niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 21


Wciąż przed oczami miałam minę Sabiny, kiedy musiała mnie przeprosić. Tajner stanowczo zagroził jej, że jeśli tego nie zrobi dosięgną ją poważne konsekwencje. Osobiście nie chciałam wnikać w ich prywatne sprawy i wolałam nie zastanawiać się, co to za poważne konsekwencje. W końcu udało jej się wydusić ciche "przepraszam". Jasiek mi to nawet nagrał na pamiątkę! 
Od tego czasu pałętała się nadąsana i z nikim z polskiej ekipy nie zamieniła więcej niż dwóch zdań. Jedyną osobą, z którą widziałam, aby dłużej rozmawiała był Deschwanden. Serio odbiło facetowi... 
- Morgi skacze - z zamyślenie wyrwał mnie głos Kacpra. Zacisnęłam mocno kciuki i przyglądałam się jego skokowi. Jeśli znajdzie się na podium, uda mu się zająć miejsce w czołowej trójce całego Turnieju. Leciał w pięknym stylu, lądując trochę pokracznie, ale odległość uzyskał fenomenalną. 142 metry! Wokół skoczni rozległy się głośne wiwaty. Ze łzami w oczach przytuliłam Kacpra. - Ejj! Nie płacz! 
- To ze szczęścia - odpowiedziałam uradowana i pobiegłam w kierunku rodziny.
Oczywiście nie mogło zabraknąć rodziców Thomasa, Christiny i Vereny z rodzinami, dwóch kuzynek ze strony cioci Gudrun i mojego taty i kilku bliskich osób ze strony wujka Franza. Minęłam kilka osób z fan clubu Gregora, rodzinę Thomasa Dietharta, aż w końcu mogłam zatonąć w uścisku wujka Franza. Staliśmy tak oboje, trzymając się za ręce i czekając na skok dwóch pozostałych zawodników. Prevc poszybował na 138,5 metra i wyprzedził Thomasa. Ostatni był Thomas Diethart. Kiedy oddał skok na 140 metrów, zapewniając sobie wygraną konkursu i jednocześnie całego Turnieju, a jego rodzina oszalała ze szczęścia. 
- Tak bardzo się cieszę, że mu się udało - szepnął wujek ze łzami w oczach, wskazując na Morgiego, który gratulował zwycięstwa Diethartowi. 


Zmyłam z twarzy pozostałości białej i czerwonej farby. Na moim lewym policzku w czasie konkursu widniała austriacka flaga, a na prawym polska. 
Założyłam na siebie kobaltową sukienkę z baskinką i rękawem trzy/czwarte, a nogi wsunęłam w beżowe szpilki. Włosy przeczesałam szczotką i pozwoliłam, aby swobodnie opadały na moje ramiona. Za chwilę bowiem miała odbyć się niewielka impreza z okazji zakończenia 62. Turnieju Czterech Skoczni. Oprócz zawodników i członków sztabów, zaproszone zostały także rodziny skoczków. Zabrałam torebkę i zeszłam na dół. 
Cała ta mała uroczystość rozpoczęła się od słów Hofera, następnie głos zabrał Thomas Diethart, Morgenstern i Ammann. 
- I znowu Thomas był ode mnie lepszy, a teraz nawet dwóch Thomasów - zakończył Szwajcar, powodując szerokie uśmiechy na twarzach wszystkich zebranych. 
Wznieśliśmy symboliczny toast za ową trójkę, a salę hotelowej restauracji wypełniły dźwięki muzyki. 
- Gdybym nie miał dziewczyny... Echhh... Ślicznie wyglądasz - usłyszałam nad uchem szept Dawida.
- Kubacki! Ogarnij się! - zdzierżyłam go torebką. - Ale dziękuje. 
- Wiesz, że stałaś się obiektem ploteczek?
- Tak? I co, mam dziękować Sabinie?
- Nie chodzi o tą akcje z Sabiną.
- A o co? - zapytałam ze zdziwieniem. 
- Wiewiór snuje teorie o twoim potajemnym romansie z Kusym.
Zaśmiałam się, spuszczając wzrok na podłogę.
- To niedorzeczne - prychnęłam.
- Też tak sądzę - stwierdził, uważnie mi się przyglądając. - Ma podejrzenia, to znaczy podobno jest pewny, że Kusy nie rozchorował się na Sylwestra i nie siedział w domu w Zakopcu, ale był z tobą w Innsbrucku. 
- Za dużo romansów się naoglądał - powiedziałam, opróżniając do dna kieliszek z szampanem. Z głośników popłynęła jakaś wolna piosenka, a moje spojrzenie przykuł widok tańczących Chiary i Schlierenzauera. Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej, a oczy zaczęły mnie piec. Zamrugałam kilka razy, oddychając przy tym głęboko. Przeniosłam wzrok z tańczącej dwójki, kiedy obok mnie stanął Wellinger.
- Iv, mogę ci zając chwilę?
- Andreas... - szepnęłam. - Yyy... Taa... Tak - odpowiedziałam, a Dawid się ulotnił. Zniknął na parkiecie, porywając siostrę Dietharta do tańca.
- Chciałbym cię przeprosić. Źle się zachowałem. Poniosły mnie emocje, ale przemyślałem wszystko na spokojnie, porozmawiałem z rodzicami... Eee.. To znaczy...
- Słuchaj Andi, państwo Wellinger to twoi rodzice i nic tego nie zmieni. To było głupie z mojej strony, że po tylu latach wpakowałam się z butami w twoje życie. Przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.
- Ale ja nie chcę niczego zapominać. Mam już rodzinę, to prawda, i kocham ich wszystkich, ale chciałbym poznać moich prawdziwych rodziców, brata... A poza tym, mieć dwie rodziny to super sprawa. Pomyśl tylko o gwiazdce czy urodzinach.
Zaśmiałam się.
- Jesteś pewny? Możemy...
- Tak, jestem pewny. Opowiesz mi coś o twojej, eee... To znaczy naszej rodzinie?
- Babcia jest Polką i poznała dziadka na jakiejś wymianie studenckiej. Mieszkają razem w Innsbrucku. Tata ma siostrę Gudrun, która z kolei jest mamą Thomasa Morgensterna, Christiny i Vereny. Natomiast nasza mama ma brata i siostrę. Wujek Jerzy ma syna Roberta i córkę Ewelinę, a ciocia Agnieszka trzy córki: Klaudię, Idę i Adę. Dziadkowie mieszkają w Bukowinie Tatrzańskiej. Mamy jeszcze multum dalekich ciotek, ale o tym innym razem.
- Ja nie wiem jak zapamiętam te wszystkie polskie imiona - powiedział zrezygnowany, kręcąc bezradnie głową.
- O kochany! Ty się lepiej zacznij polskiego uczyć, bo cioteczki to starsze kobiety i nie wiem, czy któraś z nich mówi po niemiecku.
- A czym zajmują się rodzice? A mój brat?
- Tata jest stomatologiem, a mama dziennikarką. Michał... Cóż można o nim powiedzieć... Jesteście bardzo podobni do siebie, z wyglądu oczywiście. Nasz braciszek jest strasznie  kochliwy, ale ma dobre serduszko. Koniecznie musisz go poznać.
- Boję się, że...
- Gdzie ty się szwendasz Welli?- przerwał mu Wank. - Andreas jestem, a ty, mademoiselle? - zapytał teatralnie, całując wierzch mojej dłoni.
- Bierz łapska Wank! To jest moja siostra Iwona.
- Haha! Ale z ciebie dowcipniś! Pewnie żeś zakosztował polskiej wódki i coś ci się w makówce poprzestawiało Andi. Chodź, wujek Wanki da ci czegoś na odtrucie - powiedział, ciągnąc młodszego Andreasa za ramię.
- Przepraszam Iv... - zawołał mój brat, odchodząc z Wankiem. Mój brat, mój brat...
Zabrałam torebkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i na spokojnie o wszystkim pomyśleć. Niebo było zupełnie czarne, żadnej gwiazdy. Potarłam dłońmi o ramiona, aby się trochę ogrzać i oparłam się o barierkę przy schodach. Wszystko, co się działo w ostatnich dniach zaczęło mnie przytłaczać. Zwolnienie, sylwester, powrót, Andreas, Chiara i Gregor, Bartek... Cały świat w dziwny sposób kręcił się wokół mnie, a ja stałam w jego centrum, nie wiedząc co robić. 
- Jezu! Iwona! Dlaczego jesteś bez kurtki? - zawołał rozpaczliwie Bartek, narzucając mi na ramiona swoją kurtkę. 
- Wiewiór wyniuchał twoje ostatnie kłamstewko. 
- Jakie kłamstewko?
- Dotyczące Sylwestra. Już nie pamiętasz?
- Ale przecież byłem chory, chory z...
- Wracajmy może do środka, co? - przerwałam mu i ruszyłam z powrotem do wnętrza hotelu.
Pozwoliłam sobie wypić kilka drinków dla ukojenia myśli. Dalsza część wieczoru minęła mi w szampańskim nastroju.



