wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 17


Siedzę już w tym hotelu chyba grubo ze dwie godziny, a polskich skoczków jak nie było, tak nie ma. Klucza do pokoju odebrać nie mogę, bo osobiście pan Kruczek wszystko musi załatwić. Tak mi przynajmniej pani w recepcji powiedziała. Zdążyłam już uciąć sobie pogawędkę z Hilde i Veltą, potem mnie Kraft wyściskał i gotowy był ze mną jeszcze do towarzystwa posiedzieć, ale Gregor mnie wybawił przed tym zaszczytem. W zasadzie szkoda, że Manuela Pointner na konkursy w Engelbergu nie powołał, no ale cóż... Thomas czuje się już lepiej i mobilizuje siły na Turniej Czterech Skoczni, bo przecież nie byłby sobą, gdyby się nie pojawił. 
Engelberg już powoli zaczyna tonąć w mroku. Nawet wiecznie spóźnialscy Finowie już przyjechali, a Polaków jak nie było tak nie ma. Nie wiem kiedy, ale chyba zaczęłam się denerwować. 
- Jakaś herbatka rozgrzewająca by się przydała, bo tu piździ jak cholera! Hehehe... 
- Piotrek! - rzucił groźnie Kruczek, szarpiąc się w drzwiach z walizką. 
I jednak nie było się co martwić.
- No jesteś Iwoniutka! Już żeśmy myśleli, że nas w trąbę puściłaś! - zaśmiał się Żyła.
- To chyba ja powinnam tak myśleć. Trzy godziny spóźnienia? Gorzej niż Finowie! 
- Bo taka mraka w tych Balicach, że gadać szkoda - odezwał się ponownie Żyła.
- Mgła nad Krakowem i musieliśmy z Katowic lecieć - wyjaśniła Sabina.
O proszę... Jaka rozmowna! A nie mogli jej tam w tych Katowicach gdzieś zostawić?
- Yhym - tylko tyle byłam siebie wydusić, kiedy zobaczyłam, jak Kłusek taszczy jej walizkę, a ta cała w skowronkach biegnie do niego i całuje go w policzek. 
- Łapcie klucze dzieci! - zwołał Klimowski, a skoczkowie rzucili się na niego, jak gołębie w parku na skrawek bułki.
Odebrałam swój klucz na końcu i razem z taszczącym łóżko do masażu Skrobotem ruszyłam do windy. Mój pokój oczywiście jak na ironię losu znajdował się na samym końcu korytarza. To ma być jakiś pech czy coś? Zabrałam od Kacpra składane łóżko do masażu, zapewniając, że poradzę sobie ze wszystkim. Łatwo nie było, ale w końcu dotarłam pod drzwi do pokoju nr 179. Było otwarte, więc domyśliłam się, że ponownie moją współlokatorką jest Sabina. Jakie było moje zdziwienia, kiedy zamiast blondynki moim oczom ukazał się Kłusek. 
- Co ty tu robisz? - zapytałam, wypuszczając z rąk wszystkie manatki. 
- Tak jakby tymczasowo mieszkam.
- Chyba sobie żartujesz?! To mój pokój! 
- 179 zamieszkuję ja. Zapytaj Klimowskiego! 
- Idę do niego! - powiedziałam i wybiegłam jak poparzona.
Energicznie zapukałam do drzwi Kruczka i Klimowskiego, aż po chwili pierwszy z nich mi otworzył. 
- O co chodzi Iva? - zapytał.
