niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 11


Na lotnisku dowiedzieliśmy się o małej zmianie planów. Sobczyk coś pomieszał i wyszło na to, że skoczkowie wezmą udział w akcji Szlachetna Paczka nie przed wyjazdem do Titise-Neustadt, a przed Lillehammer. Dobrze, że się w porę opamiętał, bo raczej nikomu nie uśmiechałoby się latać tam i z powrotem. Tak przynajmniej szybciej przyjedziemy do domów.
Samolot oczywiście był opóźniony. Chyba jakiś pech nam towarzyszy, zawsze opóźnienie. Tym razem obeszło się tylko na dwudziestu minutach. Miałam miejsce koło Kubackiego. Wcześniej pokłócił się z Maćkiem o jakąś głupotę, ale mimo wszystko humor dopisywał mu na całego i tradycyjnie razem z Piotrkiem obsypywali mnie żartami. Dzięki nim lot minął naprawdę szybko. Zapakowałam się do taksówki razem z Bartkiem i Kotem. Jak dobrze znaleźć się w domu, w Zakopanem. Kochałam to miejsce, to z nim wiązało się mnóstwo historii i wspomnień.
Taksówkarz zagadywał chłopaków. Maciek przejął rolę naszego rzecznika i z uprzejmością odpowiadał na wszystkie pytania. Raz, może dwa opowiedział na coś Bartek. Ja siedziałam cicho, wpatrując się w widoki za oknem. Od naszego wyjazdu wszystko się jakby zmieniło.
Kot wysiadł jako pierwszy, a w pojeździe zapanowała cisza. Następnie przyszła kolej na mnie. Bartek pomógł mi z moimi manatkami odprowadzając pod same drzwi.
- Dziękuje za pomoc. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się i odszedł w stronę taksówki. Odwrócił się raz jeszcze,
- Widzimy się jutro.
Pokiwałam głową, wyciągnęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi. Kiedy weszłam do salonu, ujrzałam Michała.
- To już nie łaska ukochanej siostrze nawet drzwi otworzyć? - zapytałam, udając obrażoną.
- No wiesz.. nie chciałem Ci, to znaczy Wam przeszkadzać. - zaśmiał się, za co oberwał czapką, bo tylko to miałam pod ręką.
- Ty mi lepiej powiedz, co tam u tej Twojej Sylwii i kiedy ją poznam?
- Sylwia to już przeszłość, teraz jest Asia. - chociaż mój braciszek ma barwne życie towarzyskie. Moje ogranicza się tylko do głupich incydentów.
- No to zaproś tą Asię do nas, chętnie ją poznam. - puściłam mu oczko, na co on wywrócił oczami.
- Jesteś gorsza niż mama.
- A właśnie... Kiedy będą rodzice?
- Tata jakoś wieczorem, a mama dopiero jutro, bo pojechała  na jakiś wywiad do Katowic. Mogłaś nas uprzedzić, że przyjeżdżasz.
- Sama dowiedziałam się chwilę przed wylotem, więc nie narzekaj.
Zostawiłam brata i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy przysnęłam. Obudził mnie dopiero głos taty.
- Wstawaj śpiochu. - zawołał pogodnie - Może coś zjesz?
- Odświeżę się i zaraz jestem. - opowiedziałam, po czym zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i zeszłam do kuchni. Musiałam oczywiście zrelacjonować tacie i Michałowi pobyt w Niemczech i Finlandii. Miałam ogromną ochotę wyjawić, co udało mi się odkryć. Chodziło mianowicie o Wellingera, ale powstrzymałam się. W końcu nie mam na to żadnych twardych dowodów.
- Taka ładna pogoda, chyba wybiorę się na spacer. - oznajmiłam domownikom.
- Zaraz się ściemni, może Michał pójdzie z Tobą?
- Poradzę sobie...
- A poza tym to ja idę do Asi. - wtrącił brat.
Założyłam kurtkę i opuściłam dom. Zakopane powoli tonęło w mroku. Nogi poniosły mnie w stronę cmentarza. Odnalazłam bez problemu grób i zapaliłam znicz, który kupiłam po drodze. Stałam tam dłuższą chwilę, wpatrując się w zdjęcie na marmurowej płycie. Ruszając w drogę powrotną, minęła mi nieopodal znajoma sylwetka. Podeszłam do pomnika, przy której wcześniej, jak mi się wydawało, widziałam Bartka.
Z trudem odczytałam napis.



