czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 8


Świat dookoła nas jakby w dziwny sposób zniknął. Nie liczyło się nic oprócz tej chwili. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Cały czar prysł, kiedy usłyszałam znajomy głos..
- Iva? - odwróciłam się powoli na dźwięk swojego imienia, niszcząc ten idealny moment. Moim oczom ukazał się Stefan i... Bartek. Serce ich widok zabiło mi mocniej. - Wyszłaś, nic nie mówiąc i martwiliśmy się o Ciebie. - tłumaczył Stefan dosyć wyraźnie zakłopotany całą sytuacją. Bartek zaśmiał się tylko ironicznie i odwrócił się, odchodząc. Jego towarzysz rzucił w naszą stronę przepraszające spojrzenia i także ruszył w drogę powrotną. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym stali, a potem ukryłam twarz w dłoniach. Nie chciałam płakać, nie mogłam. Nie potrafiłam nawet zrozumieć, co czuje. Z jednej strony powinnam czuć żal do Polaków o przerwanie tej, jak mi się chyba tylko wydawało, niesamowitej chwili, zaś z drugiej strony czułam ulgę z tego rozwoju sytuacji.
- Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie Gregor.
- Tak. - odparłam cicho.
- Przepraszam, nie powinienem... nie wiedziałem, że Was coś łączy...
- Co?! - zapytałam, a raczej krzyknęłam, po czym wybuchłam głośnym śmiechem. Gregor patrzył na mnie z niemałym zdziwieniem.
- Przecież widzę... szczęściarz z niego. - dodał już trochę mniej pewnie.
- Chyba powinnam iść. - delikatnie musnęłam jego policzek i odeszłam.
- Nawet nie wiesz jak chciałbym być na miejscu tego szczęściarza. - powiedział z pełnym przekonaniem, ale nie dane mi było tego usłyszeć. 

Droga powrotna minęła dosyć szybko i bez większych problemów. Będąc przed hotelem, zerknęłam na telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła 15.30. Nie chciałam się pokazywać skoczkom, bo pewnie Stefan i Bartek powtórzyli im to, co widzieli, a w danym momencie najmniej czego potrzebowałam to jakieś głupie pytania czy spekulacje ze strony Polaków. Pewnym ruchem przekroczyłam drzwi hotelu i czym prędzej, nie sprowadzając na siebie uwagi, ruszyłam w stronę swojego pokoju. Dziękowałam w duchu za to, że mieszkam z dala od polskich skoczków. Po dotarciu do pokoju zrzuciłam z siebie kurtkę i położyłam się na łóżku. Nie chciałam myśleć o dzisiejszym dniu, nie chciałam myśleć o niczym. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Byłam święcie przekonana, że to któryś ze skoczków, więc nie zamierzałam otwierać. Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe, ale nie robiło to na mnie wrażenia. Leżałam dalej, a głowę ukryłam pod poduszką. Natręt najwyraźniej pomyślał, że mnie nie ma i odszedł. Po kilku, a może kilkunastu minutach ponownie ktoś zaczął się dobijać do moich drzwi. Nie no, tego już dosyć. Nawet chwili spokoju mieć nie można.
Yvonne? Wiem, że tam jesteś, otwórz. - głos, jak się zdążyłam wcześniej wyrazić, natręta należał do Chiary. Powoli zwlekłam się z łóżka i otworzyłam drzwi przyjaciółce.
- Przed chwilą to też Ty? - zapytałam lekko wkurzona.
- Właśnie szłam do Ciebie, kiedy pod Twoimi drzwiami zobaczyłam tego Bartka. Sądziłam, że zaraz go wpuścisz, więc zeszłam do holu. Ale po chwili zobaczyłam, że bardzo zdenerwowany wychodzi, a raczej wybiega z hotelu, więc przyszłam.  - powiedziała ciągle stojąc jeszcze w progu, po czym weszła i usiadła na łóżku. - Co się dzieje? 
- Nic się nie dzieje. - odpowiedziałam obojętnym tonem. 
- Przecież widzę. Coś między Wami zaszło?
- Co? Między kim? - zapytałam ze zdenerwowaniem.
- Czyli tak... O co chodzi?
- Spotkałam Schlierenzauera i prawie się pocałowaliśmy.
- Jak to prawie? 
- Bo wtedy zjawił się Stefan i...
- I Bartek. - dokończyła za mnie Chiara, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Nie rozumiem dlaczego Wy się tak nawzajem krzywdzicie. 
- Ale jak się krzywdzimy? O czym Ty do cholery mówisz? 
- Przecież widzę, że mu się podobasz, a on Tobie też najwyraźniej nie jest obojętny. - nie mogłam uwierzyć w sens jej słów. Totalne brednie i tyle, ale nie chciałam się z nią kłócić, więc nie drążyłam tematu.
- Może pójdziemy się gdzieś przejść? - zaproponowałam. 
- Za hotelem jest fajna kawiarnia. Zabiorę tylko swoje rzeczy z pokoju i możemy iść.
Ruszyłam za przyjaciółką w stronę pokoju 26. Pech chciał, że akurat natknęłyśmy się na Kłuska. Nawet na nas nie spojrzał. Zachowuje się jak małe dziecko, obraża się bez powodu i ktoś taki ma mi niby imponować? 
- Poczekam tutaj na Ciebie. - zaoferowałam Włoszce, po czym zniknęła za drzwiami. W międzyczasie na korytarzu pojawił się również Stefan. 
- Możemy chwilę porozmawiać? - zapytałam niepewnie. 
- No jasne.
- Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć... Ta sytuacja z Gregorem... Chciałabym żeby nikt się o tym nie dowiedział. Mogę Cię o to prosić? 
- Oczywiście, tylko nie wiem jak Kusy. Chyba widziałaś jak zareagował... 
- Błagam Cię Stefek, tylko nas nie swataj. - w odpowiedzi zaśmiał się tylko, a w drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka. 
- Poznajcie się, to jest Stefan, a to moja przyjaciółka Chiara, jest tutaj ze Szwajcarami. - przywitali się, po czym ruszyłyśmy do kawiarni.

