niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 21


Wciąż przed oczami miałam minę Sabiny, kiedy musiała mnie przeprosić. Tajner stanowczo zagroził jej, że jeśli tego nie zrobi dosięgną ją poważne konsekwencje. Osobiście nie chciałam wnikać w ich prywatne sprawy i wolałam nie zastanawiać się, co to za poważne konsekwencje. W końcu udało jej się wydusić ciche "przepraszam". Jasiek mi to nawet nagrał na pamiątkę! 
Od tego czasu pałętała się nadąsana i z nikim z polskiej ekipy nie zamieniła więcej niż dwóch zdań. Jedyną osobą, z którą widziałam, aby dłużej rozmawiała był Deschwanden. Serio odbiło facetowi... 
- Morgi skacze - z zamyślenie wyrwał mnie głos Kacpra. Zacisnęłam mocno kciuki i przyglądałam się jego skokowi. Jeśli znajdzie się na podium, uda mu się zająć miejsce w czołowej trójce całego Turnieju. Leciał w pięknym stylu, lądując trochę pokracznie, ale odległość uzyskał fenomenalną. 142 metry! Wokół skoczni rozległy się głośne wiwaty. Ze łzami w oczach przytuliłam Kacpra. - Ejj! Nie płacz! 
- To ze szczęścia - odpowiedziałam uradowana i pobiegłam w kierunku rodziny.
Oczywiście nie mogło zabraknąć rodziców Thomasa, Christiny i Vereny z rodzinami, dwóch kuzynek ze strony cioci Gudrun i mojego taty i kilku bliskich osób ze strony wujka Franza. Minęłam kilka osób z fan clubu Gregora, rodzinę Thomasa Dietharta, aż w końcu mogłam zatonąć w uścisku wujka Franza. Staliśmy tak oboje, trzymając się za ręce i czekając na skok dwóch pozostałych zawodników. Prevc poszybował na 138,5 metra i wyprzedził Thomasa. Ostatni był Thomas Diethart. Kiedy oddał skok na 140 metrów, zapewniając sobie wygraną konkursu i jednocześnie całego Turnieju, a jego rodzina oszalała ze szczęścia. 
- Tak bardzo się cieszę, że mu się udało - szepnął wujek ze łzami w oczach, wskazując na Morgiego, który gratulował zwycięstwa Diethartowi. 