- Chyba jest jakaś pomyłka, bo dostałam pokój z Kłuskiem! 
- Trzy razy żem do Grześka dzwonił, że ja z Kotem, to mnie do Ziobry dali! No jak to tak?! - pieklił się Żyła, który zjawił się koło nas ni stąd ni zowąd. 
- Piotrek z Jaśkiem, Kamil z Klimkiem, Maciek z Dawidem i nie ma żadnych zmian! 
- A Sabina sobie pewnie sama wypoczywa... - prychnęłam pod nosem.
- Sabina ze Skrobotem - odparł spokojnie Kruczek. 
- No wszystko na wariackich papierach! - oburzył się Piotrek i odszedł. 
- To niedługo... Nie dobijaj mnie chociaż ty Iva. Chyba wytrzymasz?
- Taaa... - odpowiedziałam i wróciłam do mojego "królestwa", które na moje (nie)szczęście przyszło mi dzielić z Bartkiem. Zabrałam się za rozkładanie łóżka do masażu. Na całe szczęście pokój był dosyć duży, więc spokojnie mogło się ono w nim zmieścić. Tu pociągnąć, tam wcisnąć i powinno stać, ale coś się to nie chciało udać. Moment! Jak to drugie nacisnę, tam przytrzymam i tu pociągnę to na pewno będzie stało! To na trzy cztery... I bęc! Wpadłam ja, a na mnie wpadło to głupie łóżko, a ten tylko się śmieje.
- Mógłbyś łaskawie się ze mnie nie nabijać?
Twierdząco pokiwał głową, nadal się śmiejąc. 
Jeszcze jedna próba! Teraz będzie dobrze! No to ciach! O nie!! Teraz jakaś śrubka z tego odpadła! Super! 
- Pomogę ci - odezwał się uchachany, jakby mu banana do twarzy dokleili. 
- Nie trzeba - warknęłam na niego zła.
Jednak wstał z łóżka i podszedł do mnie, zgarniając śrubkę, która upadła na podłogę. Stanął za mną, zabierając mi z rąk to badziewne łóżko.
- Mógłbyś tak nie robić? - zapytałam, czując, że jest stanowczo zbyt blisko mnie, a w dodatku niby przypadkowo mnie dotyka. 
- Ale jak? - odpowiedział pytaniem na pytanie, zgrywając wielce zaskoczonego.
- Nie ważne - odpowiedziałam, odsuwając się od niego i usiadłam na jednym z foteli. - Coś ci nie idzie geniuszu z tym łóżkiem - zaśmiałam się po chwili, widząc szamocącego się bruneta.
- Teraz to ty byś mi pomogła! 
- No już idę, już idę... To ja pociągnę za to, a ty za to i będzie gotowe - poinstruowałam go. Przeszliśmy do realizacji mojego skrzętnego planu, ale coś poszło nie tak i tym razem oboje wylądowaliśmy na podłodze, a w zasadzie to ja na Bartku. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. 
Śmialiśmy się w najlepsze, kiedy ktoś wtargnął do pokoju.
- Puka się! - warknął Bartek, nie zauważywszy, kto nas odwiedził i pomógł mi wstać.
- Chyba przyszłam nie w porę... Sorry - powiedziała i szybko wyszła.
- Chyba powinieneś za nią iść... - rzuciłam cicho.
- Teraz jestem zajęty - powiedział, ponownie zabierając się za rozkładanie tego przeklętego łóżka do masażu.
Jak się okazało, wystarczyło tylko usunąć blokadę i rozkładanie poszło jak z płatka. 