- Oddawaj wafelki, Wiewiór! - po korytarzu rozległ się donośny krzyk Dawida. Wychyliłam głowę za drzwi mojego pokoju, a moim oczom ukazała się jego blond czupryna.
- Co się stało? - zapytałam.
- Co się stało?! Wiewiór zajebał mi Mannery, to się stało! 
- Ejj... Spokojnie. To tylko słodycze.
- Tylko słodycze - prychnął Kubacki. - Gdzie on jest?
- Poszedł z Kotem obłaskawiać Kulm czy coś.
- Kulm? Ja mu dam Kulm! Ruski rok mnie popamięta! - krzyknął jeszcze i tyle go widziano. Zamknęłam drzwi i wróciłam pod kołdrę. Byliśmy już trzeci dzień w Bad Mitterndorf, a ja musiałam leżeć w łóżku i leczyć moje przeziębienie, którego notabene nabawiłam się po tej imprezie w Bischofshofen.  Było już coraz lepiej, a na jutrzejsze oficjalne treningi będę jak nowa. Chłopaki przez ten czas trenowali wyłącznie na siłowni, a wszystkie obowiązki fizjoterapeuty wziął na siebie Łukasz.
Sięgnęłam ręką po kubek z malinową herbatą, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Mogę?
- Jasne, wchodź - odpowiedziałam i zrobiłam Thomasowi miejsce obok siebie na łóżku. Zdjął buty i położył się obok.
- Jak się czujesz, Iv?
- Lepiej. 
- Widziałem, jak wczoraj rozmawiałaś z Wellingerem. Mam nadzieję, że niczym cię nie uraził.
- Wręcz przeciwnie. Przeprosił mnie i rozmawialiśmy chwilę o naszej rodzinie. Chce ich wszystkich poznać. Teraz muszę tylko porozmawiać z rodzicami i z Michałem.
- Wezmę na siebie dziadków, jeśli chcesz.
- Dziękuję. A twoi rodzice będą na konkursie? - zmieniłam temat. 
- Nie, ale... Ale będzie...
- Silvia, tak? - przerwałam mu. Spuścił wzrok, zabrał mi kubek i upił łyka herbaty.
- Malinowa, fuj! 
- Nie martw się, nie zjem jej. Przynajmniej w końcu będę miała okazję ją poznać - drążyłam dalej temat.
- W sumie to nawet nie wiem, czy to coś poważnego...
- Zostawiłeś dla niej matkę swojej córki, z którą spotykałeś się od liceum, zabawiłeś się chwilę, niby ze sobą jesteście i nie wiesz, czy to coś poważnego. Brawo - prychnęłam.
- Nie...
- Tak, wiem. Nie zostawiłeś Kristiny, tylko tak jakoś wyszło - ponownie mu przerwałam.
- Nie tak jakoś wyszło, tylko coś się bezpowrotnie skończyło. A poza tym Kristi ma kogoś. Lepiej mi powiedz, jak Tobie się układa?
- Nijak - odpowiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- A Kłusek? - zapytał, poruszając zabawnie brwiami.
- Głupi jesteś - wytknęłam język w jego stronę i uderzyłam go poduszką.
- Uhuhu.. Zakochana para! - wykrzyczał na cały pokój. Spojrzałam na niego jak na idiotę i strzeliłam typowy "facepalm". 
- Jesteś bardziej dziecinny niż Lilly.
- A może nie mam racji? - zapytał, poważniejąc. 
- Nie, nie masz. Bartek ma dwadzieścia lat, studiuje, ma skoki i życie, z którego może śmiało korzystać. Nie jest mu potrzebny ktoś taki jak ja, ktoś z nieciekawą i bolesną przeszłością. 
- Sugerujesz, że jest niedojrzały? 
- Nic nie sugeruję, tylko...
- Tylko po prostu boisz się zaangażować, ponieść fantazji, uczuciu. 
- Może i się boję, ale ty też nie jesteś lepszy. Nie wiesz, czy Silvia to coś poważnego, bo ty też boisz się zaangażować. Silvia jest od ciebie starsza i wydaje ci się, że szuka stabilizacji, a ty nie jesteś pewny, czy potrafisz jej ją zapewnić. Wiem, że mam rację. Nie musisz potwierdzać. 
- Echhh... Moja małą, mądra kuzyneczka - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Odpoczywaj i nie skreślaj Kłuska tak od razu - dodał i wyszedł z pokoju. Zażyłam jeszcze lekarstwa, przykryłam się szczelniej kołdrą i po chwili usnęłam. 


Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie. Zjadłam podsunięte przez Kubackiego śniadanie, ubrałam się ciepło i zeszłam na dół. Czułam się dzisiaj znacznie lepiej. Po moim przeziębieniu pozostał jedynie katar.
Chłopaki czekali już na sztab przed hotelem, co szczerze mnie zdziwiło. Zawsze spóźnialscy, a dzisiaj nawet przed czasem. Może przez te kilka dni mojej niedyspozycji Łukaszowi w końcu udało się na nimi jakoś zapanować? Albo po prostu coś przeskrobali i próbują się jakoś wkupić w łaski trenera? Tak, na pewno to drugie! Wrzuciłam torbę do bagażnika i zajęłam miejsce w busie obok fizjoterapeuty. 
- Co oni tacy grzeczni? - zapytałam, wskazując ruchem głowy na grupkę skoczków. 
- Zafundowali sobie wczoraj wycieczkę na Kulm, Poitner zobaczył ich wyczyny i nie omieszkał podzielić się swoim zdaniem z Łukaszem. Chyba nie muszę ci mówić, jak ten na to zareagował. 
- I wszystko jasne... - powiedziałam cicho i spojrzałam raz jeszcze na skoczków, którzy posłusznie za trenerami pakowali się do busów. 
- O Ivcia! Jak tam zdrówko? - zawył Piotrek, gramoląc się na siedzenie obok mnie. 
- Nieźle jak widać. 
- Trzeba se było herbatki z rumem łyknąć. Raz dwa by cię na nogi postawiło, tak jak Kusego. Biedaczek się rozchorował przed Ga-Pa, a w Innsbrucku już jak młody Bóg był! Co nie Kusy?! 
Spojrzałam na Bartka, który pokiwał głową z powagą. 
- Następnym razem jak mnie złapie choroba, to będę pamiętać - zapewniłam. 
Po kilku minutach dojechaliśmy do Kulm. Chłopaki wypakowali sprzęt i grzecznie udali się do szatni. Odbyło się bez głupich sprzeczek i przepychanek. Taki "zimny prysznic" naprawdę dobrze im zrobił. 
- Herbatki z cytryną? - zaoferował Skrobot.
- A chętnie - odpowiedziałam i przejęłam kubek z parującą cieczą od serwismena. 
Upiłam łyk i momentalnie zrobiło mi się cieplej.
- Stawiam dychę, że Tepesa nie będzie dzisiaj w pierwszej dziesiątce - powiedział, wskazując dyskretnie ruchem głowy na ćwiczących Słoweńców.
- Iva, możesz na chwilkę? Kamil skarży się na jakiś skurcz w łydce - zza drzwi szatni wyłoniła się głowa Klimowskiego.
- Już idę - odpowiedziałam i podałam kubek Kacprowi. - Stawiam dwie, że będzie pierwszej trójce kwalifikacji - dodałam i weszłam do szatni.

Szybko uporałam się ze Stochem i ponownie wyszłam na zewnątrz. Trening trwał już od jakichś dwudziestu minut. Wiatr trochę kręcił, ale nie uniemożliwiało to jakoś strasznie oddawanie skoków. Spojrzałam na szczyt skoczni i poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Skocznie mamucie zawsze wzbudzały we mnie ogromny strach i o ile skoki narciarskie uważałam za cudowny sport, tak nie mogłam zrozumieć jak skoczkowie mogą latać na takich obiektach. Pamiętam jak kilka lat temu podczas konkursów w Planicy, Thomas zabrał mnie na sam szczyt Letalnicy. Piszczałam jak wariatka, kiedy prawie siłą posadził mnie na belce. Ale z tej szalonej "wycieczki" nie zapomnę jednego - szczęścia malującego się w oczach mojego kuzyna.
Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta.
- Hej, Yvonne - usłyszałam obok siebie radosny głos Chiary.
- Hej - odpowiedziałam, całując ją na przywitanie w policzek. - Jak ci się pracuje z Austriakami? - zapytałam.
- Mam z nimi sporo roboty, ale są świetni, nie da się z nimi nudzić. Chyba mnie nawet polubili. 
- Na pewno cię polubili. Stefan to ci pewnie żyć nie daje, co?
- Trochę tak, ale jest przeuroczy, jakby ciągle był w przedszkolu - powiedziała, na co obydwie się zaśmiałyśmy. 
- Dobrze, że jesteś zadowolona.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Strasznie ci dziękuję, że mnie poleciłaś - wyznała i mocno mnie przytuliła. 
- Jesteś najlepszą osobą na to miejsce jaką znam. Nie oddałabym mojego kuzyna i tych wariatów w ręce byle komu. Mają trochę spięć z obecnym sztabem, więc jest im potrzebny ktoś, to zagrzeje posadę na dłużej. Polacy mają Gębalę, więc im to bez różnicy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała, uważnie mi się przyglądając. 
- Po sezonie odchodzę z kadry i wracam prawdopodobnie do Hiszpanii. 
- Dlaczego? Przecież wiesz, że tam nie jest łatwo z pracą.
- Zdaję sobie sprawę, ale ja nie potrafię sobie poradzić ze wspomnieniami.  
- Nie możesz się znowu poddać - powiedziała i ponownie mnie przytuliła. - Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - dodała i odeszła w stronę austriackiego sztabu. 
Stałam jeszcze przez chwilę, a następnie ruszyłam na spacer. Musiałam otrzeźwić umysł z niechcianych myśli. Obeszłam Kulm dookoła i wróciłam do skoczków. Bartek z Piotrkiem i Maćkiem dyskutowali o czymś zawzięcie, więc postanowiłam usiąść sobie z boku i spokojnie poczekać do zakończenia treningu. Niespodziewanie wszystkie rozmowy ucichły, zupełnie tak jakby życie na chwile zamarło, a wszyscy wpatrywali się w telebim. Sama szybko spojrzałam na ekran. Poczułam jak tracę kontakt z otoczeniem. Byłam tylko ja i ten pieprzony telebim, na którym było ukazane ciało mojego kuzyna osuwające się bezwładnie po zeskoku. Momentalnie zerwałam się z ławki, na której siedziałam i pobiegłam w kierunku zeskoku. Słyszałam za sobą głośne nawoływania skoczków, ale nie zatrzymałam się. Dobiegłam do Thomasa, kiedy pojawił się przy nim już sztab medyczny. 
- Thomas! Słyszysz mnie?! - krzyczałam, a z moich oczu płynęły łzy. - Co z nim?! - zwróciłam się do medyków, ale nie uzyskałam odpowiedzi. - Co z nim do cholery?!
Czułam się tak strasznie bezsilna. Widziałam tylko jak bezwładnie leżał na śniegu. Nie wiedziałam czy jest przytomny, czy w ogóle oddycha. Poczułam, jak ktoś delikatnie unosi mnie ze śniegu.
- Tak mu nie pomożesz, chodź... - nie stawiałam żadnego oporu, szłam posłusznie za Bartkiem z zupełną pustką w głowie. Dopiero kiedy przystanęliśmy za bandami, mocno mnie przytulił, a ja wylewając potok łez, moczyłam jego błękitną kadrową kurtkę.  
- Jest nieprzytomny, ale oddycha. Zabierają go do Salzburga - poinformowała mnie Chiara.
- Mogę jechać z nim?
- Jedzie z nim nasz lekarz. Za chwilę będzie tu helikopter. Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać. 
- Muszę tam jechać - powiedziałam do Bartka, kiedy Chiara się oddaliła. - Przekaż Kruczkowi, proszę...
Pobiegłam do szatni, zabrałam swoją torbę i ruszyłam w kierunku wyjścia z obiektu. Szybko dotarłam do hotelu, przebrałam się, zabrałam kilka rzeczy. Z pośpiechu i własnej nieuwagi wpadłam jeszcze na Gregora przy wyjściu.
- Dobrze, że cię widzę, Iv...