ŚP. Blanka Leśnicka
Przegrała walkę z chorobą dn. 29 września 2011 r.
 


Nic nie mówiło mi to nazwisko. Nie powinnam się nad tym tak zastanawiać, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że muszę dowiedzieć się, co to za dziewczyna. Wyszłam z cmentarza, zamykając skrzypiącą furtkę i skierowałam się w stronę domu. Lampy uliczne i kolorowe witryny sklepów oświetlały mrok miasta. Usiadłam na jakiejś ławce, wciągając mroźne powietrze i przyglądałam się przechodzącym ludziom. Co chwile przechodzili jacyś zakochani, trzymając się za ręce i szepcząc coś do siebie. Wtedy poczułam się lekko zazdrosna i zrozumiałam, że tak naprawdę jestem bardzo samotna. Robiło się coraz zimniej, więc nie widziałam sensu w dalszym siedzeniu i użalaniu się nad sobą. Szybkim krokiem udałam się do domu. Przed drzwiami natknęłam się na mały bukiecik różowych tulipanów. Nie było przy nim żadnego liściku. Trochę zaskoczona prezentem wzięłam go do domu. Nie miałam pewności czy był on przeznaczony dla mnie czy dla mamy. A może ktoś omyłkowo zostawił je u nas? 
- Widzę, że odwiedziłaś kwiaciarnię. - zabrał głos tata.
- Znalazłam je pod drzwiami.
- Jakiś cichy wielbiciel?
Pokręciłam przecząco głową z uśmiechem i wstawiłam kwiaty do wazonu, zabierając je do swojego pokoju. Ciekawiło mnie od kogo mogły być.
Usiadłam na łóżku i odpaliłam laptopa. Zalogowałam się na Facebook'a. Od kilku miesięcy nie odwiedzałam tego portalu. Nazbierało się sporo powiadomień, kilka wiadomości i zaproszeń do grona znajomych. Przeglądając aktualności natknęłam się na zdjęcie Chiary z Gregorem. Roześmiani, pełni życia, wyglądający na zakochanych bez pamięci. Oczywiście, że zazdrościłam jej tego, każdy przecież chciałby być zakochany i szczęśliwy.
Nagle dostałam wiadomość.

Chiara Ferro:
Cześć kochana :) Co u Ciebie? Dawno Cię chyba tutaj nie było :P

Iwona Engelhardt:
Kiedyś trzeba nadrobić zaległości...  Jesteś w Engelbergu?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Chiara Ferro:
Przyjechaliśmy kilka godzin temu, właśnie wróciłam od Gregora :)

Iwona  Engelhardt:
Mogłam się domyślić :P Widzimy się w czwartek. Dobrej nocy :)

Odpisałam przyjaciółce, po czym wylogowałam się z portalu.
Cały czas moje myśli zaprzątało jedno nazwisko - Leśnicka. Wiedziałam, że nie mogłam tego tak zostawić.