Zmyłam z twarzy pozostałości białej i czerwonej farby. Na moim lewym policzku w czasie konkursu widniała austriacka flaga, a na prawym polska. 
Założyłam na siebie kobaltową sukienkę z baskinką i rękawem trzy/czwarte, a nogi wsunęłam w beżowe szpilki. Włosy przeczesałam szczotką i pozwoliłam, aby swobodnie opadały na moje ramiona. Za chwilę bowiem miała odbyć się niewielka impreza z okazji zakończenia 62. Turnieju Czterech Skoczni. Oprócz zawodników i członków sztabów, zaproszone zostały także rodziny skoczków. Zabrałam torebkę i zeszłam na dół. 
Cała ta mała uroczystość rozpoczęła się od słów Hofera, następnie głos zabrał Thomas Diethart, Morgenstern i Ammann. 
- I znowu Thomas był ode mnie lepszy, a teraz nawet dwóch Thomasów - zakończył Szwajcar, powodując szerokie uśmiechy na twarzach wszystkich zebranych. 
Wznieśliśmy symboliczny toast za ową trójkę, a salę hotelowej restauracji wypełniły dźwięki muzyki. 
- Gdybym nie miał dziewczyny... Echhh... Ślicznie wyglądasz - usłyszałam nad uchem szept Dawida.
- Kubacki! Ogarnij się! - zdzierżyłam go torebką. - Ale dziękuje. 
- Wiesz, że stałaś się obiektem ploteczek?
- Tak? I co, mam dziękować Sabinie?
- Nie chodzi o tą akcje z Sabiną.
- A o co? - zapytałam ze zdziwieniem. 
- Wiewiór snuje teorie o twoim potajemnym romansie z Kusym.
Zaśmiałam się, spuszczając wzrok na podłogę.
- To niedorzeczne - prychnęłam.
- Też tak sądzę - stwierdził, uważnie mi się przyglądając. - Ma podejrzenia, to znaczy podobno jest pewny, że Kusy nie rozchorował się na Sylwestra i nie siedział w domu w Zakopcu, ale był z tobą w Innsbrucku. 
- Za dużo romansów się naoglądał - powiedziałam, opróżniając do dna kieliszek z szampanem. Z głośników popłynęła jakaś wolna piosenka, a moje spojrzenie przykuł widok tańczących Chiary i Schlierenzauera. Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej, a oczy zaczęły mnie piec. Zamrugałam kilka razy, oddychając przy tym głęboko. Przeniosłam wzrok z tańczącej dwójki, kiedy obok mnie stanął Wellinger.
- Iv, mogę ci zając chwilę?
- Andreas... - szepnęłam. - Yyy... Taa... Tak - odpowiedziałam, a Dawid się ulotnił. Zniknął na parkiecie, porywając siostrę Dietharta do tańca.
- Chciałbym cię przeprosić. Źle się zachowałem. Poniosły mnie emocje, ale przemyślałem wszystko na spokojnie, porozmawiałem z rodzicami... Eee.. To znaczy...
- Słuchaj Andi, państwo Wellinger to twoi rodzice i nic tego nie zmieni. To było głupie z mojej strony, że po tylu latach wpakowałam się z butami w twoje życie. Przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.
- Ale ja nie chcę niczego zapominać. Mam już rodzinę, to prawda, i kocham ich wszystkich, ale chciałbym poznać moich prawdziwych rodziców, brata... A poza tym, mieć dwie rodziny to super sprawa. Pomyśl tylko o gwiazdce czy urodzinach.
Zaśmiałam się.
- Jesteś pewny? Możemy...
- Tak, jestem pewny. Opowiesz mi coś o twojej, eee... To znaczy naszej rodzinie?
- Babcia jest Polką i poznała dziadka na jakiejś wymianie studenckiej. Mieszkają razem w Innsbrucku. Tata ma siostrę Gudrun, która z kolei jest mamą Thomasa Morgensterna, Christiny i Vereny. Natomiast nasza mama ma brata i siostrę. Wujek Jerzy ma syna Roberta i córkę Ewelinę, a ciocia Agnieszka trzy córki: Klaudię, Idę i Adę. Dziadkowie mieszkają w Bukowinie Tatrzańskiej. Mamy jeszcze multum dalekich ciotek, ale o tym innym razem.
- Ja nie wiem jak zapamiętam te wszystkie polskie imiona - powiedział zrezygnowany, kręcąc bezradnie głową.
- O kochany! Ty się lepiej zacznij polskiego uczyć, bo cioteczki to starsze kobiety i nie wiem, czy któraś z nich mówi po niemiecku.
- A czym zajmują się rodzice? A mój brat?
- Tata jest stomatologiem, a mama dziennikarką. Michał... Cóż można o nim powiedzieć... Jesteście bardzo podobni do siebie, z wyglądu oczywiście. Nasz braciszek jest strasznie  kochliwy, ale ma dobre serduszko. Koniecznie musisz go poznać.
- Boję się, że...
- Gdzie ty się szwendasz Welli?- przerwał mu Wank. - Andreas jestem, a ty, mademoiselle? - zapytał teatralnie, całując wierzch mojej dłoni.
- Bierz łapska Wank! To jest moja siostra Iwona.
- Haha! Ale z ciebie dowcipniś! Pewnie żeś zakosztował polskiej wódki i coś ci się w makówce poprzestawiało Andi. Chodź, wujek Wanki da ci czegoś na odtrucie - powiedział, ciągnąc młodszego Andreasa za ramię.
- Przepraszam Iv... - zawołał mój brat, odchodząc z Wankiem. Mój brat, mój brat...
Zabrałam torebkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i na spokojnie o wszystkim pomyśleć. Niebo było zupełnie czarne, żadnej gwiazdy. Potarłam dłońmi o ramiona, aby się trochę ogrzać i oparłam się o barierkę przy schodach. Wszystko, co się działo w ostatnich dniach zaczęło mnie przytłaczać. Zwolnienie, sylwester, powrót, Andreas, Chiara i Gregor, Bartek... Cały świat w dziwny sposób kręcił się wokół mnie, a ja stałam w jego centrum, nie wiedząc co robić. 
- Jezu! Iwona! Dlaczego jesteś bez kurtki? - zawołał rozpaczliwie Bartek, narzucając mi na ramiona swoją kurtkę. 
- Wiewiór wyniuchał twoje ostatnie kłamstewko. 
- Jakie kłamstewko?
- Dotyczące Sylwestra. Już nie pamiętasz?
- Ale przecież byłem chory, chory z...
- Wracajmy może do środka, co? - przerwałam mu i ruszyłam z powrotem do wnętrza hotelu.
Pozwoliłam sobie wypić kilka drinków dla ukojenia myśli. Dalsza część wieczoru minęła mi w szampańskim nastroju.