_________________________________________________________

Bardzo Was przepraszam.

Długo nie mogłam się zebrać z pisaniem, głównie ze względu na szkołę.
Już ogarnęłam się trochę w tej nowej rzeczywistości i nie przewiduję takich przerw.


Co do rozdziału...
Miał być dłuższy, ale zdecydowałam się go podzielić, bo najbliższe kilka dni
będę miała bardzo zakręcone i nie znalazłabym czasu na pisanie. 


A już za 6 dni skoki i co najlepsze - Bartek znalazł się w kadrze! :D 
Czyżby moja historia okazała się prorocza? :D



PS. Serdecznie witam nowe czytelniczki :)


I oczywiście bardzo ładnie proszę o komentarze, bo bez dobrej motywacji ani rusz :P




-- JESZCZE MAŁA AKTUALIZACJA --

PLANOWAŁAM CO PRAWDA ZAKOŃCZYĆ TO OPOWIADANIE PO TRZECH
KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH, ALE DOSZŁAM DO WNIOSKU,
ŻE ZWIĄZAŁAM SIĘ BARDZO Z IWONĄ I BARTKIEM
I NIE CHCĘ TEGO TAK SZYBKO KOŃCZYĆ.

DECYZJA NALEŻY WIĘC DO WAS :)




środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 20


- Ty nie powinieneś być teraz w Garmisch-Partenkirchen?
- Iwona! Gdzie twoje maniery? - upomniała mnie babcia. - Zaproś yyy... - zawahała się. 
- Bartek - powiedział, strzelając uśmiech a'la Kot.
- Zaproś Bartka dalej. Przecież nie będzie tak stał w przedpokoju.
Wywróciłam oczami i dopiero wtedy zauważyłam, że babcia uśmiecha się do mnie cwanie i trzyma w dłoni bukiet z czerwonych gerberów. 
- Zapraszam do siebie - powiedziałam i wskazałam ruchem dłoni na uchylone drzwi od mojego pokoju. Podreptałam schodami na górę, a Bartek tuż za mną.
- A to dla ciebie - zamknąwszy za sobą drzwi, wręczył mi bukiet różowych tulipanów. Zaraz... Wtedy w Zakopanem też ktoś zostawił pod moimi drzwiami identyczny bukiet.
- Wtedy... To znaczy w Zakopanem, kiedy wróciliśmy z Kuusamo to też ty? - zapytałam, wskazując na bukiet.
- Kurcze... Dobra jesteś - zaśmiał się. - A wiesz co oznaczają różowe tulipany? - pokiwałam przecząco głową. - Podarowując różowe tulipany pokazujesz, że masz do dziewczyny sentyment i chcesz się o nią zatroszczyć. 
Poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Speszona spuściłam wzrok na podłogę.
- To może ja po wazon pójdę - powiedziałam i uciekłam z pokoju. Zbiegłam do kuchni i odszukałam wazonu.
- Przystojny ten twój kolega Iwonko - usłyszałam radosny głos babci.
- Babciuuuu... - szepnęłam zawstydzona i głośno westchnęłam.
- On jest skoczkiem?
- Tak.
- No to już mnie nie dziwi, dlaczego ta Sabina się na tobie mści. Nie mam racji? 
- Sabina miałaby się mścić za Bartka?
- No ja tam nie wiem. Zastanów się nad tym. 
Zabrałam napełniony wodą wazon i wróciłam na górę. Postanowiłam na razie nie zastanawiać się nad tym, co powiedziała mi babcia. Włożyłam tulipany do wazonu i odstawiłam je na biurko. 
- Możesz podziękować Thomasowi. Kupiłeś sobie moją babcię tymi kwiatami - odezwałam się i spojrzałam na niego, ciągle stojąc przy biurku. 
- Serio dobra jesteś. Nie myślałaś o pracy w policji? - ponownie posłał mi uśmiech a'la Kot, zbliżając się do mnie.
- A wiesz, że nawet w dzieciństwie to rozważałam? Ale życie tak się potoczyło, że zdecydowałam się na fizjoterapię. 
Odgarnął niesforny kosmyk moich włosów ze ucho, jednak jego dalsze poczynania przerwało pukanie do drzwi. Odsunął się ode mnie i usiadł na krześle przy biurku. 
- Proszę - powiedziałam, a w drzwiach ukazała się postać dziadka. 
- My już wychodzimy. Bawcie się dobrze - puścił w moją stronę tzw oczko i wyszedł z pokoju. No zwariować idzie z nimi wszystkimi! 
- Właściwie to nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytanie - zwróciłam się do Bartka, siadając na łóżku. - Nie powinieneś być w Ga-Pa?
- Nie. Odpuściłem sobie konkurs noworoczny.
- Jak to sobie odpuściłeś?! 
- Oficjalnie się przeziębiłem i właśnie sobie odpoczywam w Zakopanem. 
- I Kruczek ci w to uwierzył? - prychnęłam.
- Byłem bardzo przekonywujący. Przecież nie będę skakał z prawie czterdziestoma stopniami gorączki.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się. 
- Ale za to nie jesteś sama - powiedział i usiadł obok mnie na łóżku.
- Przepraszam bardzo! Ale Channing Tatum byłby ze mną.
- Mocny konkurent - tym razem oboje się zaśmialiśmy. 
- Zbieraj się, idziemy - oznajmiłam pewnie. 
- Dokąd? - zapytał, wlepiając we mnie swoje niebieskie oczy.
Myśl trzeźwo Iva!
- Zobaczysz.
Założyliśmy kurtki i wyszliśmy z domu. 
Szłam w wyznaczonym kierunku, a Bartek wytrwale podążał przy mnie. Odkąd wyszliśmy z domu dziadków, panowała pomiędzy nami cisza. Nie taka uporczywa, ciężka do zniesienia, ale lekka, przyjemna. Był obok i to mi w zupełności wystarczało. Spojrzałam na niego. Spoglądał w skupieniu przed siebie, delikatnie się uśmiechając. Niewiele myśląc, chwyciłam go za dłoń. Był zdziwiony moją reakcją, ale uśmiechnął się szerzej i silniej uścisnął moją dłoń.
- Jesteśmy na miejscu.
- Bergisel? Przecież...
- Chcę ci pokazać Innsbruck w najlepszej jego okazałości. 
Pociągnęłam go w stronę kolejki. Wjechaliśmy na górę i weszliśmy do kawiarni.
- Czekolada? - zapytał, kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików. 
- Czekolada! - potwierdziłam z entuzjazmem. 
Wpatrywałam się w widok za szybą. Miasto powoli tonęło już w mroku, a światła latarni i kolorowe witryny sklepowe delikatnie go oświetlały. 
Odwróciłam wzrok, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Wyraźnie wdzięczyła się do Bartka.
- Czegoś jeszcze sobie państwo życzą? - zapytała w jego kierunku.
- Nie - odpowiedziałam oschle i powróciłam do podziwiania widoków za oknem. 
Wzięłam łyk gorącego napoju, a po moim ciele rozlała się przyjemna fala ciepła.
- Spójrz, tam w oddali jest Stadtturm - powiedziałam, wskazując palcem na maleńką w oddali wieżyczkę. - Codziennie jest tam grane coś na wzór krakowskiego hejnału. Obok jest Goldenes Dachl, czyli tzw Złoty dach i katedra św. Jakuba. Dalej jest Alpenzoo, ale nie widać go stąd za dobrze. 
Ponownie sięgnęłam po filiżankę i wypiłam całą jej zawartość. Wstałam od stolika i podeszłam do okna przy drugim końcu sali, gdzie klienci mogli wpatrywać się w widoki. 
- Tam widać lotnisko - oznajmiłam, kiedy poczułam, że ktoś stoi za mną. Nie myliłam się, to był Bartek. Objął mnie od tyłu i staliśmy tak, wpatrując się w panoramę miasta. 
Poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Wyjęłam go i spojrzałam, kto dzwoni:

ŻYŁA

- Słucham? 
- Cześć Ivcia. Jak życie? - zapytał radośnie.
- Leci jakoś do przodu. Nie zmieniło się za wiele od czasu, kiedy byłam w Oberstdorfie. A u ciebie, u was jak tam?
- Żeśmy się z Maciejką do konkursu jutrzejszego nie zakwalifikowali - westchnął. - No i będzie zmiana. Kubacki do Innsbrucka, a ja do chałupy trenować hehe. Ale Kamil elegancko drugi był. Kusego coś grypa zmogła i pojechał się kurować do Zakopca. Echh... Biedaczek - powiedział tak głośno, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha. Bartek zaśmiał się, ale dźgnęłam go w bok, aby był cicho i żeby się Żyła nie zorientował, że on zamiast odpoczywać w domu, to na szczycie Bergisel ze mną siedzi. 
- Tak? Ojej. To może zadzwonię do niego i jakoś zajmę mu czas w tej grypowej niedoli. 
- W ogóle to tutaj chłopaki ci przekazują noworoczne życzenia. Więc dużo pomyślności, miłości i oczywiście, żebyś do nas jak najszybciej wróciła kochana! A ode mnie jeszcze dużo zdrowia i mamony! Hehe. 
- Dziękuję Piotrek, tobie przede wszystkim powodzenia w skokach. 
- Kończę Ivcia, bo Maciejka z Klimusiem ruszyli na podbój parkietu i muszę to zobaczyć. Papatki. 
- No cześć. 

- I z czego się śmiejesz? - zwróciłam się do Bartka. Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż zadzwonił jego telefon. 

- No co tam Pieter? - zakaszlał - Do Ivy? No, co u niej? Aha. Siedzę w łóżku i piję herbatę z miodem. Ale że herbata z rumem? W ile postawi mnie na nogi? To da się tak w dwie godziny? Sam żeś głupi! Do jutra będę jak młody Bóg! Na razie. 



