej. Jadę do Innsbrucka, a potem zacznę rozglądać się za jakąś pracą. Za godzinę mam autobus i w zasadzie powinnam już iść...
- Będziemy o ciebie walczyć - zapewnił i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje, ale chyba niepotrzebnie.
- Jeszcze do nas wrócisz, zobaczysz. Aaa... Zapomniałbym! Wellinger o ciebie pytał.
Zamurowało mnie. Co on mógł ode mnie chcieć? Przecież powiedział mi, co myśli o mnie i o tym wszystkim.
- Trzymaj się - powiedziałam i ucałowałam go w policzek. 



Obudziły mnie nikłe strużki światła płynące przez okno do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - 10:20. Poprzedniego dnia przyjechałam dosyć późno, a potem dopadła mnie bezsenność. Leniwie zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel, doprowadziłam twarz do porządku, ubrałam się i zeszłam do kuchni. 
- Już się wyspałaś kochanie? - zapytała babcia, kiedy usiadłam przy stole. Ziewnęłam, kiwając głową, na co ta tylko się zaśmiała. - Może coś zjesz?
- I tak nic nie przełknę - powiedziałam i nalałam sobie soku jabłkowego. - Gdzie dziadek? 
- Pojechał do Metzlerów. Pamiętasz ich?
- To ci co grywaliście z nimi zawsze w brydża? 
- Tak. Daniela pojechała do siostry, a Heinz miał do niej dzisiaj dojechać, ale biedaczek skręcił kostkę przedwczoraj i Christoph obiecał, że go zawiezie - powiedziała, biorąc łyk kawy. - Wieczorem wychodzimy do znajomych. Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz, ale...
- Idźcie. Mną się nie martwcie.
- Powiesz mi kochanie, dlaczego właściwie już nie pracujesz z polskimi skoczkami? - zapytała.
- Zwolnili mnie babciu - odpowiedziałam.
- Z jakiego powodu?
- Po prostu prezes Polskiego Związku Narciarskiego wierzy w każde brednie swojej siostrzenicy.
- Nie do końca rozumiem.
- Jak by ci to lepiej wytłumaczyć...
- Najlepiej powoli i od początku - powiedziała, dolewając sobie kawy do kubka.
- Moja przyjaciółka ze studiów Chiara zaczęła spotykać się z Gregorem Deschwandenem, takim szwajcarskim skoczkiem i jeździła z nim na konkursy. Niedawno do naszego teamu dołączyła taka... Sabina - powstrzymałam się od wulgarnych określeń.
- Ta siostrzenica prezesa, tak? - wtrąciła babcia.
- No tak. Jakiś czas później Gregor zostawił Chiarę. Ona potem odkryła, że stoi za tym ta "nasza" Sabina i ją trochę poniosło.
- To znaczy? - dopytywała babcia.
- Rzuciła się na nią z pięściami. Ledwo ją z Gregorem odciągnęliśmy - powiedziałam i upiłam łyk soku. - Miny skoczków i ludzi ze sztabu jak ją zobaczyli następnego dnia - bezcenne!
- No ale ja czegoś nie rozumiem... Dlaczego ta dziewczyna mści się na tobie a nie na twojej przyjaciółce?
- Kto ją tam wie... - odpowiedziałam niewzruszona i ponownie sięgnęłam po szklankę. 
- A może jest zazdrosna o jakiegoś przystojnego skoczka, co? - zapytała, uśmiechając się cwanie, a ja aż zakrztusiłam się sokiem. 
- Nieeee...
Moja odpowiedź wcale nie przekonała babci, która tylko zaczęła się cicho śmiać. 
- Czyli coś musi być na rzeczy - powiedziała i ujęła swoimi dłońmi moje. - Widzę jaki kolor przybrały twoje policzki... Nie mam pewności czy jest jakiś mężczyzna w twoim życiu, ale jak jest zapamiętaj to, co ci powiem. Ten chłopak pewnie nie jest idealny, ty też nie jesteś. Zapewne żadne z was nigdy nie będzie idealne. Ale jeśli przyznaje się do ludzkich błędów, to trzymaj się go i daj mu z siebie tyle, ile tylko dasz radę. Nie rań go, nie staraj się zmieniać i nie spodziewaj się więcej niż możesz dostać. Nie analizuj, uśmiechaj się, gdy on czyni cię szczęśliwą. Krzycz, gdy cie wkurza i tęsknij, gdy nie ma go przy tobie. Kochaj mocno, jeśli może zaistnieć miłość. Pamiętaj, że zawsze istnieje mężczyzna, który jest idealny tylko i wyłącznie dla ciebie. Gudrun wzięła sobie moje słowa do serca i spójrz... Są z Franzem małżeństwem od trzydziestu lat! Albo ja z dziadkiem... Ile to się nasłuchałam od moich rodziców, aby się z nim nie wiązać. Kilkadziesiąt lat temu ludzie byli strasznie źle nastawieni do małżeństw z obcokrajowcami, a kiedy chodziło o Austriaka czy o Niemca to już w ogóle. Po czasie moi rodzice przywiązali się do Christopha. Wiesz, że nawet byłam trochę zazdrosna o ich aż tak dobre relacje?
- A z moimi rodzicami jak było? Też odradzałaś tacie małżeństwo z moją mamą? - zapytałam.
- Nie musiałam. Twój tata zawsze miał bardzo dobry gust - uśmiechnęła się. - Pomożesz mi kochanie z obiadem? - zapytała.
- Jasne.