- Oddawaj wafelki, Wiewiór! - po korytarzu rozległ się donośny krzyk Dawida. Wychyliłam głowę za drzwi mojego pokoju, a moim oczom ukazała się jego blond czupryna.
- Co się stało? - zapytałam.
- Co się stało?! Wiewiór zajebał mi Mannery, to się stało! 
- Ejj... Spokojnie. To tylko słodycze.
- Tylko słodycze - prychnął Kubacki. - Gdzie on jest?
- Poszedł z Kotem obłaskawiać Kulm czy coś.
- Kulm? Ja mu dam Kulm! Ruski rok mnie popamięta! - krzyknął jeszcze i tyle go widziano. Zamknęłam drzwi i wróciłam pod kołdrę. Byliśmy już trzeci dzień w Bad Mitterndorf, a ja musiałam leżeć w łóżku i leczyć moje przeziębienie, którego notabene nabawiłam się po tej imprezie w Bischofshofen.  Było już coraz lepiej, a na jutrzejsze oficjalne treningi będę jak nowa. Chłopaki przez ten czas trenowali wyłącznie na siłowni, a wszystkie obowiązki fizjoterapeuty wziął na siebie Łukasz.
Sięgnęłam ręką po kubek z malinową herbatą, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Mogę?
- Jasne, wchodź - odpowiedziałam i zrobiłam Thomasowi miejsce obok siebie na łóżku. Zdjął buty i położył się obok.
- Jak się czujesz, Iv?
- Lepiej. 
- Widziałem, jak wczoraj rozmawiałaś z Wellingerem. Mam nadzieję, że niczym cię nie uraził.
- Wręcz przeciwnie. Przeprosił mnie i rozmawialiśmy chwilę o naszej rodzinie. Chce ich wszystkich poznać. Teraz muszę tylko porozmawiać z rodzicami i z Michałem.
- Wezmę na siebie dziadków, jeśli chcesz.
- Dziękuję. A twoi rodzice będą na konkursie? - zmieniłam temat. 
- Nie, ale... Ale będzie...
- Silvia, tak? - przerwałam mu. Spuścił wzrok, zabrał mi kubek i upił łyka herbaty.
- Malinowa, fuj! 
- Nie martw się, nie zjem jej. Przynajmniej w końcu będę miała okazję ją poznać - drążyłam dalej temat.
- W sumie to nawet nie wiem, czy to coś poważnego...
- Zostawiłeś dla niej matkę swojej córki, z którą spotykałeś się od liceum, zabawiłeś się chwilę, niby ze sobą jesteście i nie wiesz, czy to coś poważnego. Brawo - prychnęłam.
- Nie...
- Tak, wiem. Nie zostawiłeś Kristiny, tylko tak jakoś wyszło - ponownie mu przerwałam.
- Nie tak jakoś wyszło, tylko coś się bezpowrotnie skończyło. A poza tym Kristi ma kogoś. Lepiej mi powiedz, jak Tobie się układa?
- Nijak - odpowiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- A Kłusek? - zapytał, poruszając zabawnie brwiami.
- Głupi jesteś - wytknęłam język w jego stronę i uderzyłam go poduszką.
- Uhuhu.. Zakochana para! - wykrzyczał na cały pokój. Spojrzałam na niego jak na idiotę i strzeliłam typowy "facepalm". 
- Jesteś bardziej dziecinny niż Lilly.
- A może nie mam racji? - zapytał, poważniejąc. 
- Nie, nie masz. Bartek ma dwadzieścia lat, studiuje, ma skoki i życie, z którego może śmiało korzystać. Nie jest mu potrzebny ktoś taki jak ja, ktoś z nieciekawą i bolesną przeszłością. 
- Sugerujesz, że jest niedojrzały? 
- Nic nie sugeruję, tylko...
- Tylko po prostu boisz się zaangażować, ponieść fantazji, uczuciu. 
- Może i się boję, ale ty też nie jesteś lepszy. Nie wiesz, czy Silvia to coś poważnego, bo ty też boisz się zaangażować. Silvia jest od ciebie starsza i wydaje ci się, że szuka stabilizacji, a ty nie jesteś pewny, czy potrafisz jej ją zapewnić. Wiem, że mam rację. Nie musisz potwierdzać. 
- Echhh... Moja małą, mądra kuzyneczka - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Odpoczywaj i nie skreślaj Kłuska tak od razu - dodał i wyszedł z pokoju. Zażyłam jeszcze lekarstwa, przykryłam się szczelniej kołdrą i po chwili usnęłam. 


Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie. Zjadłam podsunięte przez Kubackiego śniadanie, ubrałam się ciepło i zeszłam na dół. Czułam się dzisiaj znacznie lepiej. Po moim przeziębieniu pozostał jedynie katar.
Chłopaki czekali już na sztab przed hotelem, co szczerze mnie zdziwiło. Zawsze spóźnialscy, a dzisiaj nawet przed czasem. Może przez te kilka dni mojej niedyspozycji Łukaszowi w końcu udało się na nimi jakoś zapanować? Albo po prostu coś przeskrobali i próbują się jakoś wkupić w łaski trenera? Tak, na pewno to drugie! Wrzuciłam torbę do bagażnika i zajęłam miejsce w busie obok fizjoterapeuty. 
- Co oni tacy grzeczni? - zapytałam, wskazując ruchem głowy na grupkę skoczków. 
- Zafundowali sobie wczoraj wycieczkę na Kulm, Poitner zobaczył ich wyczyny i nie omieszkał podzielić się swoim zdaniem z Łukaszem. Chyba nie muszę ci mówić, jak ten na to zareagował. 
- I wszystko jasne... - powiedziałam cicho i spojrzałam raz jeszcze na skoczków, którzy posłusznie za trenerami pakowali się do busów. 
- O Ivcia! Jak tam zdrówko? - zawył Piotrek, gramoląc się na siedzenie obok mnie. 
- Nieźle jak widać. 
- Trzeba se było herbatki z rumem łyknąć. Raz dwa by cię na nogi postawiło, tak jak Kusego. Biedaczek się rozchorował przed Ga-Pa, a w Innsbrucku już jak młody Bóg był! Co nie Kusy?! 
Spojrzałam na Bartka, który pokiwał głową z powagą. 
- Następnym razem jak mnie złapie choroba, to będę pamiętać - zapewniłam. 
Po kilku minutach dojechaliśmy do Kulm. Chłopaki wypakowali sprzęt i grzecznie udali się do szatni. Odbyło się bez głupich sprzeczek i przepychanek. Taki "zimny prysznic" naprawdę dobrze im zrobił. 
- Herbatki z cytryną? - zaoferował Skrobot.
- A chętnie - odpowiedziałam i przejęłam kubek z parującą cieczą od serwismena. 
Upiłam łyk i momentalnie zrobiło mi się cieplej.
- Stawiam dychę, że Tepesa nie będzie dzisiaj w pierwszej dziesiątce - powiedział, wskazując dyskretnie ruchem głowy na ćwiczących Słoweńców.
- Iva, możesz na chwilkę? Kamil skarży się na jakiś skurcz w łydce - zza drzwi szatni wyłoniła się głowa Klimowskiego.
- Już idę - odpowiedziałam i podałam kubek Kacprowi. - Stawiam dwie, że będzie pierwszej trójce kwalifikacji - dodałam i weszłam do szatni.