* * *

- I co odkryłeś Sherlocku? - zaśmiał się Kamil. 
- Śmiej się, śmiej. Ja wam mówię, że coś jest na rzeczy! 
- Ty tak mówiłeś odkąd ich jednocześnie w jednym pomieszczeniu zobaczyłeś - odezwał się dotąd milczący Jasiek.
- Bo ja się znam na rzeczy! 
- Ta, jasne - prychnął Maciek.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? - Żyła zrobił dramatyczną minę. - Nie będę głośno mówił, kto tu od lat ma żonę, a kto sobie nawet dziewczyny nie znalazł - Maciek uderzył go pięścią w ramie. - Auuu! Za co? Za prawdę? - zaśmiał się, na co tamten posłał mu tylko zawistne spojrzenie. - Ale mówię wam, widziałem jak Kusy z Morgim gadał wczoraj z rana, a wieczorem już zachorował. Przypadek? - zapytał, unosząc lewą brew do góry.
- Jakiś przewrażliwiony jesteś - podsumował Kot. 
- Tu by się Kubacki przydał - wtrącił Murańka. 
- A na cholerę ci Kubacki?
- Przecież on się przyjaźni z Ivą od dawna. 
- Młody ma rację - poparł go Ziobro. 
- Czego się w ogóle dowiedziałeś?
- No w sumie to nic, ale był taki pogłos... No mówię wam, taki sam! Zupełnie jakby stali koło siebie. Nawet jak żem najpierw z Ivką gadał to czyjś śmiech było słychać. To na pewno Kusy!
- Taaa, bo nikt inny się śmiać nie potrafi - zadrwił z kolegi Kot. 
- Ale przecież wiem jak on się śmieje! 
- Przewrażliwiony jesteś Wiewiór. Wypij sobie kielicha i od razu będzie lepiej - zaoferował Kamil.
- I to jest bardzo dobry pomysł - poparł go Maciek.


* * *


- Chyba nie chcesz mnie teraz zostawić, co? - zapytałam, otwierając drzwi. Do północy pozostało zaledwie kilka minut. - Moi dziadkowie wrócą dopiero jutro popołudniu, a mnie się nie uśmiecha samej siedzieć. Poza tym jestem zaopatrzona w dobre wino.
- W takim razie zostaje - zaśmiał się. 
Nalałam nam czerwonego trunku i podeszliśmy do okna, gdyż rozległy się pierwsze wybuchy fajerwerków. 
- Za ten Nowy Rok - powiedziałam, unosząc kieliszek do góry. Ostrożnie wspięłam się na palcach i wpiłam się w jego usta. Nie był zaskoczony moją reakcją, czynnie oddawał pocałunki. - Ja nie powinnam. Przepraszam - szepnęłam i usiadłam na kanapie. 
- Może obejrzymy coś? - zaproponował. 
Ostatecznie wybór padł na jakąś komedię. W zasadzie nie wiem nawet o czym była, gdyż po kilku kieliszkach wina, dosyć mocnego jak się okazało, urwał mi się film i zasnęłam.

Następnego dnia obudziłam się po 10 z lekkim bólem głowy i barku. Kanapa w salonie dziadków nie należała bowiem do najwygodniejszych. Wstałam z niej i ruszyłam do łazienki. Moja twarz wyglądała strasznie. Umalowałam się, zaplotłam włosy w warkocza, przebrałam się i wyszłam do kuchni, po której roznosił się zapach kawy.
Oparłam się o ścianę i z uśmiechem przyglądałam się, jak Bartek krząta się po pomieszczeniu.
- Siadaj, mistrz kuchni zaraz podaje śniadanie - powiedział wymachując widelcem w powietrzu.
- A co mistrz dzisiaj serwuje? - zapytałam, siadając przy stole. 
- Jajecznica na maśle z pomidorami. Voila! 
Usiadł naprzeciw i zaczęliśmy jeść.
- Mmm... Dobre było - oznajmiłam. - To w takim razie ja pozmywam.

Dalsza część dnia minęła nam zaskakująco szybko. Rozmawialiśmy, oglądaliśmy zdjęcia. Zdecydowałam się wyjawić mu prawdę o Wellingerze. Obejrzeliśmy jeszcze noworoczny konkurs skoków, który wygrał Thomas Diethart i wyszłam go odprowadzić.
- Te dwa dni w Zakopanem dobrze mi zrobiły - zaśmiał się, przerywając panującą pomiędzy nami ciszę. 
- Mnie też - odpowiedziałam z uśmiechem. Pożałowałam, że nie wzięłam czapki, bo dzisiaj było naprawdę zimno.
- Zimno ci? Trzymaj - wyciągnął z kieszeni swoją czapkę z logiem Wagrafu i wcisnął mi ją na głowę. - Tobie pasuje o wiele bardziej... To był naprawdę bardzo miły sylwester. I nie powinnaś mnie przepraszać za to wczoraj - powiedział, przytulając mnie do siebie i odszedł. 
Wróciłam do domu, zdjęłam kurtkę i przejrzałam się w lustrze. Uśmiech aż sam wkradał się na usta, kiedy patrzyłam na czapkę od Bartka. Ściągnęłam ją i schowałam do kieszeni kurtki. Weszłam do kuchni, gdzie przy stole ujrzałam siedzącą babcię. 
- Gdzie dziadek?
- Rozbolała go głowa i poszedł się zdrzemnąć. A jak ci się udał wczorajszy wieczór?
- Dobrze - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem. Babcia już o nic więcej nie pytała, więc zabrawszy kawałek ciasta, poszłam do swojego pokoju. 
Usiadłam na łóżku zaczęłam oglądać "I że cię nie opuszczę". Jak zwykle płakałam jak bóbr. Tak się wciągnęłam, że miałam ochotę obejrzeć coś jeszcze, ale poszukiwania innego filmu przerwał mi dźwięk nadchodzącego połączenia.
- Halo? - zapytałam, podciągając nosem.
- Przychodź Iva szybko do nas! Takiego newsa mamy! Przychodź jak najszybciej! - wrzeszczał Jasiek. Jasiek?!
- Ale po co?
- No przychodź! Dowiesz się na miejscu! Jesteśmy w hotelu Olympia.
- Przyjdę jutro - powiedziałam szybko i rozłączyłam się. Spojrzałam na laptopa, a w mojej głowie znowu pojawiły się wszystkie sceny pomiędzy Paige i Leo. Ponownie z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wtedy znowu zadzwonił telefon.
- Jutro przyjdę Jasiek! - warknęłam.
- Z tej strony Bartek i wolałbym, abyś dzisiaj przyszła.
- Co wy ode mnie chcecie? Przyjdę jutro. Nie mam teraz siły ruszać się nawet z mojego pokoju.
- Co się stało? Płakałaś?
- Nie - odpowiedziała, wywracając oczami.
- Ale...
- Żadnego "ale"! 
- Przyjdź do hotelu, to naprawdę bardzo ważne.
- Dobra - burknęłam pod nosem i zakończyłam połączenie.
Poprawiłam makijaż i włosy, poinformowałam dziadków, że wychodzę i założywszy kurtkę, wyszłam z domu.
Po piętnastu minutach zjawiłam się przed hotelem Olympia. Szybko mi poszło. Niepewnie weszłam do środka, gdzie czekali już na mnie skoczkowie.
- Jezu, Iva! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ta stara menda cię zwolniła? - zaczął lamentować Kubacki. 
- No wiesz, nie było się czym chwalić - powiedziałam, na co tamten tylko westchnął. - Ale co ta za ważny news? - zwróciłam się w stronę Ziobry.
- Tajner chce z tobą porozmawiać Iva - usłyszałam za plecami głos Kruczka.
Ponownie udałam się razem z nim i z Gębalą do pokoju prezesa. Ponownie to nie był zwykły pokój. Ponownie to był apartament, który, według mnie, powinni zamieszkiwać skoczkowie, a nie on.
- Niech państwo sobie usiądą - powiedział, zapraszając nas gestem dłoni do środka. 
- O co chodzi? - zapytałam.
- Chciałem panią przeprosić i prosić jednocześnie, aby wróciła pani z powrotem do kadry. Jak się okazało, zbyt pochopnie się zachowałem. Pani Ferro wyjaśniła mi wszystko i wiem, że nie miała pani z tym nic wspólnego. 
- Ale czy...
- Pani Ferro nie będzie miała z tego powodu żadnych nieprzyjemności, proszę się nie martwić. 
- Czyli Iwona wraca do nas? - wtrącił Gębala.
- Oczywiście, tzn jeśli ciągle chce z nami współpracować. To jak, wraca pani? 
- Bardzo chętnie, ale pod jednym warunkiem.
- Iva! - trener wydał siebie stłumiony jęk.
- Jaki ten warunek? - zapytał Tajner.
- Sabina mnie przeprosi - powiedziałam, a cała trójka spojrzała na mnie z wyraźnym zdziwieniem malującym się na ich twarzach. - Przy wszystkich - dodałam.






_____________________________________________________________________

Wracam! Wracam totalnie niezadowolona z tego powyżej.
Paskudna Wena musiała zrobić psikusa :|



Przy okazji zapraszam na coś nowego:

Zdaję sobie sprawę, że totalnie mi odbiło i zaczynam coś nowego, 
ale to jest silniejsze ode mnie.

W tym tygodniu coś u Alice,
a już wkrótce nowość u Igi







poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 19


Chociaż początkowo nie byłam zadowolona z pomysłu spędzania świąt w Innsbrucku przez te kilka dni zmieniłam zdanie. To moje pierwsze od kilku lat święta z rodziną. Dziadkowie postarali się, aby wszystkie ich wnuki i prawnuki były na wigilii, więc nie zabrakło Christiny i Vereny z małżonkami i dziećmi, był Thomas z Lilly i byłam ja z Michałem. Pomimo nalegań ze strony mamy i cioci Gudrun babcia wszystkie potrawy przygotowała sama. Jak zwykle były przepyszne.
Patrząc na Lilly, Evelin i Paula sama zapragnęłam zostać matką takiej kruszynki. Marzenia dosyć odległe, ale jak zawsze powtarza babcia - marzenia nic nie kosztują. 
Podsumowując - obżarłam się przez te święta jak nigdy i chyba będę musiała zrobić przegląd garderoby, bo nie wiem czy w cokolwiek się jeszcze zmieszczę. Aż wstyd się pokazywać wśród tych skocznych chuderlaków. A właśnie! Co do skoczków... Bartek dzwonił złożyć mi życzenia, no i porozmawialiśmy chwilę. Ale nie ma czym się ekscytować, bo w drugi dzień świąt dzwonił Piotrek i się biedaczek oburzał, że niepotrzebnie się musiał tarabanić na skocznię, bo i tak Mistrzostwa Polski zostały odwołane. A potem dzwonił jeszcze raz, aby zapytać czy na pewno pojawię się w Oberstdorfie.