W kawiarni napiłyśmy się cappuccino i porozmawiałyśmy, tym razem na neutralne tematy. Dobrze, że mam ją blisko siebie. Jestem z dala od rodziców, mam tutaj tylko Thomasa, który jest zajęty i nie zawsze ma dla mnie czas. Mam jeszcze brata... W chwili obecnej nie powinnam tak o nim mówić. Nic nie jest pewne, ale czuję, że moje podejrzenia są słuszne, taka siostrzana intuicja mogłabym powiedzieć. Mimo, że nic nie jest pewne, chciałabym go bliżej poznać. Mam nadzieję, że jak będziemy w Titisee-Neustadt uda mi się odwiedzić Ruhpolding i dowiedzieć się czegoś konkretnego.
Nieubłaganie zbliżała się godzina 18, czyli czas kolacji i panowania zajęć na następny dzień. Niechętnie wyszłyśmy z przytulnej kawiarni, gdyż obowiązki mnie wzywały. Zostawiłam rzeczy w pokoju i poszłam, a raczej pobiegłam do stołówki. Skoczkowie są bardzo spóźnialscy, więc przynajmniej nie byłam ostatnia. Usiadłam przy stoliku obok Kamila i Sobczyka. No, no... Nawet trener się spóźniał. Nałożyłam sobie co nieco na talerz i zajęłam się konsumpcją. Po chwili zaczęli się pojawiać spóźnialscy. Najpierw trener i Gębala, a za nimi Klimowski i Skrobot pochłonięci rozmową. Dalszej ekipy ani widać. No cóż... jakoś już do tego przywykłam. Przeżuwałam dalej w spokoju swoją kanapkę, rozglądając się za Niemcami, a zwłaszcza za Andreasem, aż pojawili się pozostali Polacy.
- Jak zawsze punktualni. - powiedział ironicznie Sobczyk.
- Ma się rozumieć. - odpowiedział Piotrek, nie wyczuwając ironii, na co tamten głośno westchnął i powrócił do rozmowy z Kamilem. 
Skoczkowie zabrali się za jedzenie, w międzyczasie głośno rozmawiając i śmiejąc się. Nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Najwidoczniej bardziej interesował mnie widok za oknem. Oderwałam się dopiero wtedy, gdy moich uszu dotarł znajomy śmiech. To Chiara z Gregorem siadali przy stoliku. Pomachałam do niej i uśmiechnęłam się do jej towarzysza. Tak na dobrą sprawę, to nie zdołałam go nawet bliżej poznać. Znając moją przyjaciółkę, jeszcze będę miała ku temu okazję. 
Ośmieliłam się spojrzeć na Kłuska, czego szybko pożałowałam. Siedział z grobową miną, wpatrując się w jakiś odległy punkt przed sobą, jakby obrażony na cały świat. 
Nie widząc najmniejszego sensu w dalszym siedzeniu przy stole, wstałam i zamierzałam pójść do pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos trenera.
- Poczekaj Iva. - zwrócił się do mnie, po czym przeniósł swoją uwagę także na pozostałych zebranych - Mamy jutro trening na skoczni, widzimy się zaraz po śniadaniu przed hotelem, żadnych spóźnień nie toleruję. - ostatnie słowa wyraźnie podkreślił. 
- To wszystko? - zapytałam.
- W zasadzie to tak... Tylko trenujemy razem z Austriakami.
- Z Austriakami? - w zasadzie to nie wiem, dlaczego tak się zdziwiłam.
- Nie udawaj, że Ci to przeszkadza. Będziesz mogła spotkać się z Gregorem, to Ci chyba jest nawet na rękę. Tym razem już nie będziecie się musieli ukrywać w parku, nikt Cię nie będzie szukał...
- Kusy... - próbował uciszyć go Stefan, który jako jedyny był rozeznany w całej sytuacji. Wszyscy ze zdziwieniem słuchali tego, co mówił ich kolega.
- Nowa miłość austriackiego powietrznego cyborga? Zabawi się i porzuci, czy jednak uczucie przetrwa? Jak na to zareaguje Poitner? Zamierzacie się ukrywać, a może pochwalicie się światu? 
Stałam jak wryta i wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Czułam, że pod powiekami zbierają mi się łzy, ale nie traciłam zimnej krwi. Nie zastanawiając się dłużej, podeszłam do niego i z całej siły jaką posiadałam, wymierzyłam mu siarczyste uderzenie w policzek. Wstał, chwytając mnie za nadgarstki, wpatrywał się na mnie swoimi niebieskimi oczami, które pewnego razu wywołały na moim ciele przyjemny dreszcz. Teraz tak nie było. Teraz znów był dla mnie gburem, którego kiedyś przypadkowo spotkałam przy Wielkiej Krokwi. Łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Udało mi się wyswobodzić i szybko pobiegłam do pokoju.