Czas do wieczora zleciał dosyć sprawnie. Zajęłyśmy się z babcią obiadem, potem pomogłam jej w porządkach i wyskoczyłam do sklepu. Moim planem na sylwestrową noc był bowiem jakiś rzewny melodramat i czerwone wino. Ach, plan idealny! 
Przeglądałam jakiś portal z filmami, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham?
- Dużo uśmiechu, siły, wytrwałości, życia pełnego przyjaźni, miłości! Happy New Year Iv! 
- Yyy... Dziękuję Thomas. Tobie także wszystkiego najlepszego... Nie za szybko jak na te życzenia?
- No wiesz... Potem mogę nie być w stanie - zaśmiał się. - A tak na poważnie... Nie zamierzasz walczyć o powrót do kadry?
- Skąd wiesz?
- Kuzyneczko, wieści się szybko rozchodzą a zwłaszcza te złe.
- No tak, zapomniałam, że skoczkowie to najwięksi plotkarze - rzuciłam z przekąsem. 
- Dobra, dobra... Chcesz odpuścić tej całej Sabinie?
- I tak nie mam najmniejszych szans na udowodnienie swoich racji. 
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" Thomas. A jak tam wasza nowa fizjoterapeutka? 
- Dobrze...
- Rozmawiasz z Iv? Daj mi telefon! - przerwał mu wrzask Krafta.
- Stefan, weź żeś się zamknij - odpowiedział spokojnie mój kuzyn.
- Powiedz jej, że miała być moją partnerką na sylwestra, ale tak bezczelnie mnie wystawiła - dodał zrozpaczony. 
- Słyszałaś? - zapytał Thomas, śmiejąc się.
- Powiedz mu, że sobie innym razem to odrobimy. 
- Iv mówi, że innym razem to sobie odbijecie, bo na dzisiejszy wieczór ma lepszego partnera - usłyszałam. 
- Czyli Channing Tatum się liczy? - zapytałam z ironią.
- Na pewno tylko Tatum? - zaśmiał się.
- Co? Halo? Thomas? - odpowiedział mi tylko sygnał zakończonego połączenia. 
Odłożyłam telefon i powróciłam do laptopa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że pewnie przyszedł ktoś ze znajomych po dziadków. Tak więc dalej zajęłam się przeglądaniem filmów. Chyba rzeczywiście obejrzę coś z Tatumem.
- Iwonko! Masz gościa! - dobiegł mnie krzyk babci.
Mocno oszołomiona wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Bartek?! Co ty tutaj robisz? 