* * *

Nadal się zastanawiam, jak ja się mogłam dać wkręcić w tą pieprzoną wycieczkę dookoła świata z tą bandą popapranych nielotów. Niby dorośli faceci, a zachowują się gorzej niż cała chmara rozwrzeszczanych bachorów z przedszkola. Zimno w tym Engelbergu jak w psiarni, deszcze leje jak z cebra, a mnie w dodatku ze Skrobotem zakwaterowali! Szczyt głupoty największej! Zachciało mi się doradzać Kruczkowi, to mam! Podsunęłam mu tylko pomysł, żeby zrobić jakieś malutkie zmiany i to na pewno lepiej wpłynie na zawodników. Ale nie sądziłam, że mnie z tym serwismenem od siedmiu boleści dobiorą! Klawo jak cholera... Iwonka sobie z Bartkiem, MOIM BARTKIEM, w najlepsze pomieszkuje, a ja mogę jej jedynie zazdrościć. Bo ten cały Kacper to ani mądry ani przystojny, a te trzy dni to będą najdłuższe trzy dni w moim życiu! I co ja mam niby robić? Siedzieć z nim w jednym pomieszczeniu nie będę, bo to za dużo jak na moje słabe nerwy, więc poszłam sobie do pokoju Bartka i jaśnie panienki Iwony. Weszłam od razu, bo po co będę pukać. I co ja tam zobaczyłam? Leżeli sobie w najlepsze na podłodze i roześmiani jak Żyła, kiedy się herbaty z prądem napije. Jeszcze warczeć zaczął, że się puka. Pfff! Także poszłam z powrotem, z bydłem przebywać nie będę. Takich naiwnych skakajków jak on, to ja na pęczki mogę mieć! A on razem ze swoją porąbaną psychiką to i tak nadal będzie świecił przykładem cnoty i takich tam różnych. W ogóle strasznie zdziwiło mnie to, że on z nią... Że to taka normalna reakcja... Śmiali się... Razem! Chyba pomiędzy nimi nastąpił jakiś przełom. W tym Titisee coś tam zachowywali się zupełnie inaczej. Po powrocie do Polski Bartek też chodził jakiś zamyślony, gorzej niż zwykle. Przecież w Niemczech oboje zachowywali się jakoś inaczej. Nawet podczas oblewania zwycięstwa Stocha trzymali się z dala od siebie, a potem tak dosyć szybko się zmyli. Zaraz... Zmyli się szybko, ale oboje! Potem wyszłam od polskich buloklepów, spotkałam się z brązowookim i wróciłam do pokoju, ale tam było pusto. Iwony nie było... Kłusek też szybciej poszedł... Czy to znaczy... Czy oni... Razem?! Nieeeeeee!  

* * *

Stan błogiej ciszy przerywanej jedynie odgłosem lejącej się wody przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Sięgnęłam dłonią po telefon, który leżał obok.

OD: Chiara
Wyjdź szybko przed hotel! Mam tą małą blond farbowaną żmiję! 

Ta wiadomość mogła zwiastować tylko jedno - kłopoty i to nie moje, a tej małej blond farbowanej żmii jak zdołała wyrazić się Chiara.
Zerwałam się z łóżka, szybko założyłam kurtkę i buty. Krzyknęłam jeszcze do Bartka, że wychodzę i czym prędzej pobiegłam w kierunku windy. Weszłam, wybrałam odpowiedni przycisk i już po chwili stałam przed wyjściem z hotelu. 
Poczułam chłód na twarzy. Wczoraj pogoda była całkiem ładna, za to dzisiaj nie rozpieszczała mieszkańców ani turystów  tego szwajcarskiego miasteczka.
- Pssst! - usłyszałam za krzewem obok, a potem poczułam mocne szarpnięcie.
- Do reszty zwariowałaś?! - zapytałam wściekła, kiedy już znalazłam się przy przyjaciółce.
- Muszę się zemścić na tej małej cwaniarze!
- I jak niby zamierzasz to zrobić? 
- Pójdę tam i powydzieram jej te kudły! - powiedziała wściekła. - Ciii... Idą - szepnęła.
Ostrożnie wychyliłam się zza krzewu i chyba odebrało mi rozum. Przetarłam oczy dłońmi, bo myślałam, że się przewidziałam, ale nie...
- Sabina... - szepnęłam nadal mocno oszołomiona.
- Sabina? Ty ją znasz?! 
- Studiuje dziennikarstwo i jeździ z nami na zawody... Sama nie wiem po co - dodałam tak cicho, że przyjaciółka pewnie tego i tak nie dosłyszała.
- Idziemy tam! 
Zanim zdążyłam ją zatrzymać, biegła już wściekła w kierunku Janik i Deschwandena. 
- To tak?! Już mnie nie kochasz, bo pojawiła się ta mała krętaczka, tak? Popamiętasz mnie gówniaro! - wrzasnęła Chiara i rzuciła się z pięściami na Sabinę. 
- Uspokój się Chiara! - krzyknął wyraźnie przerażony Gregor. 
- Aaaaaaaa! Puść mnie wariatko! - zaczęła krzyczeć Sabina,  kiedy Włoszka zdecydowanym ruchem szarpnęła ją za włosy i zaczęła okładać pięściami. Po chwili Sabina leżała już powalona na śniegu, a Chiara zadawała jej kolejne ciosy.
- Puść ją Chiara! - starałam się przemówić przyjaciółce do rozumu, jednak bezskutecznie.
Dopiero z pomocą Gregora udało mi się odciągnąć ją od przerażonej Polki.
- Powinnaś się leczyć idiotko! - wrzasnęła Sabina, kiedy Szwajcar pomógł jej się podnieść. 
- Idziemy Chiara... - powiedziałam do przyjaciółki. 
- To jeszcze nie koniec smarkulo! - krzyknęła, odwracając się, kiedy wchodziłyśmy do hotelu. 