 
______________________________________________________

Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale trzymam go już jakiś czas, a przez weekend
i tak nie zdołam nic napisać, ponieważ niestety nie będzie mnie w domu.
Nie jestem zadowolona z tego co napisałam. Nie miało być uczuciowo.. postaram się 
to jakoś zmienić, chociaż będzie trudno.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*





sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 7


Cały lot do Kuusamo przespałam. Śniło mi się, że byłam wewnątrz ogromnego labiryntu. W panice szukałam wyjścia z niego, a kiedy już myślałam, że je znalazłam, okazywało się, że znikało. Obudził mnie dopiero głos stewardessy i zauważyłam pasażerów zbierających się do wyjścia.
Nasz hotel był mniejszy od tego w Klingenthal, ale zarazem bardziej przytulny. Zostaliśmy zakwaterowani razem ze Słoweńcami, Czechami, Niemcami i Szwajcarami. Pozostałym teamom przypadł hotel oddalony kilka kilometrów od naszego. 
Czekaliśmy w małym holu, aż trener wróciwszy z recepcji rozda nam klucze do pokoi. Naprzeciwko drzwi do hotelowej restauracji umiejscowiony był duży kominek. Biło od niego delikatne światło, które rzucał palący się w nim ogień. Obok kominka stała średniego wzrostu brunetka z długimi falującymi włosami i szczerym, promiennym uśmiechem. Biła od niej niepohamowana radość. To była Chiara, piękna i mądra Włoszka, a zarazem moja przyjaciółka. Stała w towarzystwie szwajcarskiego sztabu, robiąc słodkie miny do jednego z nich, wysokiego bruneta, jak mniemam o nazwisku Deschwanden. Z wielką chęcią podbiegłabym do niej, ale hamowało mnie moje zdumienie jej widokiem w tym zimnym fińskim miasteczku. W końcu zebrałam w sobie siły i wciąż zaskoczona, tym kogo ujrzałam, ruszyłam w jej stronę. Przeszło mi przez myśl, że może to zupełnie inna osoba, a idąc tam zrobię z siebie jakąś przewrażliwioną idiotkę. 
- Chiara? - zapytałam dosyć cicho i od razu skarciłam się za to, że nawet nie przywitałam się z tym towarzystwem. Odwróciła się i miałam pewność, że to ona. Stała i przyglądała mi się uważnie, co było totalnie nie w jej stylu. Zawsze szybko przejmowała inicjatywę w kontaktach z ludźmi, była bardzo wygadana, ale traktowałam to jako charakterystyczną cechę jej rodaków.
- Yvonne.. - powiedziała swoim perfekcyjnym włoskim, w jej oczach pojawił się delikatny blask, a kąciki ust powędrowały ku górze i rzuciłyśmy się sobie na szyję. Bardzo zżyłyśmy się ze sobą przez te trzy lata, dzieląc ze sobą pokój w akademiku w Barcelonie. Mogłyśmy sobie bezgranicznie zaufać. Traktowałyśmy się jak siostry, których nigdy nie miałyśmy. Po wyjeździe z Hiszpanii nie kontaktowałyśmy się często.
- Skąd Ty się tutaj wzięłaś? - zapytałam, ocierając z policzków łzy wzruszenia. 
- To długa historia, porozmawiamy potem, bo chyba Cię wołają.
- Tak strasznie się cieszę, że Cię widzę. - powiedziałam na odchodne, mocno ją przytulając. 
Trener właśnie rozdawał klucze do pokoi.
- Podział taki jak zwykle. Chłopaki pokoje 23-25, sztab 29-31... a Ty Iwona 48. - powiedział, podając mi klucz - Z tego co wiem, to obok Słoweńców.
- A bliżej się nie da? Jeszcze nam ją gdzie porwą i co my bez niej poczniemy? - zmartwił się Żyła. 
- Bez dyskusji Piotrek! Iwona potrafi chyba o siebie zadbać. - sprowadził go na ziemię Sobczyk i odszedł. 