Następnego dnia wstałam już o 7. Wzięłam szybką kąpiel, zrobiłam delikatny makijaż i ubrałam się. Schodząc na dół założyłam na siebie jeszcze kadrową bluzę. Przy stole przywitał mnie Michał buziakiem w policzek.
- Ktoś Cię przez noc podmienił czy jak? - zapytałam lekko zdziwiona.
- To już nawet nie można być miłym dla swojej najukochańszej siostry? 
- Ile chcesz?
- Czy ja zawsze muszę chcieć kasy, wystarczy, że zabierzesz mnie ze sobą na trening. - ach tak! A więc wyszło szydło z worka. Tylko jak mu się oprzeć, kiedy robi te swoje maślane oczy?
- A szkoła?
- Jak jeden dzień sobie odpuszczę, to nic się nie stanie. To jak, siostrzyczko moja najdroższa?
- Pogadaj z tatą.
- Już załatwione.  
Zawsze był szybki i umiał zjednywać sobie ludzi. 
- Zjedzcie coś, ja muszę iść. Za 20 minut mam pierwszego pacjenta. Mama dzwoniła, że jest już w drodze. Trzymajcie się.
Tata zniknął szybko za drzwiami, a ja zajęłam się konsumpcją przekupnych kanapek zrobionych przez Michała. Rozmawialiśmy, kiedy do naszych uszu dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. - zaoferował brat.
Nieomal nie wyplułam kawy, kiedy zobaczyłam Kłuska w drzwiach.
- Cześć. Pomyślałem, że może będziesz miała ochotę zabrać się ze mną na trening.
- Bardzo chętnie. Już idziemy. - odpowiedział w moim imieniu Michał.
- Michał idzie ze mną, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
- Jasne, że nie.
Zanim zabrałam swoje rzeczy, w domu pojawiła się jeszcze mama. Oczywiście musiałam jej wszystko wyjaśnić, dlaczego wcześniej przyjechałam, a zwłaszcza, co to za "gość" nas odwiedził.
W drodze na salę chłopaki złapali wspólny język i zaczęli rozmawiać o samochodach. Nie miałam zielonego pojęcia na ten temat, więc siedziałam cicho i tylko się im przyglądałam. 
Kiedy dotarliśmy na miejsce, poszłam poszukać Kruczka.
- O cześć Iva. - przywitał mnie ciepło.
- Dzień dobry. Chciałam zapytać, czy to nie będzie problem, jeśli mój brat poprzygląda się trochę treningowi? 
- Nie ma problemu. A ile ten szkrab ma lat? - zaczęłam się śmiać, a trener posłał mi pytające spojrzenie - Powiedziałem coś nie tak?
- Ten szkrab ma osiemnaście lat. - powiedziałam, po czym poszłam do skoczków. 
Nie obyło się bez powitalnych uścisków. Już myślałam, że Piotrek z Dawidem mnie uduszą. Na szczęście przerwał im te powitalne ceregiele Gębala, który wręczył mi dokumentacje zdrowotne skoczków, abym się z nimi zapoznała i wprowadziła jakieś poprawki. Tak więc usiadłam sobie na uboczu i zajęłam się obowiązkami. 
Z pracy wyrwał mnie głos Bartka.
- Czy mi się wydaje, czy Twój brat jest łudząco podobny do Wellingera? 
Myślałam, że się przesłyszałam. Przygryzłam nerwowo wargę, aż w końcu odważyłam się otworzyć usta.
- Kiedyś porozmawiamy na ten temat, ale naprawdę nie teraz.
Uśmiechnął się lekko i powrócił do ćwiczeń. Przyglądałam mu się przez jakiś czas. Rozmawiał i przebywał ciągle w towarzystwie Titusa. Wyglądało to na to, że chyba się przyjaźnią. W czasie przerwy zdecydowałam się podejść do Miętusa.
- Mogę o coś zapytać? Tylko niech to pozostanie między nami.
- W czym rzecz?
- Kto to jest Blanka Leśnicka?  - wyraźnie szerzej otworzył oczy, kiedy wypowiedziałam nazwisko dziewczyny.
- To dziewczyna Bartka. Zmarła na białaczkę.