- I to był ten twój genialny plan? - zapytałam, kiedy zmierzałyśmy w stronę mojego pokoju. 
- W tamtej chwili nic lepszego nie przyszło mi do głowy - odpowiedziała.
Drzwi do pokoju były otwarte, więc bez problemu weszłyśmy do środka. Bartek leżał z laptopem na jednym z łóżek, które tak w ogóle to ja miałam zajmować.
- Nie będzie ci przeszkadzała obecność Chiary? 
- Jasne, nie ma sprawy.
- Chyba rozcięłam sobie wargę - powiedziała, ocierając spływającą krew.
- Trzeba to przemyć, poczekaj - podeszłam do walizki, wyjmując niewielką apteczkę. Nasączyłam kawałek gazika jałowego środkiem do dezynfekcji i podałam przyjaciółce.
- Auuć! Piecze.
- Było się z nią nie bić.
- Miałam bezczynnie siedzieć w tych krzakach i patrzeć na nich? No nigdy w życiu! Tak przynajmniej pokazałam smarkuli, gdzie jej miejsce. 
- Przepraszam, że się wtrącam, ale czy mogłabyś mnie wtajemniczyć o co chodzi? Albo chociaż mogłybyście mówić po angielsku? Bo twoja przyjaciółka wygląda jakby się z kimś przed chwilą pobiła - odezwał się Bartek, odkładając laptopa. 
Rozmawiałyśmy po hiszpańsku i Bartek miał prawo nie rozumieć. Przetłumaczyłam Chiarze o co chodzi, a następnie zwróciłam się do niego.
- W zasadzie to Chiara się przed chwilą z kimś pobiła.
- Ta dziewucha odbiła mi Gregora! - powiedziała tym razem już po angielsku. - Nie daruję im tego! 
- Uspokój się. Znajdziesz sobie kogoś lepszego niż Gregor.
- Gregor? - zdziwił się Bartek. - Schlierenzauer? 
- Deschwanden - odparłam. 
W odpowiedzi wydał z siebie ciche "aaaa".
- Co tam Gregor... Muszę się zemścić na tej całej Sabinie!
- Sabinie? - oczy Bartka powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek. 
- Zostawił ją dla Sabiny, tej "naszej" Sabiny i to właśnie ją Chiara pobiła.
Bartek wyraźnie pobladł. Dobrze, że siedział, bo pewnie upadłby z hukiem na podłogę.
- Wiecie co... Ja już pójdę, chyba muszę ochłonąć. 
- Odprowadzę cię - zaoferowałam. 
- Nie, nie trzeba.
- Błagam cię, tylko nikogo już nie pobij po drodze.
- Nie martw się - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek. - Dobranoc - wyszła, cicho trzaskając drzwiami. 
Wyjęłam z walizki kilka rzeczy i udałam się pod prysznic. To był szalony dzień, a zwłaszcza jego końcówka. 