Pod drzwiami do własnego pokoju nie zostałam omal stratowana przez Tepesa. Prawie biegł wyraźnie zdenerwowany. Na szczęście udało mi się zachować równowagę. Rzucił ciche "przepraszam" i zniknął w korytarzu. Sięgnęłam do kieszeni po klucz. W nowszych hotelach, o wyższych standardach takie klucze to rzadkość. Jednak ten był inny. Było w nim coś, co sprawiało, że czułam się spokojna, jak w domu. Po wejściu do mojej rezydenci na kilka najbliższych dni położyłam walizkę i usiadłam w dużym, przyjemnym fotelu. Pokój był niewielki, małe łóżko było idealnie posłane, a przez okno padało na nie światło księżyca. Poderwałam się z siedzenia, wypakowałam z walizki kilka rzeczy i udałam się pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, a ja wpatrując się w jakiś punkt przede mną, zastanawiałam się, co tutaj naprawdę robię. Pierwszy raz od dnia, kiedy dołączyłam do tej całej skoczkowej machiny przyszła chwila zwątpienia w to, czego się podjęłam. Czułam jakbym się wypaliła. Głupie co nie? Pracuję niecały miesiąc i już takie refleksje. Miałam wrażenie, że nie pasuję do tego świata. Może powinnam zrezygnować z tej pracy i wyjechać? Może do Szkocji, zawsze chciałam tam pojechać, a może jeszcze dalej? Japonia, Indie, USA? Wyrwałam się z rozmyślań i wyszłam spod prysznica. Przebrałam się w wygodne dresy i bluzę i usiadłam z laptopem na łóżku. Przejrzałam wiadomości, głównie od rodziny. Zbliżała się godzina 21.20. Nie byłam senna, czułam chęć rozmowy z kimś bliskim. Wychodząc z pokoju, udałam się w stronę recepcji, aby zapytać o pokój Chiary. Od sympatycznego pana dowiedziałam się, że znajdę ją pod numerem 26. Nie zwlekając dłużej, ruszyłam w kierunku pokoju przyjaciółki. Będąc pod drzwiami zapukałam ostrożnie i oparłam się plecami o ścianę, nucąc jakąś melodię. 
- Oo.. Iwona? 
- Co Ty tutaj robisz? Przecież to pokój Chiary.
- Kubacki o ile wiem to ma na imię Dawid, więc nie mam pojęcia o żadnej Chiarze.
- Ale przecież mieszka w pokoju 26... - powiedziałam cicho całkowicie zbita z tropu.
- Tylko, że to jest pokój 25. - wtrącił ze śmiechem. Spojrzałam na numerek na drzwiach i otwartą dłonią uderzyłam się w czoło.
- Tak Cię przepraszam Bartek... Chyba zamierzałeś się położyć, a ja... Jeszcze raz przepraszam. - powiedziałam błagalnie, posyłając delikatny uśmiech i poszłam w kierunku sąsiednich drzwi. Tym razem moim oczom ukazała się sympatyczna Włoszka i zaprosiła mnie do środka. 
- Co to za przystojniak odprowadził Cię wzrokiem aż w progi mojego pokoju? - zapytała unosząc do góry jedną brew.
- Lepiej mi powiedz, co Ty tutaj robisz.
- Nie próbuj się wykręcać... Tak więc po moim wyjeździe z Barcelony  pojechałam do ciotki do Engelbergu. Udało mi się dostać pracę w powstającej niewielkiej klinice, zaczynam dopiero w marcu, a w międzyczasie mogę jeździć na konkursy z moim chłopakiem. - na ostatnie słowa wyraźnie się uśmiechnęła i lekko zarumieniła. 
- Deschwandenem?
Dalsza część rozmowy była poświęcona wysokiemu brunetowi. Chiara opowiedziała ze szczegółami ich historię począwszy od pierwszego spotkania. Ten Szwajcar chyba naprawdę zawrócił jej w głowie. A może to miłość? 
- Yvonne? Słuchasz mnie? - z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki. 
- Tak..
- To co powiedziałam?
- Yyyy... Przepraszam, zamyśliłam się.
- Już ja chyba wiem o kim. - powiedziała i zaczęła się głośno śmiać za co oberwała poduszką. 
- Ałć! Ale może byś mi chociaż powiedziała kto to jest i skąd Ty się tutaj wzięłaś.
Teraz to ja streściłam jej ostatnie kilka miesięcy mojego życia.
- Nie bój się zaangażować Iva... Wiem, że ciągle kochasz Konrada, ale spróbuj pokochać kogoś innego. Potrzebujesz tego.
Może miała rację. Może całe powątpiewanie, które towarzyszyło mi przez ostatni czas, było właśnie tym spowodowane. Może po prostu brakowało mi kogoś bliskiego... kogoś dla kogo będę ważna... kogoś kto ochroni mnie przed tym całym złym światem. 