_________________________________________________________

Z góry Was przepraszam za taką przerwę. Miał być rozdział z perspektywy Bartka,
ale  nie wyszło. Ciężko mi się pisało ten rozdział.
Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej :)






czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 10


Nadszedł wreszcie piątek, czyli dzień konkursu. Skoczków oprócz treningu czekały jeszcze kwalifikacje, gdyż wczoraj z powodu szalejącego wiatru nie udało się ich rozegrać. Nie byłam z tego powodu zadowolona. Nie uśmiechało mi się dodatkowo marznąć. Ale to moja praca, założę cieplejszą kurtkę, owinę się szalikiem i przetrwam. Z całkiem pozytywnym nastawieniem wyszłam przed hotel. Skoczkowie zbierali się powoli. Wsiadłam do busa, jak najdalej tylko się dało od najwyraźniej przygnębionego Kłuska.
Od tego głupiego zajścia z Gregorem i jego popisu przed kolegami z kadry nie odzywałam się do niego. Unikałam go na wszelkie możliwe sposoby. Niejednokrotnie próbował ze mną porozmawiać, ale nie chciałam. Nie teraz, nie po tym. Skrzywdził mnie. Bolały mnie jego słowa, które cały czas miałam w pamięci. Próbowałam je za wszelką cenę z niej wymazać. Jednak to nie było takie proste, jak bym chciała. Przy indywidualnych ćwiczeniach ze skoczkami mogłam liczyć na wyrozumiałość Łukasza. Bez żadnego "ale" zgadzał się, abym nie musiała pracować z Bartkiem. Wyraźnie dziwiła, a zarazem ciekawiła go nasza relacja, ale o nic nie pytał. Pozostali też nie drążyli tematu. Przynajmniej nie męczyli mnie. Podobno próbowali wyciągnąć coś od Stefana, ale ten milczał jak grób, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Oprócz Chiary był jedyną osobą, z którą mogłam o tym porozmawiać.
Podróż na teren obiektu Ruka minęła w około 15 minut. Zabrawszy swoje rzeczy udałam się do szatni, aby się trochę ogrzać. Jak na listopad było naprawdę zimno. W tym momencie, pomimo tego, że od zawsze kochałam zimę, zatęskniłam za słoneczną Hiszpanią. Skoczkowie zostawiwszy swoje manatki, udali się na małą rozgrzewkę. Miałam im towarzyszyć, ale byli tak wspaniałomyślni, że zadeklarowali się, że sami sobie poradzą. Od razu wyczułam podstęp, ale przystałam na ich propozycję.
O godzinie 13 rozpoczął się trening. Razem z resztą sztabu obserwowaliśmy poczynienia zawodników. Warunki jak na to fińskie miasteczko były wyjątkowo dobre. Polakom udało się osiągnąć dobre odległości. Wyjątkiem był Stefan, ale przy niekorzystnym wietrze jaki mu się trafił, nawet sam Małysz nie poszybowałby dalej. Trening wygrał Morgi, drugi był Prevc, a trzeci Schlierenzauer. Zaraz potem odbyły się kwalifikacje. Gdyby nie ciepła herbata, którą przyniósł mi Skrobot, słowo daję, chyba bym zamarzła. Warunki zaczęły się nieznacznie pogarszać. Modliłam się w duchu, aby konkurs udało się rozegrać bez większych przerw. Kwalifikacje wygrał Thomas. Wyraźnie widać, że sezon zaczyna od wysokiej formy. Jak zawsze cieszyłam się z jego sukcesów. Z Polaków nie udało się tylko zakwalifikować Huli. Widać było, że był lekko zawiedziony, ale znów trafił na jedne z gorszych warunków, a rekompensata nie była wystarczająca, aby udało mu się wślizgnąć do konkursu. Kończyłam pić moją malinową herbatę, a Piotrek dotrzymywał mi towarzystwa, sypiąc swoimi żartami jak z rękawa, kiedy obok nas zjawił się trener.
- Możemy porozmawiać?
- No wiem.. żem trochę spóźnił ten skok, ale odległość przecież elegancka. - zaczął tłumaczyć się Żyła.
- Nie z Tobą Piotrek. Idźże mi stąd, my sobie potem pogadamy. Z Ivą chciałem chwilę porozmawiać.. na osobności. - wyraźnie podkreślił ostatnie dwa słowa.