_________________________________________________________

Taaaaa daaaam! Dziewiętnastka do Waszej dyspozycji :)

Przyznać się, kto jeszcze bardziej znienawidził Sabinę? ;D 
Zapowiadałam, że pokaże jeszcze pazurki. Ale ja tak lubię czarne charaktery, 
że nie mogłam się oprzeć.

Pomiędzy Iwoną i Bartkiem ciut za przyjemnie się robi...
Ale spokojnie, coś tam jeszcze namieszam ;D

Co do opowiadania z Thomasem to złapałam lekki zastój, jednak spokojnie...
Najpierw ogarnę Alice i tutaj troszkę, a tam powrócę jeszcze w sierpniu.

Napisałam, że akcja u Alice zakończy się wraz z TCS,
natomiast tutaj koniec zbiegnie się z konkursami PŚ w Polsce.



Zachęcam do komentowania - nie boli, ale za to baaaaardzo motywuje! :)











sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 18


- Nie mówcie mi tylko, że Jasiek napił się herbatki z prądem... - powiedziałam do stojących obok mnie Kacpra i Bartka, wskazując na uśmiechniętego od ucha do ucha Ziobrę, który zmierzał do wyciągu.
- Córkę będzie miał - odpowiedział Skrobot.
- Wi... Wa.. Wie... - zaczął plątać się Bartek. 
- Wiwiana baranie! - zaśmiał się serwisant. 
- Wiwiana? - zapytałam, nie dowierzając, na co moi towarzysze pokiwali tylko głowami. 
- Przepraszam... Mogę z panią chwilę porozmawiać? - usłyszałam za sobą czyjś głos mówiący perfekcyjnie po niemiecku. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Alexander Poitner. 
- O co chodzi? - zapytałam, odchodząc kawałek za nim. 
- Przejdę od razu do rzeczy... Z przyczyn niezależnych ode mnie nasza kadra została bez fizjoterapeuty i pilnie kogoś poszukujemy. Manuel jeszcze przed inauguracją sezonu świetnie panią rekomendował, ale wtedy nie mieliśmy żadnego wolnego miejsca. Jednak teraz bardzo by nam się pani przypadała. Ma pani dobry kontakt z chłopakami... Łukasz Gębala na pewno poradziłby sobie sam. Austriacki Związek Narciarski gwarantuje pani trzy razy większe zarobki niż dotychczas.
- Dziękuję za propozycję, ale nie mogę skorzystać - odpowiedziałam pewnie.
- Proszę się zastanowić...
- Odejście z polskiej kadry nie wchodzi w grę... Ale mogę panu polecić idealną osobę.
- Doprawdy? 
- Moja przyjaciółka Chiara Ferro świetnie nadaje się na to miejsce.
- A pani nie da się jednak namówić? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie.
- Przykro mi, ale nie...
- Echh... To kiedy mógłbym z nią porozmawiać?
- Pasuje panu dzisiaj po konkursie?
- Idealnie. W takim razie do zobaczenia. 
- Do zobaczenia - odpowiedziałam i sięgnęłam do kieszeni po telefon, aby wybrać numer przyjaciółki.

- Słucham? - usłyszałam jej głos.
- Cześć Chiara. Zbieraj się i przychodź mi pędem na skocznię! 
- A co, ta żmija przyszła? Już ja jej poprawię ten krzywy nos! - powiedziała wściekła.
- Żmija? Aaaaa... Sabina! Nie, nie ma jej, mam lepsze wieści. Przychodź jak najszybciej.
- Stało się coś czy co, że tak pilnie mnie potrzebujesz?
- Nic się nie stało, dopiero się może stać - rzuciłam tajemniczo, cicho się śmiejąc. - Przychodź jak najszybciej. Czekam na ciebie! - powiedziałam i rozłączyłam się.

- Uuuuu... No to po Freundzie - powiedział Skrobot.
- Co się stało chłopaki? - zapytałam.
- Freund zaliczył upadek przy lądowaniu - odpowiedział Bartek. - Janek prowadzi, a został jeszcze tylko Schlierenzauer.
- Eee... Nie popisał się nasz gwiazdor - skomentował Kacper po skoku Gregora. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem. - No co? 