Szybko uporałam się ze Stochem i ponownie wyszłam na zewnątrz. Trening trwał już od jakichś dwudziestu minut. Wiatr trochę kręcił, ale nie uniemożliwiało to jakoś strasznie oddawanie skoków. Spojrzałam na szczyt skoczni i poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Skocznie mamucie zawsze wzbudzały we mnie ogromny strach i o ile skoki narciarskie uważałam za cudowny sport, tak nie mogłam zrozumieć jak skoczkowie mogą latać na takich obiektach. Pamiętam jak kilka lat temu podczas konkursów w Planicy, Thomas zabrał mnie na sam szczyt Letalnicy. Piszczałam jak wariatka, kiedy prawie siłą posadził mnie na belce. Ale z tej szalonej "wycieczki" nie zapomnę jednego - szczęścia malującego się w oczach mojego kuzyna.
Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta.
- Hej, Yvonne - usłyszałam obok siebie radosny głos Chiary.
- Hej - odpowiedziałam, całując ją na przywitanie w policzek. - Jak ci się pracuje z Austriakami? - zapytałam.
- Mam z nimi sporo roboty, ale są świetni, nie da się z nimi nudzić. Chyba mnie nawet polubili. 
- Na pewno cię polubili. Stefan to ci pewnie żyć nie daje, co?
- Trochę tak, ale jest przeuroczy, jakby ciągle był w przedszkolu - powiedziała, na co obydwie się zaśmiałyśmy. 
- Dobrze, że jesteś zadowolona.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Strasznie ci dziękuję, że mnie poleciłaś - wyznała i mocno mnie przytuliła. 
- Jesteś najlepszą osobą na to miejsce jaką znam. Nie oddałabym mojego kuzyna i tych wariatów w ręce byle komu. Mają trochę spięć z obecnym sztabem, więc jest im potrzebny ktoś, to zagrzeje posadę na dłużej. Polacy mają Gębalę, więc im to bez różnicy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała, uważnie mi się przyglądając. 
- Po sezonie odchodzę z kadry i wracam prawdopodobnie do Hiszpanii. 
- Dlaczego? Przecież wiesz, że tam nie jest łatwo z pracą.
- Zdaję sobie sprawę, ale ja nie potrafię sobie poradzić ze wspomnieniami.  
- Nie możesz się znowu poddać - powiedziała i ponownie mnie przytuliła. - Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - dodała i odeszła w stronę austriackiego sztabu. 
Stałam jeszcze przez chwilę, a następnie ruszyłam na spacer. Musiałam otrzeźwić umysł z niechcianych myśli. Obeszłam Kulm dookoła i wróciłam do skoczków. Bartek z Piotrkiem i Maćkiem dyskutowali o czymś zawzięcie, więc postanowiłam usiąść sobie z boku i spokojnie poczekać do zakończenia treningu. Niespodziewanie wszystkie rozmowy ucichły, zupełnie tak jakby życie na chwile zamarło, a wszyscy wpatrywali się w telebim. Sama szybko spojrzałam na ekran. Poczułam jak tracę kontakt z otoczeniem. Byłam tylko ja i ten pieprzony telebim, na którym było ukazane ciało mojego kuzyna osuwające się bezwładnie po zeskoku. Momentalnie zerwałam się z ławki, na której siedziałam i pobiegłam w kierunku zeskoku. Słyszałam za sobą głośne nawoływania skoczków, ale nie zatrzymałam się. Dobiegłam do Thomasa, kiedy pojawił się przy nim już sztab medyczny. 
- Thomas! Słyszysz mnie?! - krzyczałam, a z moich oczu płynęły łzy. - Co z nim?! - zwróciłam się do medyków, ale nie uzyskałam odpowiedzi. - Co z nim do cholery?!
Czułam się tak strasznie bezsilna. Widziałam tylko jak bezwładnie leżał na śniegu. Nie wiedziałam czy jest przytomny, czy w ogóle oddycha. Poczułam, jak ktoś delikatnie unosi mnie ze śniegu.
- Tak mu nie pomożesz, chodź... - nie stawiałam żadnego oporu, szłam posłusznie za Bartkiem z zupełną pustką w głowie. Dopiero kiedy przystanęliśmy za bandami, mocno mnie przytulił, a ja wylewając potok łez, moczyłam jego błękitną kadrową kurtkę.  
- Jest nieprzytomny, ale oddycha. Zabierają go do Salzburga - poinformowała mnie Chiara.
- Mogę jechać z nim?
- Jedzie z nim nasz lekarz. Za chwilę będzie tu helikopter. Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać. 
- Muszę tam jechać - powiedziałam do Bartka, kiedy Chiara się oddaliła. - Przekaż Kruczkowi, proszę...
Pobiegłam do szatni, zabrałam swoją torbę i ruszyłam w kierunku wyjścia z obiektu. Szybko dotarłam do hotelu, przebrałam się, zabrałam kilka rzeczy. Z pośpiechu i własnej nieuwagi wpadłam jeszcze na Gregora przy wyjściu.
- Dobrze, że cię widzę, Iv...







_________________________________________________________

Bardzo Was przepraszam.

Długo nie mogłam się zebrać z pisaniem, głównie ze względu na szkołę.
Już ogarnęłam się trochę w tej nowej rzeczywistości i nie przewiduję takich przerw.


Co do rozdziału...
Miał być dłuższy, ale zdecydowałam się go podzielić, bo najbliższe kilka dni
będę miała bardzo zakręcone i nie znalazłabym czasu na pisanie. 


A już za 6 dni skoki i co najlepsze - Bartek znalazł się w kadrze! :D 
Czyżby moja historia okazała się prorocza? :D



PS. Serdecznie witam nowe czytelniczki :)


I oczywiście bardzo ładnie proszę o komentarze, bo bez dobrej motywacji ani rusz :P




-- JESZCZE MAŁA AKTUALIZACJA --

PLANOWAŁAM CO PRAWDA ZAKOŃCZYĆ TO OPOWIADANIE PO TRZECH
KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH, ALE DOSZŁAM DO WNIOSKU,
ŻE ZWIĄZAŁAM SIĘ BARDZO Z IWONĄ I BARTKIEM
I NIE CHCĘ TEGO TAK SZYBKO KOŃCZYĆ.

DECYZJA NALEŻY WIĘC DO WAS :)