- O co chodzi? - zapytałam, widząc, że Piotrek się oddalił.
- Może chodźmy stąd. Tutaj wszyscy wszystko słyszą.
Posłusznie udałam się za Kruczkiem. Poszliśmy się przejść koło szatni, które były najbardziej oddalone od naszej. To nie miała być rozmowa taka, jakie zawsze raczyliśmy odbywać. Tu najwyraźniej chodziło o coś innego, coś poważniejszego.
- Nie mam w zwyczaju wtrącać się w życie prywatne skoczków, ale w zaistniałej sytuacji czuję się trochę... hmmm... jak by to ująć... dziwnie i sam nie wiem co o tym myśleć. Próbowałem co nieco podpytać chłopaków, ale sama dobrze wiesz, jak to z nimi jest. Z góry przepraszam, nie chcę być niedelikatny, czy coś... No dobrze... ale do rzeczy. Czy możesz mi powiedzieć co zaszło między Tobą a Bartkiem? Chodzi mi o tą sytuację, która miała miejsce podczas kolacji. Od tego czasu chodzi rozkojarzony, nie przykłada się szczególnie do skoków, skacze jakby od niechcenia. Jego rezultaty tutaj w Kuusamo nie są zadowalające. Nie jest oczywiście źle, ale wszyscy liczyliśmy, że będzie się lepiej prezentował.
- Mogłam się domyślić, że o to chodzi... No więc...yyy... Bartek zobaczył mnie w dosyć dwuznacznej sytuacji z Gregorem, a resztę już sam widziałeś. Od tego momentu nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. To chyba tyle w tym temacie.
- Rozumiem, że to było dla Ciebie przykre, ale bardzo Cię proszę Iva, porozmawiaj z nim.
- Myślę, że tyle mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
- Dziękuje. - widać było, że sprawiłam mu ulgę swoim zapewnieniem - A czy mogę o coś zapytać? Tak z czystej ciekawości, po koleżeńsku. - no nie, teraz to już nawet nie wiem co myśleć. Raczej mnie trener na randkę zapraszał nie będzie, bo w końcu ma żonę i w ogóle.
- No chyba tak.
- Czy to co mówił Bartek... to znaczy... czy Ty coś Iva ze Schlierenzauerem?
- Nie trenerze. - odpowiedziałam i cicho się zaśmiałam.
- No nieźle się wygłupiłem. Chodźmy już lepiej, bo zaraz się zacznie konkurs, a nie zapominaj o tym, co mi obiecałaś.
- Powiedziałam, że spróbuję. - sprostowałam słowa Kruczka i ruszyliśmy w stronę powrotną.
Do konkursu zostało kilka minut, skoczkowie powoli wędrowali na górę. Pomyślałam, że to dobry moment, aby wyjaśnić wszystko z Kłuskiem. Los mi sprzyjał, gdyż kiedy weszłam do szatni był tam tylko on i Kamil, który szybko się ulotnił. Nie wiedziałam od czego zacząć. Najchętniej jeszcze raz uderzyłabym go w policzek, za to jak się zachował.
- Chyba powinniśmy porozmawiać. - zaczęłam dosyć niepewnie.
- To chyba ja powinienem Cię przeprosić. Zachowałem się jak totalny idiota. Masz prawo być z kim chcesz, a ta szopka, którą odstawiłem, nigdy nie powinna mieć miejsca.
- Masz rację, sytuacje z tamtego dnia nigdy nie powinny się zdarzyć. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo zraniły mnie Twoje słowa... - spuściłam wzrok na podłogę, a po moim policzku spłynęła łza. Bartek podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i otarł kciukami łzy. W jego oczach dostrzegłam blask. Taki sam jak przed kilkoma dniami w Klingenthal.
- Przepraszam, wybacz mi to szczeniackie zachowanie. Proszę Cię.. już mam naprawdę dosyć ćwiczeń z Gębalą. - na jego słowa kąciki moich ust delikatnie powędrowały ku górze.
- Zgoda. - powiedziałam cicho, ale dobrze wiedziałam, że usłyszał. Pocałował mnie w czoło, co totalnie mnie zdziwiło, po czym ruszył ku wyjściu. Będą w drzwiach zwrócił się jeszcze do mnie.
- Nie zapomnij trzymać za mnie kciuków.