* * *



Kochana Blanko


Pogubiłem się w skokach, pogubiłem się w uczuciach, pogubiłem się w życiu...
Nic nie idzie po mojej myśli.

Skoki w moim wykonaniu są beznadziejne. Niby nie jest tragicznie, trener mówi, że w moim wieku i z moim doświadczeniem w Pucharze Świata każdemu zdarzają się wahania formy i powinienem tylko regularnie pracować i wszystko samo się unormuje. Jednak ja tego nie czuję.
Kiedyś  każdy moment w powietrzu dawał mi ogromne pokłady nowej energii i ogromne szczęście. Lecz teraz każdy skok jest dla mnie jedynie obowiązkiem, z którego powinienem się wywiązać. Nie chcę skakać bo muszę. Chcę to robić, bo to kocham, ale z każdym dniem zaczynam w to wątpić.

Moje życie uczuciowe... Czy ja w ogóle mam jakieś życie uczuciowe? Nie wiem...
Czasami mam wrażenie, że ono umarło razem z Tobą.
Myślałem, że jestem ważny dla Sabiny. Nie była mi obojętna, dobrze czułem się w jej towarzystwie. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przywiązywałem się do jej obecności, do jej oliwkowych oczu, mocnych perfum, uroczego śmiechu...
Zaczynała dla mnie dużo znaczyć, ale nie mogłem nazwać tego poważnym uczuciem. Teraz to wiem. Utwierdziła mnie w tym sytuacja z Deschwandenem. W tym samym czasie, kiedy była ze mną, myślała o nim. Kiedy tylko byłem jej niepotrzebny, szła do niego. Wiedząc, że on ma kogoś i tak brnęła w tą relację, jednocześnie robiąc ze mnie totalnego idiotę.
 Gdyby nie Chiara - dziewczyna Deschwandena i jednocześnie przyjaciółka Iwony pewnie nadal tkwił bym w tym chorym układzie.
Chociaż kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że to tylko głupi żart. Ale jak zobaczyłem ją taką poobijaną, uwierzyłem i zapragnąłem cofnąć czas mimo iż to niemożliwe.
Od tego momentu nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, a nasza dzisiejsza nieprzyjemna rozmowa tylko mnie w tym utwierdziła.
Dowiedziałem się o sobie całkiem sporo... Że nie potrafię dostrzec czyichś starań, zero we mnie spontaniczności, zachowuję się jak zmęczony życiem siedemdziesięciolatek, jestem - czytuję: popieprzonym dupkiem zachowującym się jak jakiś chory mamin synek.
Czy ona naprawdę myślała, że ja tego nie wiem? Kiedy mnie opuściłaś, zamknąłem się 
w sobie i nie potrafię zachowywać się tak jak kiedyś. Dobrze wiem, że powinienem być bardziej spontaniczny, cieszący się życiem. Jestem w końcu młodym facetem z całkiem niebrzydką facjatą i w dodatku mam przed sobą lata sportowej kariery. 
Jednak tak ciężko w to uwierzyć... Mój blask jakby zgasł i nie umiem sprawić, aby ponownie rozbłysnął. Może brzmi to trochę narcystycznie, ale tak jest.
Nie potrafię cieszyć się życiem tak, jak kiedyś.

W dodatku względem Iwony ponownie zachowuję się jak skończony imbecyl.
Ta noc w Titisee-Neustadt... Byliśmy pijani, ale nie tak żeby tego nie pamiętać, 
przynajmniej ja... Nie zaciągnąłem jej do łóżka z premedytacją. Dobrze wiesz, 
że taki nie jestem. Chciałem tego, pragnąłem się do niej zbliżyć...
Tej nocy nigdy nie zapomnę.
A teraz? A teraz pomieszkujemy razem w pokoju i zachowujemy się jak najzwyklejsi znajomi z pracy. Jednak to tylko zwykły blef. Jest między nami jakieś napięcie, 
które nie wiem jak rozładować.
Zależy mi na niej i chciałbym się stać dla niej kimś ważnym.
I wygląda to dosyć dziwnie... Jedna kopnęła mnie w tyłek, lecę do drugiej.
Ale to nieprawda. To chyba właśnie dzięki Sabinie zrozumiałem, że osobą, którą jestem 
w stanie pokochać jest Iwona.
Tylko pojęcia nie mam, jak ja się odważę powiedzieć to głośno.
Kiedy byłaś ze mną, nie było dla mnie żadnych ograniczeń. Cały świat stał otworem, 
a wypowiedzenie tych dwóch słów, nie wiązało się z żadną obawą.