- Pójdę już. Dobranoc Chiarunia. - powiedziałam i zniknęłam za drzwiami. 
Szybko dotarłam do swojego pokoju. Położyłam się spać, ale tysiące myśli kłębiły mi się w głowie i nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. Spojrzawszy na zegarek, który wskazywał 1:43 wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach do holu, gdzie w kominku tlił się ciągle ogień. Stanęłam naprzeciw i wyciągnęłam ku niemu dłonie. Było mi trochę zimno.
- Nie za późno na wędrówki po hotelu? - z ciemności dobiegł mnie czyjś głos.
- Gregor? - nie odpowiedział. Ruszyłam powoli w jego stronę. Jednak przez przypadek potknęłam się o fotel. Jeszcze trochę, a moja twarz przywitałaby się z podłogą. Przed upadkiem uchroniły mnie jego silne ramiona.
- Dziękuje. - powiedziałam cicho. Bardzo chciałam dostrzec jego oczy, wydawało mi się, że coś go trapiło. Jednak ze względu na ciemności panujące w pomieszczeniu, podniosłam się i usiadłam blisko niego na kanapie. Siedzieliśmy dosyć długą chwilę w milczeniu, aż w końcu zabrałam głos - Coś się dzieje Gregor? - usłyszałam jego głośne westchnięcie.
- Miałaś kiedyś tak, że bardzo czegoś chciałaś, a potem przychodziło zwątpienie? - zapytał cicho jakby bez przekonania. Trafił w sedno z tym pytaniem.
- Czy... czy chodzi o Sandrę?
- Tak... Nie układało nam się od dawna, ale...
- Ale ciągle ją kochasz. - dokończyłam za niego.
- Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nigdy jej nie kochałem. Nie mówmy o tym. A Ty dlaczego nie śpisz?
- Po prostu nie mogłam zasnąć...
Chciał coś chyba odpowiedzieć, ale się powstrzymał. Położyłam mu głowę na ramieniu i przymknęłam oczy. Kiedy otworzyłam oczy w holu było już jasno. Leżałam z głową opartą o tors  Gregora. Czułam się przy nim bezpieczna i spokojna. Może to początek długiej przyjaźni? Czas pokaże... W każdym razie było mi dobrze i nie chciałam się ruszać. Gregor nie spał. Przyglądał mi się z dziwnym uśmiechem.
- Która godzina? - zapytałam przeciągając się.
- 7.15.
- Muszę się przebrać, za godzinę śniadanie.
- Może pójdziemy gdzieś razem później? 
- Bardzo chętnie. - opowiedziałam pogodnie i ziewnęłam. 
- Dziękuję Ci Iv.
- Ale za co Gregor? 
- Za to, że jesteś. - rzekł cicho i pocałował mnie w policzek. 
- Do zobaczenia. - powiedziałam na odchodne i ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Usłyszałam dzwoniący budzik w telefonie. Wskazywał godzinę 8.00. A co z Gregorem? Nie mogłam zrozumieć co się wydarzyło. Przecież przed chwilą wróciłam do pokoju. Wtedy dotarło do mnie, że cała sytuacja w holu była tylko snem, a Austriaków w ogóle nie ma w naszym hotelu. Wstałam i poszłam się odświeżyć. Umalowałam się i ubrałam. Wybrałam dżinsy i ciepłą bluzę. Byłam trochę smutna z powodu snu, który miał miejsce. Bardzo żałowałam, że nie działo się to na jawie. Zeszłam do hotelowej restauracji i zamówiłam kawę. Czułam, że nic poza tym nie przeszło by mi przez gardło. Usiadłam przy stoliku przy oknie i wpatrywałam się w płatki śniegu za szybą. Miejsca przy stolikach zaczęły się powoli zapełniać. Wśród skoczków i członków sztabów dojrzałam Tepesa. Nie był już tak zdenerwowany jak wczoraj, kiedy prawie nie spowodował mojego upadku. Po Słoweńcu zaczęli się pojawiać Polacy.
- Cześć ranny ptaszku. - przywitał się Piotrek. Wysiliłam się na uśmiech w jego stronę i powróciłam do widoków za oknem. Skoczkowie spożywali śniadanie, dyskutując na różne tematy i śmiejąc się.
- A Ty Iva nic nie jesz? - zapytał Kamil.
- Już zjadałam. - skłamałam, ale zaraz zamęczyli by mnie swoimi dobrymi radami. Wstałam i udałam się w kierunku miejsca ze snu.