Oczywiście, że się pojawiłam. Austria Team zgarnęli mnie ze sobą do tego niewielkiego niemieckiego miasteczka. W recepcji dowiedziałam się, że Polacy zameldowali się w hotelu już jakieś dwie godziny temu, ale nikt nic nie wiedział o przydzielonym pokoju dla mnie. Zabrawszy swoje rzeczy, ruszyłam do pokoju trenera Kruczka, aby rozwiązać ten problem.
- Skrobot jest sam w dwuosobowym, więc zamieszkasz z nim - oznajmił trener, kiedy wyjaśniłam mu w czym tkwił mój problem. 
Pokój serwisanta polskiej kadry znajdował się tuż obok. Zapukałam, a po krótkiej chwili w drzwiach stanął Kacper.
- Cześć. Tak się składa, że będę twoją współlokatorką Kacperku - powiedziałam. - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Siema! No coś ty! Właź - odpowiedział, pomagając mi wnieść mój bagaż. - Zająłem już jedno z łóżek, ale jak chcesz możemy się zamienić - zaproponował.
- Nie przeszkadza mi to, niech tak zostanie - powiedziałam, zabierając się rozpakowanie kilku rzeczy. 
- W Engelbergu to Sabina "rządziła" naszym pokojem. Ona jest... - nie dokończył, gdyż przerwało mu pukanie do drzwi. Podszedł i otworzył je.
- Iva możemy na chwilę cię prosić? - odezwał się Kruczek.
- Tak, a o co chodzi?
- Polo nas wzywa - odpowiedział na moje pytanie Gębala, pojawiając się tuż obok trenera.
Wyszłam razem z moimi współpracownikami i udaliśmy się do pokoju prezesa PZN. W zasadzie określenie "pokój"  było nie na miejscu, gdyż szanowny pan prezes zamieszkiwał apartament i to chyba jeden z tych najlepszych, tzn najdroższych w tym hotelu. Nie miałam nic przeciwko, ale jak już to takie luksusy powinny należeć się skoczkom i trenerom, bo to oni odwalają największy kawał roboty.
- Proszę sobie usiąść - powiedział starszy mężczyzna, przepuszczając nas w drzwiach. Usiedliśmy, a on podszedł do komody, wziął z niej jakąś kartkę i podał ją mnie. - To jest wypowiedzenie. Została pani dyscyplinarnie zwolniona.
- Słucham?! - niemal krzyknęłam z zaskoczenia.
- Z jakiego powodu? - zapytał Kruczek, niemniej zdziwiony niż ja.
- Została pani przyjęta, aby pomagać skoczkom, a nie wdawać się w bójki. Zaatakowała pani Sabinę Janik bez żadnego powodu. Jest to niewytłumaczalnie gorszące zachowanie dla naszej kadry, dlatego moja decyzje jest taka, a nie inna. Powinna mi być pani wdzięczna za to, że odwiodłem Sabinę od zrobienia obdukcji i zgłoszenia się z tym na policję.
- Nie wierzę... - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- To jest jakiś żart tak? - zapytał podirytowany Gębala.
- Nie miałam nic wspólnego z jej pobiciem. Nie rzucam się bez powodu na kogoś z pięściami! Ja w ogóle nie rzucam się na nikogo z pięściami! Chyba pan zwariował!
- Proszę się uspokoić i zabrać swoje rzeczy. Do widzenia.
- Chwileczkę... - zabrał głos Kruczek. - Nawet jeśli byłaby to prawda, w co oczywiście z całą pewnością wątpię, nie może jej pan od razu zwalniać. To idealna osoba na to miejsce i obecnie nie wyobrażam sobie współpracy bez niej. Bez Sabiny możemy się obejść...
- Bez pani Engelhardt również - przerwał mu Tajner. - Dotychczas jakoś pan Gębala radził sobie świetnie sam.
- Taa... Świetnie - bąknął fizjoterapeuta. - Iwona jest moją asystentką, więc to ja powinienem decydować o tym, czy zostaje czy nie.
- Bardzo mi przykro, ale to Związek wypłaca pani Engelhardt pensję i panowie nie mają tutaj nic do gadania. Żegnam państwa. Jutro kwalifikacje i to chyba powinno być teraz panów priorytetem. 
- To niesprawiedliwe! Nie może pan... 
- Owszem mogę - przerwał Kruczkowi prezes. - Do widzenia - powiedział, prawie siłą wypychając nas za drzwi. Następnie trzasnął nimi z hukiem.
- Nie zostawimy tego tak! - pieklił się Gębala.
- Nie może cię ot tak wyrzucić. Przecież niczego złego nie zrobiłaś, prawda? 
- Jasne, że niczego nie zrobiłam, ale to jest jak walka z wiatrakami. Przecież wiadomo, że uwierzy własnej siostrzenicy, a nie mnie - powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wracaj do pokoju, a my będziemy działać - zapewnił trener.
- Dziękuję za chęci, ale to nie ma sensu... Pójdę zabrać swoje rzeczy - oznajmiłam i ruszyłam przed siebie.
- Będziemy o ciebie walczyć Iva - usłyszałam jeszcze za sobą głos fizjoterapeuty. 
Wsiadłam do windy, wybrałam odpowiednie piętro i czekałam, kiedy się na nim znajdę. Do mojej głowy dopiero zaczęło docierać to, co przed chwilą się stało. Winda się zatrzymała, a ja wysiadłam i poszłam w stronę mojego już nieaktualnego pokoju. Na korytarzu spotkałam Sabinę.
- Możesz być z siebie zadowolona - powiedziałam do niej. Chciałam dorzucić do tego kilka "ładnych" określeń jej osoby, ale się powstrzymałam. Mogłam się założyć, że teraz kiedy ją minęłam, uśmiechnęła się z wyższością. 
Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy, które zdążyłam wyjąć za nim zostałam wyrzucona.
- Już się ode mnie wyprowadzasz? A tak się cieszyłem, że będziemy razem pomieszkiwać - powiedział Kacper, robiąc minę smutnego szczeniaczka. 
- Ja po prostu już z wami nie pracuję - odpowiedziałam, dopinając zamek w walizce. 
- Nie żartuj sobie ze mnie Iva.
- Miło było cię poznać. Myśl o mnie ciepło - przytuliłam się do niego, dałam całusa w policzek i zabrawszy swoje rzeczy, wyszłam z pokoju. Ukradkiem otarłam łzę spływającą po moim policzku. Było mi przykro, naprawdę przywiązałam się do wszystkich i nie chciałam się z nimi rozstawać, ale nie mogłam wydać Chiary. Gdyby Sabina zgłosiła się z tym na policję, to mogłoby jej skomplikować życie. Poza tym i tak rozważałam odejście z kadry, a ta sytuacja sprawiła tylko, że doszło to do skutku szybciej, niż myślałam. Zjechałam windą na dół i ruszyłam w kierunku wyjścia z hotelu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Bartek, kiedy omal nie zderzyłam się z nim na schodach przed hotelem. Odruchowo wypuściłam wszystkie rzeczy z rąk i przytuliłam się do niego. Tak ciężko było mi go opuszczać. Chyba w końcu pozwoliłam dopuścić do siebie myśl, że zależy mi na nim. - Wiesz, że mógłbym tak trzymać cię w ramionach nawet do rana, - zaśmiał się - ale powiedz mi, o co chodzi. Ejjj... Czy ty płakałaś? 
- Nie... Tak... Nieważne. Muszę już iść.
- Nigdzie nie idziesz. Mów o co chodzi - rzekł zdecydowanym tonem, ponownie przyciągając mnie do siebie. 
- Zwolnił mnie - powiedziałam, zaciskając powieki.
- Zwolnił cię? Kto cię zwolnił? Kruczek?
- Tajner... Naprawdę muszę już iść. Odezwiesz się do mnie czasem? - spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie się nie wybierasz! Zrozumiałaś?! Na pewno to się da jakoś odkręcić - oznajmił, zacieśniając uścisk.
- Nic się nie da...
- O proszę... Jak słodko - ni stąd ni zowąd pojawiła się obok nas Sabina. - Aż mi niedobrze. Dobre wieści rozchodzą się szybko. Nie będziemy tęsknić Iva - powiedziała z cwanym uśmieszkiem.
- A więc to ona... - szepnął Bartek. 
- Do niezobaczenia Iva - zbiegła po schodach i zniknęła nam z oczu.
- Wyjadę, tak będzie lepiej.
- Będzie lepiej? Komu będzie lepiej? Bo na pewno nie mnie. Nie powinnaś tego tak zostawiać. Nie rozumiesz, że nie chcę zostać bez ciebie? Że wszyscy cię potrzebujemy? Że ja cię potrzebuję?
- Ale ja nie mogę zostać... Będę trzymać za ciebie kciuki. Trzymaj się - powiedziałam i chciałam oddalić się od niego, ale szczelnie zamkną mnie w swoich ramionach i złożył na moich ustach pocałunek, pocałunek krótki, ale stanowczy.
- Czy to też cię nie przekonało, że masz zostać? - zapytał z nadzieją.
- Bartek... - westchnęłam ze smutkiem. Zabrałam walizkę i zeszłam po schodach. Będąc już kawałek dalej, odwróciłam się. Nadal stał na tych schodach i spoglądał w moją stronę. - Nie zapomnij o mnie - zawołałam na tyle głośno, aby usłyszał i ruszyłam dalej przed siebie, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.