Pojutrze już Wigilia. Tak bardzo kochałaś Boże Narodzenie. Pamiętasz jak razem ubieraliśmy choinkę? Najpierw u Ciebie w domu, a następnie u mnie. Potem wychodziliśmy na zakupy, aby poszukać jakichś prezentów. 
To był chyba najpiękniejszy czas w roku. Uwielbiałaś świąteczną atmosferę. Z radością pomagałaś swojej mamie w przygotowaniach, a kiedy przychodziłaś do mnie, byłaś chętna pomóc mojej. Byłaś taka kochana, dobra, pełna ciepła... 
Moja rodzina szalała na Twoim punkcie.
Teraz święta straciły swój czar. Bo jak mam się cieszyć z narodzin Jezusa,
kiedy Bóg zabrał mi Ciebie? 

Jutro już wrócimy do Polski, teraz jesteśmy w Engelbergu. Wczoraj Jasiek wygrał. 
To chyba wiadomość o tym, 
że będzie miał córkę, dodała mu skrzydeł. 
Ja także kiedyś marzyłem, że w przyszłości będziemy mieć małe Kłusiątka. Już nawet imiona miałem wybrane. Jeśli byłaby dziewczynka to Diana, a jeśli chłopczyk to Gabriel.
Wiem... Głupie szczeniackie marzenia. Ale wierzyłem w to, że zestarzejemy się razem
z gromadką dzieci i wnucząt u boku. 

Dzisiaj liderem został Kamil, ale Jasiek był na trzecim miejscu. Chłopaki oblewają ich sukcesy, ale ja nie mam ochoty. Wypiłem kieliszek szampana i zmyłem się razem ze sztabem z pokoju Ziobry i Stocha.
Iwony też się ulotniła. Poszła pewnie świętować z Chiarą jej nową posadę w Austria Team.
Była od rana taka uśmiechnięta. Widać było, że cieszy się, że jej przyjaciółce się udało
 i teraz będą mogły spotykać się na każdym konkursie.
Kiedy widzę ją szczęśliwą, sam czuję się lepiej.

Chciałbym, aby w przyszłości była szczęśliwa właśnie z mojego powodu...