Budzik w moim telefonie zadzwonił punktualnie o 7.30. Szybko się ogarnęłam i byłam gotowa zejść na śniadanie. Bartek sobie jeszcze smacznie spał, więc chyba pasowałoby go obudzić. Delikatnie szturchnęłam go w ramię, ale on tylko coś pomruczał pod nosem i przewrócił się na drugi bok. Za drugim podejściem mocniej go szturchnęłam, dokładając do tego głośne: "Bartek! Wstawaj!". Jednak to też nie przyniosło większych efektów. Mogłam go tak zostawić, ale to mnie oberwałoby się za to, że go nie obudziłam. Podeszłam do okna i cicho je otworzyłam. Na parapecie leżało sporo śniegu. Chwyciłam trochę do dłoni, formując z niego niewielką kulkę. Ostrożnie wsunęłam ją za koszulkę Bartka. Nie musiałam długo czekać. Szybko wyskoczył z łóżka, próbując pozbyć się śniegu.
- Oszalałaś? 
Zaśmiałam się tylko.
- Nie musisz mi dziękować. Widzimy się na dole - powiedziałam znikając za drzwiami. 
Stołówka była jeszcze prawie pusta. Przy jednym ze stolików siedział Stoch z Murańką i Skrobotem.
- Mogę się do was dosiąść panowie? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział Kamil, odsuwając mi krzesło koło siebie.
Nabrałam sobie musli i zabrałam się za pałaszowanie zawartości swojego talerza.
- Nigdy więcej nie jestem w pokoju z Żyłą! On chrapie gorzej niż jakiś niedźwiedź! - powiedział ciągle zaspany Jasiek, siadając na krześle po drugiej stronie Kamila.
- Przecież ci mówiłem, że ja muszę spać koło okna coby nie chrapać, a ty żeś się mi wrył - odparł Żyła, także pojawiając się przy nas.
Po Piotrku na stołówce zaczęli pojawiać się kolejni z Polaków.
- Ktoś widział Sabinę? - zapytał po chwili Kruczek. Jednak zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta by cokolwiek powiedzieć, Janik zjawiła się obok i zajęła miejsce przy stole. Bartek zrobił się blady jak ściana, o mało co nie zemdlał na jej widok.
- Co ci się stało? - wyrwało się Sobczykowi.
Sabina wyglądała potwornie. Podbite lewe oko, rozcięta warga, liczne ślady podrapań na policzkach, a w dodatku owinięty sporą ilością bandaża prawy nadgarstek. 
- Nic się nie stało - wycedziła przez zęby, rzucając w moją stronę zawistne spojrzenie.
Czy było mi jej żal? Może tylko troszeczkę, tak ciut ciut... W końcu sama była sobie winna. Nikt jej nie kazał uwodzić biednego Deschwandena. 
Skoczkowie siedzieli wyjątkowo cicho, jedyne co było słychać to mlaskanie Ziobry. Kruczek także był wyraźnie zmieszany. Widać było, że kilka razy próbował zabrać głos, ale się powstrzymywał. 
- O 11.30 jedziemy na skocznię, o 12 trening, a potem kwalifikacje. Teraz masaż u Iwony - odezwał się w końcu. 
Wszyscy jak na komendę wstali i ruszyli do wyjścia ze stołówki. Wpakowali się to winy, a zaraz potem całe siódemka stała pod drzwiami do mojego pokoju.
- Zapraszam panowie - otworzyłam drzwi i wpuściłam ich do pomieszczenia. - To który pierwszy? 
- To w takim razie może ja - odezwał się Maciek. Zdjął bluzę i rozłożył się wygodnie na łóżku, a ja zabrałam się do pracy.
- Za stabilność tego łóżka nie ręczę - powiedział Bartek, puszczając do mnie oczko. 
- Ohoho... Wolę nie pytać, co wy na nim wyprawialiście - zaśmiał się Kubacki.
- Masz rację, może lepiej nie pytaj - odpowiedziałam, śmiejąc się. 
- A mnie tam ciekawi, co się Sabinie stało... Jakaś Szwajcarka ją napadła czy co? - zmienił temat Klimek. 
- Może nie roztrząsajmy tego, to przecież jej sprawy, a nam nic do tego - powiedziałam, rzucając porozumiewawcze spojrzenie w stronę Bartka.
- Iva ma rację. Jeśli będzie potrzebowała pomocy, to przecież może na nas liczyć - rzekł dyplomatycznie Kamil. 
Temat Sabiny ucichł. Po Maćku przyszedł czas na masowanie kolejnych skoczków. Czas biegł nieubłaganie, więc wszyscy zmyli się do swoich pokojów. Został jeszcze tylko Bartek. 
- Ładuj się na łóżko i miejmy to z głowy - powiedziałam, nalewając na dłonie odrobinę kokosowego olejku.
- Coś ty taka zła? - zapytał.
- Dobija mnie ta sprawa z Chiarą i Sabiną... Lepiej będzie jak nikt się o tym nie dowie.
- Masz rację. 
W sumie gdyby wszyscy się o tym dowiedzieli, to za bardzo nic by to nie zmieniło. No może z wyjątkiem plotek. Skoczkowie potrafią być bardzo rozmowni i to nie tylko ci z Polski. 
- Czy możemy porozmawiać o tej ostatniej nocy w Titisee? 
- Może innym razem, to teraz naprawdę nie istotne Bartuś... Ubieraj się już i zbieramy się na skocznię. 