I'm going back to the start"





Nadszedł dzień pierwszego konkursu z cyklu Turnieju Czterech Skoczni. Udało mi się kupić bilet i zajęłam miejsce na trybunach. Nie chciałam wyjeżdżać tak bez pożegnania. Wynajęłam pokój w niewielkim pensjonacie, aby przemyśleć sobie wszystko i zdecydować co dalej. Postanowiłam pojechać do Innsbrucka. Na jakiś czas zaszyję się u dziadków, a potem wyjadę gdzieś, najprawdopodobniej do Hiszpanii. Spiker ogłosił rozpoczęcie konkurs. Pogoda sprzyjała oddawaniu dzisiaj skoków. Wiatr był prawie niewyczuwalny. Po nocnych opadach deszczu nie było już śladu, a niebo coraz bardziej się rozpogadzało. Pierwszy skoczek pojawił się na rozbiegu. Na wielkim telebimie została przybliżona jego sylwetka. Serce mi prawie stanęło... Do skoku szykował się Andreas. Teraz już nie będę dla niego problemem. Zniknę, a on być może o wszystkim zapomni. Trybuny wrzały. Andreas oddał skok na 124 metry i pokonał Słoweńca. Mocno zacisnęłam kciuki, kiedy przyszedł czas na Klimka. 141,5 metra - nie mogłam wyjść z podziwu. Jednak miał korzystny wiatr, dlatego odjęto mu sporo punktów. 
Pierwsza seria mijała sprawnie. Polacy oddawali dobre skoki, czym zapewniali sobie awanse do drugiej serii. Spiker zapowiedział pojedynek szwajcarsko-polski. Jako pierwszy skok oddał Gregor. Przeciwnikiem Deschwandena był Bartek. Pokonał go minimalnie. Wciąż w głowie miałam jego słowa, które wypowiedział przed hotelem. Wciąż czułam jego dotyk...
Opuściłam zajmowane miejsce i podążyłam ku wyjściu z obiektu, sprawnie omijając stanowisko TVP, aby, uchowaj Boże, nie natknąć się na Tajnera. Owszem, chciałam się pożegnać ze skoczkami, ale czułam, że nie dałabym rady zapanować nad emocjami.
Byłam już prawie przy wyjściu z terenu skoczni, kiedy usłyszałam głos Piotrka.
- Ivcia? - odwróciłam się powoli, przyklejając do twarzy przepraszający uśmiech. - Dlaczego nie odbierałaś? Chyba ze sto razy do ciebie dzwoniliśmy! Tak się martwiliśmy - dodał z rozpaczą i wyściskał mnie, jakbyśmy się z dziesięć lat nie widzieli.
- Jak widzisz, jestem cała i zdrowa - odpowiedziałam, kiedy zaczerpnęłam tchu. 
- Byliśmy u Pola, ale wykopał nas. Rozumiesz? Wykopał! Ale nie martw się kochaniutka, walczymy o ciebie! Nawet żeśmy taką akcję wymyślili, że dzisiaj żaden od nas nie będzie w pierwszej dziesiątce. Nawet Kamil był za! Troszku się Klimusiowi odleciało, ale powiedział chłopczyna, że w następnej serii się będzie pilnował. Cacy proteścik! - zaśmiał się.
- Nie powinniście...
- Co nie powinniśmy? Powinniśmy! Dopóki cię znowu nie przyjmie, miejsca w pierwszej dziesiątce nie będzie, a o podium to sobie tylko pomarzyć może gbur jeden! 
- Skaczcie jak najlepiej, a mną się nie przejmujcie.
- Pieter, Grzesiek cię... - Bartek zjawił się przy nas. - Woła... - dodał lekko oszołomiony i zamknął mnie w żelaznym uścisku. Piotrek zaśmiał się tylko w swój charakterystyczny sposób i odszedł.
- Udusisz mnie - szepnęłam.
- Umierałem ze strachu. Dlaczego nie odbierałaś? Szukaliśmy cię nawet. 
- A co to by zmieniło? Nie pierwszy raz ktoś odchodzi z waszego teamu. Nie powinniście wymyślać takich akcji jak dzisiaj. To i tak niczego nie da, a tylko może pogorszyć sprawę. 
- Czy ty serio nie widzisz jak on cię potraktował? Nie może tak przecież być. 
- I tak już nic nie zrobimy - powiedziałam. 
- A co z tobą? - zapytał.
- Życie toczy się dalej. Jadę do Innsbrucka, a potem zacznę rozglądać się za jakąś pracą. Za godzinę mam autobus i w zasadzie powinnam już iść...
- Będziemy o ciebie walczyć - zapewnił i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje, ale chyba niepotrzebnie.
- Jeszcze do nas wrócisz, zobaczysz. Aaa... Zapomniałbym! Wellinger o ciebie pytał.
Zamurowało mnie. Co on mógł ode mnie chcieć? Przecież powiedział mi, co myśli o mnie i o tym wszystkim.
- Trzymaj się - powiedziałam i ucałowałam go w policzek. 



Obudziły mnie nikłe strużki światła płynące przez okno do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - 10:20. Poprzedniego dnia przyjechałam dosyć późno, a potem dopadła mnie bezsenność. Leniwie zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel, doprowadziłam twarz do porządku, ubrałam się i zeszłam do kuchni. 
- Już się wyspałaś kochanie? - zapytała babcia, kiedy usiadłam przy stole. Ziewnęłam, kiwając głową, na co ta tylko się zaśmiała. - Może coś zjesz?
- I tak nic nie przełknę - powiedziałam i nalałam sobie soku jabłkowego. - Gdzie dziadek? 
- Pojechał do Metzlerów. Pamiętasz ich?
- To ci co grywaliście z nimi zawsze w brydża? 
- Tak. Daniela pojechała do siostry, a Heinz miał do niej dzisiaj dojechać, ale biedaczek skręcił kostkę przedwczoraj i Christoph obiecał, że go zawiezie - powiedziała, biorąc łyk kawy. - Wieczorem wychodzimy do znajomych. Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz, ale...
- Idźcie. Mną się nie martwcie.
- Powiesz mi kochanie, dlaczego właściwie już nie pracujesz z polskimi skoczkami? - zapytała.
- Zwolnili mnie babciu - odpowiedziałam.
- Z jakiego powodu?
- Po prostu prezes Polskiego Związku Narciarskiego wierzy w każde brednie swojej siostrzenicy.
- Nie do końca rozumiem.
- Jak by ci to lepiej wytłumaczyć...
- Najlepiej powoli i od początku - powiedziała, dolewając sobie kawy do kubka.
- Moja przyjaciółka ze studiów Chiara zaczęła spotykać się z Gregorem Deschwandenem, takim szwajcarskim skoczkiem i jeździła z nim na konkursy. Niedawno do naszego teamu dołączyła taka... Sabina - powstrzymałam się od wulgarnych określeń.
- Ta siostrzenica prezesa, tak? - wtrąciła babcia.
- No tak. Jakiś czas później Gregor zostawił Chiarę. Ona potem odkryła, że stoi za tym ta "nasza" Sabina i ją trochę poniosło.
- To znaczy? - dopytywała babcia.
- Rzuciła się na nią z pięściami. Ledwo ją z Gregorem odciągnęliśmy - powiedziałam i upiłam łyk soku. - Miny skoczków i ludzi ze sztabu jak ją zobaczyli następnego dnia - bezcenne!
- No ale ja czegoś nie rozumiem... Dlaczego ta dziewczyna mści się na tobie a nie na twojej przyjaciółce?
- Kto ją tam wie... - odpowiedziałam niewzruszona i ponownie sięgnęłam po szklankę. 
- A może jest zazdrosna o jakiegoś przystojnego skoczka, co? - zapytała, uśmiechając się cwanie, a ja aż zakrztusiłam się sokiem. 
- Nieeee...
Moja odpowiedź wcale nie przekonała babci, która tylko zaczęła się cicho śmiać. 
- Czyli coś musi być na rzeczy - powiedziała i ujęła swoimi dłońmi moje. - Widzę jaki kolor przybrały twoje policzki... Nie mam pewności czy jest jakiś mężczyzna w twoim życiu, ale jak jest zapamiętaj to, co ci powiem. Ten chłopak pewnie nie jest idealny, ty też nie jesteś. Zapewne żadne z was nigdy nie będzie idealne. Ale jeśli przyznaje się do ludzkich błędów, to trzymaj się go i daj mu z siebie tyle, ile tylko dasz radę. Nie rań go, nie staraj się zmieniać i nie spodziewaj się więcej niż możesz dostać. Nie analizuj, uśmiechaj się, gdy on czyni cię szczęśliwą. Krzycz, gdy cie wkurza i tęsknij, gdy nie ma go przy tobie. Kochaj mocno, jeśli może zaistnieć miłość. Pamiętaj, że zawsze istnieje mężczyzna, który jest idealny tylko i wyłącznie dla ciebie. Gudrun wzięła sobie moje słowa do serca i spójrz... Są z Franzem małżeństwem od trzydziestu lat! Albo ja z dziadkiem... Ile to się nasłuchałam od moich rodziców, aby się z nim nie wiązać. Kilkadziesiąt lat temu ludzie byli strasznie źle nastawieni do małżeństw z obcokrajowcami, a kiedy chodziło o Austriaka czy o Niemca to już w ogóle. Po czasie moi rodzice przywiązali się do Christopha. Wiesz, że nawet byłam trochę zazdrosna o ich aż tak dobre relacje?
- A z moimi rodzicami jak było? Też odradzałaś tacie małżeństwo z moją mamą? - zapytałam.
- Nie musiałam. Twój tata zawsze miał bardzo dobry gust - uśmiechnęła się. - Pomożesz mi kochanie z obiadem? - zapytała.
- Jasne.

Czas do wieczora zleciał dosyć sprawnie. Zajęłyśmy się z babcią obiadem, potem pomogłam jej w porządkach i wyskoczyłam do sklepu. Moim planem na sylwestrową noc był bowiem jakiś rzewny melodramat i czerwone wino. Ach, plan idealny! 
Przeglądałam jakiś portal z filmami, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham?
- Dużo uśmiechu, siły, wytrwałości, życia pełnego przyjaźni, miłości! Happy New Year Iv! 
- Yyy... Dziękuję Thomas. Tobie także wszystkiego najlepszego... Nie za szybko jak na te życzenia?
- No wiesz... Potem mogę nie być w stanie - zaśmiał się. - A tak na poważnie... Nie zamierzasz walczyć o powrót do kadry?
- Skąd wiesz?
- Kuzyneczko, wieści się szybko rozchodzą a zwłaszcza te złe.
- No tak, zapomniałam, że skoczkowie to najwięksi plotkarze - rzuciłam z przekąsem. 
- Dobra, dobra... Chcesz odpuścić tej całej Sabinie?
- I tak nie mam najmniejszych szans na udowodnienie swoich racji. 
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" Thomas. A jak tam wasza nowa fizjoterapeutka? 
- Dobrze...
- Rozmawiasz z Iv? Daj mi telefon! - przerwał mu wrzask Krafta.
- Stefan, weź żeś się zamknij - odpowiedział spokojnie mój kuzyn.
- Powiedz jej, że miała być moją partnerką na sylwestra, ale tak bezczelnie mnie wystawiła - dodał zrozpaczony. 
- Słyszałaś? - zapytał Thomas, śmiejąc się.
- Powiedz mu, że sobie innym razem to odrobimy. 
- Iv mówi, że innym razem to sobie odbijecie, bo na dzisiejszy wieczór ma lepszego partnera - usłyszałam. 
- Czyli Channing Tatum się liczy? - zapytałam z ironią.
- Na pewno tylko Tatum? - zaśmiał się.
- Co? Halo? Thomas? - odpowiedział mi tylko sygnał zakończonego połączenia. 
Odłożyłam telefon i powróciłam do laptopa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że pewnie przyszedł ktoś ze znajomych po dziadków. Tak więc dalej zajęłam się przeglądaniem filmów. Chyba rzeczywiście obejrzę coś z Tatumem.
- Iwonko! Masz gościa! - dobiegł mnie krzyk babci.
Mocno oszołomiona wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Bartek?! Co ty tutaj robisz? 