Odłożyłem długopis, zapisaną kartkę włożyłem do zielonej teczki, którą schowałem do 
walizki. Spojrzałem na zegarek - 23:44. Pomimo późnej pory zdecydowałem się zejść na dół po coś do picia. Wsunąłem buty na nogi i opuściłem pokój. Zszedłem schodami do hotelowego baru. Pomimo tego, że korytarze świeciły pustkami, bar cieszył się sporą liczbą klientów. Na jednym z krzeseł dostrzegłem Iwonę. Nie dało się nie zauważyć, że miała trochę wypite. Obok niej stała Chiara i wyglądało na to, że próbuje namówić ją do wyjścia. Złapała mnie na tym, że się im przyglądałem i przywołała mnie ruchem dłoni. Zanim cokolwiek zdążyłem zamówić, podszedłem do dziewczyn. 
- Ufff... Jak dobrze, że przyszedłeś. Pomożesz mi z nią? - zapytała Włoszka, wskazując na ledwo przytomną Iwonę. 
- Jasne. Co ty z nią zrobiłaś? - zaśmiałem się cicho.
- Ja? Nic! - odpowiedziała, a do moich nozdrzy dotarła mocna woń alkoholu. 
- Zaprowadzę ją do pokoju, nie martw się. 
- Dzięki, w takim razie ja też już pójdę.
- Dasz sobie radę? - zapytałem dla upewnienia.
- O mnie się nie martw - rzuciła, puszczając oczko. - Zaopiekuj się nią. Dobranoc - zabrała torebkę i lekko chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi. 
- Idziemy Iva - powiedziałem, przewieszając sobie jej torebkę przez szyję i chwyciłem ją za ręce.
- Nigdzie nie idę - odpowiedziała, śmiejąc się i oparła się o blat. - Ja zostaję TU - wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo, ciągle się śmiejąc.
- No chyba po moim trupie - podwinąłem rękawy od bluzy i szybkim ruchem wziąłem ją na ręce. 
- Puść mnie... David na mnie czeka - powiedziała, nieporadnie machając ręką w kierunku jakiegoś napakowanego blondyna.
- Ani myślę - bąknąłem i ruszyłem z nią w kierunku windy. 
Kiedy już dotarliśmy do windy, postawiłem ją na ziemi. Jak na takie małe chucherko całkiem niemało ważyła. Zachwiała się lekko, ale w porę złapałem ją w ramiona. Zaśmiała się znowu i zaczęła śpiewać jedną z piosenek Brathanków.
Kiedy winda zatrzymała się na naszym piętrze, ponownie wziąłem ją na ręce. Próbowałem ją uciszyć, ale bez skutku. Zmniejszyłem odległość pomiędzy naszymi twarzami i pocałowałem ją. Na szczęście poskutkowało. Zmieszała się trochę, słodko się przy tym czerwieniąc, ale była cicho. Uśmiechnąłem się do niej, składając na jej ustach jednego przelotnego całusa. 
Weszliśmy do pokoju i położyłem ją na jej łóżku. Zdjąłem jej sweter i buty.
- Chyba tak spać nie pójdę, co? - zaśmiała się, pokazując na siebie. - Pomożesz? - zapytała, robiąc maślane oczka, co w połączeniu ze stężeniem alkoholu w jej krwi wyglądało naprawdę zabawnie, a zarazem uroczo. 
Wyjąłem jej piżamę i ponownie wróciłem na łóżko. Iva przysypiała już trochę, więc nie ociągając się, zabrałem się za jej przebranie. Trochę nieporadnie zdjąłem jej bluzkę i założyłem koszulkę od piżamy. Zachichotała cicho, mrużąc oczy. Jeszcze spodnie... 
- Jakoś w Titisee lepiej mi poszło - pomyślałem.
Z trudem dokończyłem jej przebieranie i przykryłem ją kołdrą. Zabrałem kilka rzeczy i poszedłem pod prysznic.
Kiedy wyszedłem z łazienki, Iwona już spała. Zgasiłem światło, zostawiając jedynie świecącą się małą lampkę przy jej łóżku. Sprawdziłem jeszcze tylko, która godzina i wskoczyłem pod kołdrę. 
- Baaaartuuuś - szepnęła Iva. - Boję się sama spać.
Odkryłem kołdrę i zerknąłem w jej stronę.
- No przecież jestem obok - odpowiedziałem. 
- Ale... Ale jak jakiś potwór wyjdzie spod łóżka albo z szafy? - zapytała niewinnie, lekko bełkocząc. Ledwo powstrzymałem się przed parsknięciem głośnym śmiechem. - Boję się... Mogę do ciebie? 
Trochę zdziwiły mnie jej słowa, co nie zmienia faktu, że w moim łóżku jest zawsze mile widziana.
- No chodź - powiedziałem, robiąc jej miejsce obok siebie. Z trudem wyplątała się z kołdry i prawie się przewróciła, zanim znalazła się przy mnie. Położyła się obok, przytulając się do mnie. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło. - Dobranoc. 
Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć, ale uniemożliwił mi to cichy płacz Ivy.
- Co się stało?
- Wszystko jest do dupy... - mówiła, łkając. - Brat ma mnie w dupie, ty masz mnie w dupie, a ja ciebie tak straaaaasznie kocham Bartuś. No a ty masz mnie w dupie... A słyszałeś najnowszego newsa? - zapytała, zaczynając się śmiać i otarła mokre policzki ręką. - Podobno to ja pobiłam Sabinę. Chłopaki tak plotkują. A to wstrętne babsztyle!! Baaaaartuuuś?
- Tak?
- A ty byś chciał, żebym to ja ją pobiła a nie Chiara? - zapytała, wlepiając we mnie swoje niebieskie oczy. Wydawało mi się, że się przesłyszałem. Alkohol naprawdę jej nie służy. - Bo jak chcesz to ja jej oczy wydrapię... Bo ty jesteś tylko mój i ja nie chcę się tobą dzielić - powiedziała i wpiła się w moja usta.
- Z nikim nie musisz się mną dzielić - odpowiedziałem, kiedy oderwała się ode mnie i przytuliłem ją do siebie.