Zaopatrzywszy się w ciepłą kawę ruszyłam oglądać konkurs. Wiatr kręcił w różnych kierunkach, a od czasu do czasu pojawiały się silniejsze podmuchy, co powodowało krótkie przerwy w zawodach, a także zmiany belki startowej przez jury. Jako pierwszy z Polaków skakał Kamil. Uzyskał 126,5 metra. Dawid skoczył słabiej - 120,5 m. Nadszedł czas na Schlierenzauera. Instynktownie zacisnęłam kciuki. Wszyscy byli święcie przekonani, że skoro odpuścił skok w Klingenthal, to tutaj będzie się starał wślizgnąć na podium. Austriak uzyskał 128,5 metra. Był to dobry wynik, ale pojawiły się lepsze. Kolejnym z biało-czerwonych był Janek. Uzyskał tylko 118,5 metra i nie mógł myśleć o awansie do drugiej serii. Lepiej poszło Maćkowi i Piotrkowi, którzy uzyskali kolejno 126,5 i 124,5 m. Dobry skok trafił się także Thomasowi - 127,5 metra. Jako ostatni skakał lider klasyfikacji generalnej. Tak jak obiecałam - mocno zacisnęłam kciuki. Poprawił gogle, sprawdził wiązania nart i odbił się od belki. Uzyskał 128 m. Uśmiechnął się do kamery i udał się w naszą stronę.
Zostawiłam chłopaków na chwilę samych i poszłam po coś ciepłego do picia, gdyż po mojej kawie nie było już nawet śladu. 
- Iv zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos Thomasa. - Nawet nie mamy kiedy na spokojnie pogadać. Mam nadzieję, że podczas kolejnego konkursu będziemy już w tym samym hotelu. 
- Też mam taką nadzieję.
- Coś nie tak?
- Nie, wszystko w porządku. Idź już, porozmawiamy później, bo Cię najwyraźniej Poitner szuka. - ruchem głowy wskazałam mu wołającego go Poitnera, po czym cmoknęłam go w policzek i ruszyłam dalej.
Kolejną spotkaną osobą okazał się Kruczek. Szepnął w moją stronę tylko "dziękuje", na co się uśmiechnęłam, bo dobrze wiedziałam o co mu chodzi.
W drugiej serii wiatr coraz bardziej przybierał na sile. Na szczęście udało rozegrać się ją do końca. Na pierwszym stopniu podium stanął Gregor, który sensacyjnie awansował z piętnastego miejsca. Drugi był Niemiec Marinus Kraus, swoją drogą bardzo sympatyczny i przezabawny, a trzeci Morgi. Bardzo fajne podium, nie powiem, że nie. Najlepszy rezultat z Polaków osiągnął Kamil. Zajął bowiem dziesiąte miejsce.
Po powrocie do hotelu wzięłam ciepłą kąpiel i szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. 

Sobota nie była pomyślna dla skoczków. Najpierw obficie padał śnieg, potem rozegranie kwalifikacji uniemożliwił silnie wiejący wiatr. Konkurs rozpoczął się z kilkunastominutowym opóźnieniem. Wszystko przeciągało się niemiłosiernie. Bywało, że jeden zawodnik dwukrotnie schodził z belki. Stefanowi udało się trafić na jedne z lepszym warunków. Uzyskał 138 metrów, jednak los się do niego nie uśmiechnął. Jury podjęło decyzję o odwołaniu zawodów. 
Trochę zawiedzeni wróciliśmy do hotelu. 
Zabrałam się za pakowanie, bo już jutro czekała nas podróż do Lillehammer. Miałam tylko nadzieję, że pogoda w Norwegii okaże się dla nas wszystkich łaskawsza niż w Finlandii. 