_________________________________________________________

Taaaaa daaaam! Dziewiętnastka do Waszej dyspozycji :)

Przyznać się, kto jeszcze bardziej znienawidził Sabinę? ;D 
Zapowiadałam, że pokaże jeszcze pazurki. Ale ja tak lubię czarne charaktery, 
że nie mogłam się oprzeć.

Pomiędzy Iwoną i Bartkiem ciut za przyjemnie się robi...
Ale spokojnie, coś tam jeszcze namieszam ;D

Co do opowiadania z Thomasem to złapałam lekki zastój, jednak spokojnie...
Najpierw ogarnę Alice i tutaj troszkę, a tam powrócę jeszcze w sierpniu.

Napisałam, że akcja u Alice zakończy się wraz z TCS,
natomiast tutaj koniec zbiegnie się z konkursami PŚ w Polsce.



Zachęcam do komentowania - nie boli, ale za to baaaaardzo motywuje! :)











sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 18


- Nie mówcie mi tylko, że Jasiek napił się herbatki z prądem... - powiedziałam do stojących obok mnie Kacpra i Bartka, wskazując na uśmiechniętego od ucha do ucha Ziobrę, który zmierzał do wyciągu.
- Córkę będzie miał - odpowiedział Skrobot.
- Wi... Wa.. Wie... - zaczął plątać się Bartek. 
- Wiwiana baranie! - zaśmiał się serwisant. 
- Wiwiana? - zapytałam, nie dowierzając, na co moi towarzysze pokiwali tylko głowami. 
- Przepraszam... Mogę z panią chwilę porozmawiać? - usłyszałam za sobą czyjś głos mówiący perfekcyjnie po niemiecku. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Alexander Poitner. 
- O co chodzi? - zapytałam, odchodząc kawałek za nim. 
- Przejdę od razu do rzeczy... Z przyczyn niezależnych ode mnie nasza kadra została bez fizjoterapeuty i pilnie kogoś poszukujemy. Manuel jeszcze przed inauguracją sezonu świetnie panią rekomendował, ale wtedy nie mieliśmy żadnego wolnego miejsca. Jednak teraz bardzo by nam się pani przypadała. Ma pani dobry kontakt z chłopakami... Łukasz Gębala na pewno poradziłby sobie sam. Austriacki Związek Narciarski gwarantuje pani trzy razy większe zarobki niż dotychczas.
- Dziękuję za propozycję, ale nie mogę skorzystać - odpowiedziałam pewnie.
- Proszę się zastanowić...
- Odejście z polskiej kadry nie wchodzi w grę... Ale mogę panu polecić idealną osobę.
- Doprawdy? 
- Moja przyjaciółka Chiara Ferro świetnie nadaje się na to miejsce.
- A pani nie da się jednak namówić? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie.
- Przykro mi, ale nie...
- Echh... To kiedy mógłbym z nią porozmawiać?
- Pasuje panu dzisiaj po konkursie?
- Idealnie. W takim razie do zobaczenia. 
- Do zobaczenia - odpowiedziałam i sięgnęłam do kieszeni po telefon, aby wybrać numer przyjaciółki.

- Słucham? - usłyszałam jej głos.
- Cześć Chiara. Zbieraj się i przychodź mi pędem na skocznię! 
- A co, ta żmija przyszła? Już ja jej poprawię ten krzywy nos! - powiedziała wściekła.
- Żmija? Aaaaa... Sabina! Nie, nie ma jej, mam lepsze wieści. Przychodź jak najszybciej.
- Stało się coś czy co, że tak pilnie mnie potrzebujesz?
- Nic się nie stało, dopiero się może stać - rzuciłam tajemniczo, cicho się śmiejąc. - Przychodź jak najszybciej. Czekam na ciebie! - powiedziałam i rozłączyłam się.

- Uuuuu... No to po Freundzie - powiedział Skrobot.
- Co się stało chłopaki? - zapytałam.
- Freund zaliczył upadek przy lądowaniu - odpowiedział Bartek. - Janek prowadzi, a został jeszcze tylko Schlierenzauer.
- Eee... Nie popisał się nasz gwiazdor - skomentował Kacper po skoku Gregora. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem. - No co? 



* * *



Kochana Blanko


Pogubiłem się w skokach, pogubiłem się w uczuciach, pogubiłem się w życiu...
Nic nie idzie po mojej myśli.

Skoki w moim wykonaniu są beznadziejne. Niby nie jest tragicznie, trener mówi, że w moim wieku i z moim doświadczeniem w Pucharze Świata każdemu zdarzają się wahania formy i powinienem tylko regularnie pracować i wszystko samo się unormuje. Jednak ja tego nie czuję.
Kiedyś  każdy moment w powietrzu dawał mi ogromne pokłady nowej energii i ogromne szczęście. Lecz teraz każdy skok jest dla mnie jedynie obowiązkiem, z którego powinienem się wywiązać. Nie chcę skakać bo muszę. Chcę to robić, bo to kocham, ale z każdym dniem zaczynam w to wątpić.

Moje życie uczuciowe... Czy ja w ogóle mam jakieś życie uczuciowe? Nie wiem...
Czasami mam wrażenie, że ono umarło razem z Tobą.
Myślałem, że jestem ważny dla Sabiny. Nie była mi obojętna, dobrze czułem się w jej towarzystwie. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przywiązywałem się do jej obecności, do jej oliwkowych oczu, mocnych perfum, uroczego śmiechu...
Zaczynała dla mnie dużo znaczyć, ale nie mogłem nazwać tego poważnym uczuciem. Teraz to wiem. Utwierdziła mnie w tym sytuacja z Deschwandenem. W tym samym czasie, kiedy była ze mną, myślała o nim. Kiedy tylko byłem jej niepotrzebny, szła do niego. Wiedząc, że on ma kogoś i tak brnęła w tą relację, jednocześnie robiąc ze mnie totalnego idiotę.
 Gdyby nie Chiara - dziewczyna Deschwandena i jednocześnie przyjaciółka Iwony pewnie nadal tkwił bym w tym chorym układzie.
Chociaż kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że to tylko głupi żart. Ale jak zobaczyłem ją taką poobijaną, uwierzyłem i zapragnąłem cofnąć czas mimo iż to niemożliwe.
Od tego momentu nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, a nasza dzisiejsza nieprzyjemna rozmowa tylko mnie w tym utwierdziła.
Dowiedziałem się o sobie całkiem sporo... Że nie potrafię dostrzec czyichś starań, zero we mnie spontaniczności, zachowuję się jak zmęczony życiem siedemdziesięciolatek, jestem - czytuję: popieprzonym dupkiem zachowującym się jak jakiś chory mamin synek.
Czy ona naprawdę myślała, że ja tego nie wiem? Kiedy mnie opuściłaś, zamknąłem się 
w sobie i nie potrafię zachowywać się tak jak kiedyś. Dobrze wiem, że powinienem być bardziej spontaniczny, cieszący się życiem. Jestem w końcu młodym facetem z całkiem niebrzydką facjatą i w dodatku mam przed sobą lata sportowej kariery. 
Jednak tak ciężko w to uwierzyć... Mój blask jakby zgasł i nie umiem sprawić, aby ponownie rozbłysnął. Może brzmi to trochę narcystycznie, ale tak jest.
Nie potrafię cieszyć się życiem tak, jak kiedyś.

W dodatku względem Iwony ponownie zachowuję się jak skończony imbecyl.
Ta noc w Titisee-Neustadt... Byliśmy pijani, ale nie tak żeby tego nie pamiętać, 
przynajmniej ja... Nie zaciągnąłem jej do łóżka z premedytacją. Dobrze wiesz, 
że taki nie jestem. Chciałem tego, pragnąłem się do niej zbliżyć...
Tej nocy nigdy nie zapomnę.
A teraz? A teraz pomieszkujemy razem w pokoju i zachowujemy się jak najzwyklejsi znajomi z pracy. Jednak to tylko zwykły blef. Jest między nami jakieś napięcie, 
które nie wiem jak rozładować.
Zależy mi na niej i chciałbym się stać dla niej kimś ważnym.
I wygląda to dosyć dziwnie... Jedna kopnęła mnie w tyłek, lecę do drugiej.
Ale to nieprawda. To chyba właśnie dzięki Sabinie zrozumiałem, że osobą, którą jestem 
w stanie pokochać jest Iwona.
Tylko pojęcia nie mam, jak ja się odważę powiedzieć to głośno.
Kiedy byłaś ze mną, nie było dla mnie żadnych ograniczeń. Cały świat stał otworem, 
a wypowiedzenie tych dwóch słów, nie wiązało się z żadną obawą.


Pojutrze już Wigilia. Tak bardzo kochałaś Boże Narodzenie. Pamiętasz jak razem ubieraliśmy choinkę? Najpierw u Ciebie w domu, a następnie u mnie. Potem wychodziliśmy na zakupy, aby poszukać jakichś prezentów. 
To był chyba najpiękniejszy czas w roku. Uwielbiałaś świąteczną atmosferę. Z radością pomagałaś swojej mamie w przygotowaniach, a kiedy przychodziłaś do mnie, byłaś chętna pomóc mojej. Byłaś taka kochana, dobra, pełna ciepła... 
Moja rodzina szalała na Twoim punkcie.
Teraz święta straciły swój czar. Bo jak mam się cieszyć z narodzin Jezusa,
kiedy Bóg zabrał mi Ciebie? 