* * *


Rozbudził mnie zapach kawy. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że nie leżę w swoim łóżku tylko w Bartka. Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętałam, że Chiara dostała pracę i poszłyśmy do baru... To wszystko. Głowa mi pękała i nic więcej nie mogłam sobie przypomnieć.
- O proszę! Widzę, że już się obudziła nasza balangowiczka - zaśmiał się Bartek.
- Błagam... Ciszej... - jęknęłam. - Która godzina?
- Dziesięć po siódmej - odpowiedział. - Za dwadzieścia minut śniadanie, ale jeśli chcesz to przyniosę ci coś tutaj.
- Czytasz mi w myślach.
Zabrałam czyste rzeczy i ruszyłam pod prysznic. Chłodna woda spływająca po moim ciele nieco otrzeźwiła mój umysł, ale nadal nie pamiętałam wczorajszego wieczoru. Otarłam mokre ciało ręcznikiem i ubrałam się. Włosy związałam w wysokiego kucyka, zrobiłam nieco mocniejszy makijaż niż zwykle aby ukryć ślady zeszłego wieczoru. Kiedy wyszłam z łazienki, Bartek akurat wrócił do pokoju.
- W pół do dziewiątej wyjeżdżamy - powiedział i podał mi croissanta. Szybko go zjadłam i chwyciłam kubek z kawą.
- Fuuuuj! Gorzka!
- Szybciej postawi cię na nogi moja droga. 
Dokończyliśmy pakowanie i wyszliśmy z pokoju. Będąc już w holu, usłyszałam, że ktoś mnie woła po angielsku.
- Iva, zaczekaj! 
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna. Odruchowo ścisnęłam dłoń Bartka, który momentalnie się przy mnie zatrzymał.
- Wczoraj tak szybko wyszłaś i...
- Spieszymy się, do widzenia - odpowiedział za mnie Bartek, objął mnie ramieniem i szybko poszliśmy w kierunku drzwi.
- Kto to był? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. 
- Twój nowy znajomy ze wczoraj. Czekaj... Jak on miał... Aaa! David! Chciałaś zostać z nim na dłużej, ale odwiodłem cię od tego planu.
- O Boziu... Dziękuję ci Bartek - powiedziałam z wdzięcznością i zajęłam miejsce w busie, który miał nas odwieźć na lotnisko.
- Usiądziesz ze mną? - zapytałam Kłuska. Pokiwał głową i zajął miejsce obok mnie. - Nie wiem, jak znalazłam się w pokoju i co się potem działo, ale mam nadzieję, że nie naopowiadałam ci żadnych głupot. Naprawdę nic nie pamiętam.
- Wszystko okej. Nie zrobiłaś nic, czym mogłabyś mnie urazić. 
Ułożyłam wygodnie głowę na jego ramieniu i przymknęłam powieki.
- Wysiadamy robaczki! - obudził mnie dopiero wesoły głos trenera.






________________________________________________________

Nie jestem zadowolona z tego czegoś powyżej. Tyle w tym temacie ;)


Na pocieszenie Bartuś ^^
(I jak go tu nie kochać?)



Zapraszam Was na nowe opowiadanie z Morgim:

Start był zaplanowany na trochę później, ale moja niecierpliwość 
wzięła górę.



Dziękuję Wam za te ponad 20 tys. wyświetleń <3