_____________________________________________

Rozdział miał pojawić się szybciej, ale niestety szkoła pokrzyżowała moje plany.
Ale za to dzisiaj prezencik ode mnie z okazji moich własnych urodzin.
 
Następny pisany z perspektywy Bartka :)

PS. Trzymajcie za mnie kciuki jutro...




środa, 5 marca 2014

Rozdział 9



Kochana Blanko

Ktoś kiedyś powiedział, że listy pomagają w pozbywaniu się tłumionych uczuć i emocji.
Pomimo tego, że od Twojej śmierci minęły dwa lata nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego taki los spotkał właśnie Ciebie. Dlaczego to właśnie Ty musiałaś przegrać walkę z białaczką?
Miałaś przed sobą tyle planów i marzeń. Dzisiaj obchodziłabyś dwudzieste pierwsze urodziny. Pewnie spędzalibyśmy je razem, jedząc Twój ulubiony tort czekoladowy.

Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Był przedostatni dzień sierpnia 2009 roku. Wracałem późnym popołudniem z treningu. Jak zawsze zatrzymałem się na chwilę w parku. Wtedy zauważyłem Ciebie. Siedziałaś zapłakana na jednej z ławek. Nigdy wcześniej nie przejąłbym się jakąś płaczącą dziewczyną, nie wtedy mając szesnaście lat i zwracając uwagę jedynie na czubek własnego nosa. Jednak tym razem było inaczej. Coś mnie tchnęło i poczułem, że muszę, że chcę Ci pomóc. Ostrożnie podszedłem do Ciebie. Bałem się tego, nigdy nie okazywałem empatii, byłem obojętny na uczucia innych ludzi. Cicho zapytałem, co się stało, a Ty bez żadnych wątpliwości odpowiedziałaś, że Twój dziadek, którego bardzo kochałaś zmarł. Nie wiedziałem jak się zachować. Podałem Ci tylko chusteczki mówiąc cicho "współczuję" i odszedłem.
Przez całą drogę, którą pokonałem do domu myślałem tylko o Tobie, o tej delikatnej szatynce z zielonymi zapłakanymi oczami. Następnego dnia wyjechałem z rodziną do Zakopanego, mając świadomość, że już nigdy Cię nie spotkam. 
Czułem żal do rodziców z powodu przeprowadzki. Miałem tutaj swoich znajomych, swój klub, a w Zakopanem musiałem zaczynać wszystko od nowa ze świadomością, że już nigdy nie spotkam Ciebie - osoby, która sprawiła, że zauważyłem coś poza czubkiem własnego nosa.

Przyjazd do Zakopanego i pójście do nowej szkoły okazały się dla mnie pomyślne. Poznałem Grześka, z którym mieliśmy taką samą pasję i od razu nawiązaliśmy wspólny język. To właśnie dzięki niemu moje życie nabrało nowych barw. To dzięki niemu po raz kolejny spotkałem Ciebie. Byłaś taka krucha i delikatna. Emanowało z Ciebie tyle miłości do świata i ludzi. To dzięki Tobie zacząłem być innym, lepszym chłopakiem. To Ty nauczyłaś mnie cieszyć się z otaczającego świata, z najdrobniejszych nawet sukcesów. To dzięki Tobie potrafiłem przyjąć krytykę i niejednokrotną porażkę. Czułem, że razem możemy dojść na kres świata. 

I kres nadszedł... Równo dwa lata po naszym spotkaniu Twój stan się pogorszył. Lekarze nie dawali Ci szans na przeżycie. Ale Ty walczyłaś... walczyłaś jeszcze przez miesiąc. Tak bardzo chciałaś doczekać swoich dziewiętnastych urodzin. Jednak 29 września 2011 roku musiałem się z Tobą pożegnać... pożegnać już na zawsze. 