Jutro już wrócimy do Polski, teraz jesteśmy w Engelbergu. Wczoraj Jasiek wygrał. 
To chyba wiadomość o tym, 
że będzie miał córkę, dodała mu skrzydeł. 
Ja także kiedyś marzyłem, że w przyszłości będziemy mieć małe Kłusiątka. Już nawet imiona miałem wybrane. Jeśli byłaby dziewczynka to Diana, a jeśli chłopczyk to Gabriel.
Wiem... Głupie szczeniackie marzenia. Ale wierzyłem w to, że zestarzejemy się razem
z gromadką dzieci i wnucząt u boku. 

Dzisiaj liderem został Kamil, ale Jasiek był na trzecim miejscu. Chłopaki oblewają ich sukcesy, ale ja nie mam ochoty. Wypiłem kieliszek szampana i zmyłem się razem ze sztabem z pokoju Ziobry i Stocha.
Iwony też się ulotniła. Poszła pewnie świętować z Chiarą jej nową posadę w Austria Team.
Była od rana taka uśmiechnięta. Widać było, że cieszy się, że jej przyjaciółce się udało
 i teraz będą mogły spotykać się na każdym konkursie.
Kiedy widzę ją szczęśliwą, sam czuję się lepiej.

Chciałbym, aby w przyszłości była szczęśliwa właśnie z mojego powodu...



Odłożyłem długopis, zapisaną kartkę włożyłem do zielonej teczki, którą schowałem do 
walizki. Spojrzałem na zegarek - 23:44. Pomimo późnej pory zdecydowałem się zejść na dół po coś do picia. Wsunąłem buty na nogi i opuściłem pokój. Zszedłem schodami do hotelowego baru. Pomimo tego, że korytarze świeciły pustkami, bar cieszył się sporą liczbą klientów. Na jednym z krzeseł dostrzegłem Iwonę. Nie dało się nie zauważyć, że miała trochę wypite. Obok niej stała Chiara i wyglądało na to, że próbuje namówić ją do wyjścia. Złapała mnie na tym, że się im przyglądałem i przywołała mnie ruchem dłoni. Zanim cokolwiek zdążyłem zamówić, podszedłem do dziewczyn. 
- Ufff... Jak dobrze, że przyszedłeś. Pomożesz mi z nią? - zapytała Włoszka, wskazując na ledwo przytomną Iwonę. 
- Jasne. Co ty z nią zrobiłaś? - zaśmiałem się cicho.
- Ja? Nic! - odpowiedziała, a do moich nozdrzy dotarła mocna woń alkoholu. 
- Zaprowadzę ją do pokoju, nie martw się. 
- Dzięki, w takim razie ja też już pójdę.
- Dasz sobie radę? - zapytałem dla upewnienia.
- O mnie się nie martw - rzuciła, puszczając oczko. - Zaopiekuj się nią. Dobranoc - zabrała torebkę i lekko chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi. 
- Idziemy Iva - powiedziałem, przewieszając sobie jej torebkę przez szyję i chwyciłem ją za ręce.
- Nigdzie nie idę - odpowiedziała, śmiejąc się i oparła się o blat. - Ja zostaję TU - wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo, ciągle się śmiejąc.
- No chyba po moim trupie - podwinąłem rękawy od bluzy i szybkim ruchem wziąłem ją na ręce. 
- Puść mnie... David na mnie czeka - powiedziała, nieporadnie machając ręką w kierunku jakiegoś napakowanego blondyna.
- Ani myślę - bąknąłem i ruszyłem z nią w kierunku windy. 
Kiedy już dotarliśmy do windy, postawiłem ją na ziemi. Jak na takie małe chucherko całkiem niemało ważyła. Zachwiała się lekko, ale w porę złapałem ją w ramiona. Zaśmiała się znowu i zaczęła śpiewać jedną z piosenek Brathanków.
Kiedy winda zatrzymała się na naszym piętrze, ponownie wziąłem ją na ręce. Próbowałem ją uciszyć, ale bez skutku. Zmniejszyłem odległość pomiędzy naszymi twarzami i pocałowałem ją. Na szczęście poskutkowało. Zmieszała się trochę, słodko się przy tym czerwieniąc, ale była cicho. Uśmiechnąłem się do niej, składając na jej ustach jednego przelotnego całusa. 
Weszliśmy do pokoju i położyłem ją na jej łóżku. Zdjąłem jej sweter i buty.
- Chyba tak spać nie pójdę, co? - zaśmiała się, pokazując na siebie. - Pomożesz? - zapytała, robiąc maślane oczka, co w połączeniu ze stężeniem alkoholu w jej krwi wyglądało naprawdę zabawnie, a zarazem uroczo. 
Wyjąłem jej piżamę i ponownie wróciłem na łóżko. Iva przysypiała już trochę, więc nie ociągając się, zabrałem się za jej przebranie. Trochę nieporadnie zdjąłem jej bluzkę i założyłem koszulkę od piżamy. Zachichotała cicho, mrużąc oczy. Jeszcze spodnie... 
- Jakoś w Titisee lepiej mi poszło - pomyślałem.
Z trudem dokończyłem jej przebieranie i przykryłem ją kołdrą. Zabrałem kilka rzeczy i poszedłem pod prysznic.
Kiedy wyszedłem z łazienki, Iwona już spała. Zgasiłem światło, zostawiając jedynie świecącą się małą lampkę przy jej łóżku. Sprawdziłem jeszcze tylko, która godzina i wskoczyłem pod kołdrę. 
- Baaaartuuuś - szepnęła Iva. - Boję się sama spać.
Odkryłem kołdrę i zerknąłem w jej stronę.
- No przecież jestem obok - odpowiedziałem. 
- Ale... Ale jak jakiś potwór wyjdzie spod łóżka albo z szafy? - zapytała niewinnie, lekko bełkocząc. Ledwo powstrzymałem się przed parsknięciem głośnym śmiechem. - Boję się... Mogę do ciebie? 
Trochę zdziwiły mnie jej słowa, co nie zmienia faktu, że w moim łóżku jest zawsze mile widziana.
- No chodź - powiedziałem, robiąc jej miejsce obok siebie. Z trudem wyplątała się z kołdry i prawie się przewróciła, zanim znalazła się przy mnie. Położyła się obok, przytulając się do mnie. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło. - Dobranoc. 
Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć, ale uniemożliwił mi to cichy płacz Ivy.
- Co się stało?
- Wszystko jest do dupy... - mówiła, łkając. - Brat ma mnie w dupie, ty masz mnie w dupie, a ja ciebie tak straaaaasznie kocham Bartuś. No a ty masz mnie w dupie... A słyszałeś najnowszego newsa? - zapytała, zaczynając się śmiać i otarła mokre policzki ręką. - Podobno to ja pobiłam Sabinę. Chłopaki tak plotkują. A to wstrętne babsztyle!! Baaaaartuuuś?
- Tak?
- A ty byś chciał, żebym to ja ją pobiła a nie Chiara? - zapytała, wlepiając we mnie swoje niebieskie oczy. Wydawało mi się, że się przesłyszałem. Alkohol naprawdę jej nie służy. - Bo jak chcesz to ja jej oczy wydrapię... Bo ty jesteś tylko mój i ja nie chcę się tobą dzielić - powiedziała i wpiła się w moja usta.
- Z nikim nie musisz się mną dzielić - odpowiedziałem, kiedy oderwała się ode mnie i przytuliłem ją do siebie.



* * *


Rozbudził mnie zapach kawy. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że nie leżę w swoim łóżku tylko w Bartka. Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętałam, że Chiara dostała pracę i poszłyśmy do baru... To wszystko. Głowa mi pękała i nic więcej nie mogłam sobie przypomnieć.
- O proszę! Widzę, że już się obudziła nasza balangowiczka - zaśmiał się Bartek.
- Błagam... Ciszej... - jęknęłam. - Która godzina?
- Dziesięć po siódmej - odpowiedział. - Za dwadzieścia minut śniadanie, ale jeśli chcesz to przyniosę ci coś tutaj.
- Czytasz mi w myślach.
Zabrałam czyste rzeczy i ruszyłam pod prysznic. Chłodna woda spływająca po moim ciele nieco otrzeźwiła mój umysł, ale nadal nie pamiętałam wczorajszego wieczoru. Otarłam mokre ciało ręcznikiem i ubrałam się. Włosy związałam w wysokiego kucyka, zrobiłam nieco mocniejszy makijaż niż zwykle aby ukryć ślady zeszłego wieczoru. Kiedy wyszłam z łazienki, Bartek akurat wrócił do pokoju.
- W pół do dziewiątej wyjeżdżamy - powiedział i podał mi croissanta. Szybko go zjadłam i chwyciłam kubek z kawą.
- Fuuuuj! Gorzka!
- Szybciej postawi cię na nogi moja droga. 
Dokończyliśmy pakowanie i wyszliśmy z pokoju. Będąc już w holu, usłyszałam, że ktoś mnie woła po angielsku.
- Iva, zaczekaj! 
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna. Odruchowo ścisnęłam dłoń Bartka, który momentalnie się przy mnie zatrzymał.
- Wczoraj tak szybko wyszłaś i...
- Spieszymy się, do widzenia - odpowiedział za mnie Bartek, objął mnie ramieniem i szybko poszliśmy w kierunku drzwi.
- Kto to był? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. 
- Twój nowy znajomy ze wczoraj. Czekaj... Jak on miał... Aaa! David! Chciałaś zostać z nim na dłużej, ale odwiodłem cię od tego planu.
- O Boziu... Dziękuję ci Bartek - powiedziałam z wdzięcznością i zajęłam miejsce w busie, który miał nas odwieźć na lotnisko.
- Usiądziesz ze mną? - zapytałam Kłuska. Pokiwał głową i zajął miejsce obok mnie. - Nie wiem, jak znalazłam się w pokoju i co się potem działo, ale mam nadzieję, że nie naopowiadałam ci żadnych głupot. Naprawdę nic nie pamiętam.
- Wszystko okej. Nie zrobiłaś nic, czym mogłabyś mnie urazić. 
Ułożyłam wygodnie głowę na jego ramieniu i przymknęłam powieki.
- Wysiadamy robaczki! - obudził mnie dopiero wesoły głos trenera.






________________________________________________________

Nie jestem zadowolona z tego czegoś powyżej. Tyle w tym temacie ;)


Na pocieszenie Bartuś ^^
(I jak go tu nie kochać?)



Zapraszam Was na nowe opowiadanie z Morgim:

Start był zaplanowany na trochę później, ale moja niecierpliwość 
wzięła górę.



Dziękuję Wam za te ponad 20 tys. wyświetleń <3