Nad Engelbergiem zaczęły się zbierać ciemne chmury, naprawdę szkoda, bo dotychczas była dosyć ładna pogoda. Sabina została w hotelu, bo pewnie boi się spotkania z Chiarą. Skoczkowie zaczęli już oddawać treningowe skoki, a ja stałam z Kacprem i popijaliśmy sobie herbatkę wiśniową. Jednak zwialiśmy do szatni skoczków, bo zaczął padać deszcz ze śniegiem i zrobiło się potwornie zimno. Na szczęście wiatr jest prawie niewyczuwalny, więc wszystko powinno się szybko odbyć, a potem już pędem do cieplutkiego hotelu. W obydwóch treningach Polacy dobrze się zaprezentowali. Kwalifikacje rozpoczęły się nawet szybciej niż zapowiadano. Zaopatrzywszy się w szalik i rękawiczki oglądałam zmagania skoczków już na zewnątrz. Towarzyszył mi Kamil, który odpuścił sobie skok, gdyż udział w konkursie miał zapewniony. Dawidowi, Jaśkowi i Klimkowi dobrze poszło. Maciek z Piotrkiem także oddali przyzwoite skoki. Tylko Bartkowi powinęła się noga.
Z całkiem dobrym nastawieniem na sobotni dzień ruszyliśmy w kierunku naszego pojazdu. Spotkaliśmy Niemców, którzy także pakowali swój sprzęt. Wśród nich był Wellinger. Szkoda tylko, że nie zaszczycił mnie nawet jednym głupim spojrzeniem. 





_____________________________________________________

W związku z tym małym wyczynem Chiary konkursy zostaną napisane 
w następnym rozdziale, a może nawet jeszcze następnym.

Zobaczę jeszcze :P


Oczywiście zapraszam do Alice..



Po raz kolejny najlepsze życzenia dla Manuela...
100 lat, a nawet i więcej <3



A teraz takie małe pytanie do Was:
Co byście powiedziały na opowiadanie w roli głównej z Morgensternem?