Przepłakałem wiele godzin, dni, tygodni. Czułem jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy. Zaniedbałem szkołę i treningi. Dopiero dzięki Grześkowi udało mi się pozbierać. Nadrobiłem zaległości w nauce, powróciłem do treningów. Mój trud został zauważony i otrzymałem szansę na debiut w Pucharze Świata. 
W Klingenthal odniosłem swoje pierwsze zwycięstwo.Wiem, że to wszystko dzięki Tobie. Czułem Twoją obecność, czułem, że to Ty przyniosłaś mi szczęście tamtego dnia.

Teraz jesteśmy w Kuusamo. Dzisiaj pierwszy konkurs. Na treningach nie szło mi najlepiej. Po tej sytuacji z Iwoną mam do siebie ogromny żal. Zachowałem się jak skończony idiota, ostatni dupek. Przecież to jej życie, niech sobie je układa z kim chce, nawet z tą gwiazdką Schlierenzauerem. Próbowałem ją przeprosić, ale unika mnie na wszystkie możliwe sposoby. Nie dziwi mnie to, zraniłem ją. Traktuje mnie jak powietrze, zresztą... ja też ją tak traktowałem jak ich razem zobaczyłem. Poczułem wtedy coś, czego nie czułem od dnia Twojego odejścia. Znowu poczułem, że mój świat w pewnym stopniu się zawalił. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak jest. 
Nigdy nie zapomnę naszego spotkania przy Wielkiej Krokwi. Było ciemno, przypadkowo zderzyliśmy się ze sobą, wyglądała na taką samotną i smutną. Potem odszedłem, myśląc, że nigdy jej nie spotkam. I zdarzyło się coś, czego się zupełnie nie spodziewałem. Coś jakby deja vu, coś co przydarzyło się kiedyś nam. Na spotkaniu po treningu ujrzałem ją w naszej szatni, śmiała się z żartów Piotrka. Kiedy odwróciła się w moją stronę, zamarłem. Utonąłem w jej błękitnych oczach i dopiero głos trenera wyrwał mnie z tego transu. Potem nasze kontakty ograniczały się tylko i wyłącznie do spraw zawodowych. Chłopaki niejednokrotnie robili jakieś głupie żarty i aluzje na nasz temat. Nie przejmowałem się tym specjalnie, ale dla niej to było chyba uciążliwe. Oliwy do ognia dolał Kubacki, kiedy zobaczył nas razem. Razem... jak to pięknie brzmi... Zobaczył nas jak... nie wiem czy tak mogę twierdzić... jak prawie się całowaliśmy. Była tak blisko, wyraźnie widziałem, że zawstydziła ją zaistniała sytuacja. Ale ja czułem w tym momencie, że mogę mieć wszystko, że cały świat leży u moich stóp.
A potem była tylko ta głupia sytuacja w parku. Nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie mój świetny popis podczas kolacji kilka dni temu. Stefan, który był świadkiem mojego żenującego zachowania, nie pisnął nikomu nawet słówkiem. Zachowałem się jak idiota, totalny imbecyl. Może nasze relacje nie były najlepsze, a ja spieprzyłem je jeszcze bardziej.
Jeśli tego szybko nie wyjaśnię, będę tego mocno żałował.
Jest w niej coś, czego oprócz Ciebie nie spotkałem u żadnej dziewczyny. Coś, czego nie potrafię nazwać.
Czy to miłość? Nie wiem. Jestem bezradny.
Wiem tylko, że muszę coś zrobić, bo bezradność mnie wykańcza.


Co by się nie wydarzyło, wiedz o tym, że zawsze pozostaniesz w moim sercu...





________________________________________________
 
Rozdział trochę inny niż zwykle. Nie pisany z perspektywy Iwony.
Co Wy na to, żeby pisać także z perspektywy innych bohaterów?

Nowy rozdział pojawi się już niedługo, może nawet jeszcze w tym tygodniu.

Dziękuje za wszystkie komentarze :)