Tymczasem przy stoliku polskich skoczków dyskusja nadal trwała. 
- A jej co się stało? - zapytał Janek. 
- Kusy? - wszyscy rzucili na niego pytające spojrzenia.
- Co ja? Pojęcia nie mam co ją ugryzło.
- No chyba Ty powinieneś wiedzieć. - powiedział cicho Kubacki, na co Bartek posłał mu gniewne spojrzenie. 
- Nic mnie z nią nie łączy! Dajcie mi w końcu spokój! 
- Nie denerwuj się tak Bartuś. - próbował załagodzić sytuację Żyła - A nie powiedziałeś jej czegoś przykrego? 
- Równie dobrze mogły ją wkurzyć Twoje suchary Wiewiór. - wtrącił się Stefan.
- Pff.. - prychnął Piotrek.
- Nie mamy dzisiaj treningu, to może wybierzemy się gdzieś na miasto? - zaoferował Dawid - Z Ivą oczwyiście.
- Eee... pewnie i tak nie będzie chciała pójść. - powiedział zrezygnowany Ziobro. 
- Jak ją Kusy zaprosi, to na pewno się chętnie wybierze. - dodał Dawid i cwaniacko się uśmiechnął. Dobrze, że nie można zabijać wzrokiem, bo za sprawą Bartka już dawno leżałby martwy. 

Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w kominek. Dzisiejszy dzień ja jak również skoczkowie mieliśmy wolny. Nie chciałam go spędzić w pokoju. Chiara pewnie gdzieś wybierała się z Gregorem, a ja nie chciałam im przeszkadzać. Thomas był w hotelu oddalony prawie 10 km od naszego. Długo zastanawiałam się co robić, w końcu jednak założyłam ciepłą kurtkę, zabrałam aparat z pokoju i wyszłam. Szłam przed siebie zupełnie bez celu. Co chwila przystawałam i robiłam jakieś zdjęcie. Zerknęłam na telefon, aby sprawdzić godzinę. 12.20. Szłam tak już prawie trzy godziny. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że pewnie będę miała problem z powrotem, ale nie przejmowałam się tym. Znajdowałam się w jakimś parku. Śnieg delikatnie prószył i cała sceneria dookoła wyglądała rewelacyjnie. Ośnieżonymi uliczkami przechadzali się ludzie. Rozmawiali i śmiali się. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Wszyscy oprócz niego. Siedział na ławce. Nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w dal. Podeszłam ostrożnie i bez słowa usiadłam obok niego. 
- Skąd Ty się tutaj wzięłaś? - zapytał troskliwie.
- Ja... to znaczy... ja... ja sama nie wiem. Wyszłam odetchnąć i coś mnie tutaj zaprowadziło. - spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - A Ty? Coś się stało Gregor?
- Musiałem sobie przemyśleć kilka spraw. - opowiedział, nadal wpatrując się w jakiś nic nieznaczący punkt przed sobą. 
- Sen się ziścił... - przebrnęło mi przez myśl. 
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w milczeniu dopóki Austriak nie odwrócił się w moją stronę.
- Dziękuję... Za to, że o nic nie pytasz.
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko i wpatrywałam się w jego brązowe oczy. Mimo, że się uśmiechał, były przepełnione smutkiem. Chciałam mu jakoś pomóc, dowiedzieć się, co takiego się wydarzyło. Nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Wtedy nasze twarze się zbliżyły... 


_________________________________________________

Tak bardzo Was przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam strasznie dużo zajęć. 
Jak był pomysł i chęci, to nie było czasu. 
Mam spore zaległości w czytaniu innych opowiadań. Najbliższe tygodnie zapowiadają
się równie zakręcone jak te dwa minione. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko
nadrobić. Liczę na Waszą wyrozumiałość :)

A teraz musimy się cieszyć, bo Kamil ma dwa złote medale!
Do tego Justyna i Zbyszek! Cudowny czas! :)





niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 6


Kiedy się ocknęłam, zauważyłam, że Bartek trzyma mnie na rękach. Miałam ochotę znowu zemdleć. Oczy wszystkich były zwrócone na nas, a nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- Puść mnie. Już jest mi lepiej. - powiedziałam cicho.
- Nie wypuszczę Cię dopóki nie zobaczy Cię lekarz. Chłopaki już po niego poszli. - odpowiedział stanowczo.
- Nic mi nie jest. Muszę szybko porozmawiać z Thomasem. Błagam Cię postaw mnie na ziemi i wracaj na dekorację.
- Już jestem. Co się stało? - zapytał zdyszany doktor Winiarski, który przyjechał razem z nami do Klingenthal.
- Wszystko dobrze. Na miłość boską! Niech mu pan powie, żeby mnie już puścił. - moje prośby zostały wysłuchane i w końcu mogłam stać o własnych siłach. - Muszę pilnie kogoś znaleźć. - próbowali mnie zatrzymać, ale czym prędzej ruszyłam odnaleźć Thomasa.
Mój kuzyn udzielał wywiadu. Przywołałam go ruchem ręki, a on szybko podszedł do mnie.
- Iv to prawda, że zemdlałaś? - zapytał zaniepokojony.
- Tak, ale to w tej chwili nieistotne. Ja... ja chyba widziałam Mateusza.
- Mateusza, jakiego Mateusza? - Morgi wydawał się wyraźnie zdziwiony.
- Mojego brata.
- Ale przecież on zmarł kilka dni po narodzinach. To niemożliwe. Przecież nawet nie wiesz jak on by teraz wyglądał.
- Znasz tego młodego Niemca co zajął dzisiaj drugie miejsce?
- Wellingera? No tak.
- I nigdy nie zauważyłeś jaki on jest podobny do Michała?
- No może trochę. - Austriak lekko się zmieszał.
- Trochę!? Thomas! Przecież oni są prawie identyczni! Są chyba nawet w tym samym wieku. - nie mogłam zrozumieć jak mój kuzyn wcześniej nie zauważył podobieństwa pomiędzy tą dwójką. Nie widywali się co prawda z Michałem zbyt często, ale czułam do niego jakiś żal, a być może gniew, że nie dostrzegł tego wcześniej.
- Czy Ty myślisz...
- Tak. - przerwałam mu.
- Sprawdzimy to. Obiecują Ci Iv. A teraz proszę Cię, nie mdlej na jego widok. Bo to przez niego jak się domyślam? - w odpowiedzi pokiwałam głową.
Usłyszałam jak polski hymn cichnie, skoczkowie zmierzali w stronę szatni, a wśród nich Wellinger.
- Iv! Czekaj! Co Ty robisz? - usłyszałam za plecami głos Thomasa. Nie chciałam nikomu mówić o swoich podejrzeniach, a zwłaszcza zupełnie nieznanemu chłopakowi.
- Gratuluję drugiego miejsca. Andreas tak? - zapytałam najmilej jak potrafiłam, podając mu dłoń.
- Dziękuję. Tak, a Ty? - odparł i delikatnie uścisnął moją dłoń.
- Iva. Życzę powodzenia w kolejnych konkursach.
- Przyda się. - odpowiedział, po czym ja również ruszyłam w stronę szatni, jednak zatrzymał mnie Morgi.
- Co to miało znaczyć?
- Złożyłam mu tylko gratulacje... i przyjrzałam mu się trochę z bliska. Przecież oni mają takie same oczy, taki sam uśmiech...
- Obiecałem Ci, że to sprawdzimy. Teraz muszę iść, bo zbieramy się do hotelu.
Pożegnałam się z nim i sama również ruszyłam do polskich skoczków. Czekali na mnie przed domkiem naszej reprezentacji, a wzrok każdego z nich był zwrócony na mnie.
- O co chodzi? - zapytałam, udając, że nie wiem, co mają na myśli.
- Ładnie to nas tak straszyć? Dobrze, że Cię Kusy w ostatniej chwili złapał... - najwidoczniej chciał jeszcze kontynuować swój wywód, ale mu przerwałam.
- Odezwał się wujek Wiewiór dobra rada. - powiedziałam i zabrałam swoją torbę z szatni - Zamierzacie tak stać w nieskończoność? - zapytałam z cwanym uśmieszkiem i poszłam w stronę kadrowego busa.
- Ale jej się dowcip wyostrzył. - prychnął Stefan, patrząc na wciąż zszokowanego Żyłę i ruszył za mną.

Przejazd do hotelu minął szybko. Nikt się o nic nie pytał, nikt nie snuł żadnych domysłów ani nikt przymusowo nie wysyłał mnie do lekarza. Mówiąc jednym słowem... spokój. Po wejściu do hotelu czym prędzej udałam się do swojego pokoju. Zrzuciłam z siebie ciepłą kadrową kurtkę i poszłam wziąć kąpiel. Chciałam się odprężyć, zmyć jakby z siebie ślad wszystkich wydarzeń, które miały miejsce. Nie dane mi było jednak dłużej trwać w tej chwili, gdyż ktoś dobijał się do drzwi.
- Już idę! - zawołałam, szybko się wytarłam i założyłam szlafrok, udając się do drzwi.
- Ja tylko... - zawahał się lekko - Znaczy się... Eee... Świętujemy dzisiaj moje zwycięstwo i... no i właśnie przyszedłem Cię zapytać, czy nie dotrzymałabyś nam towarzystwa?
- Nie mogę, nie chcę...
- Co? Gregor znowu był szybszy? - zapytał z ironią w głosie. Miałam ochotę uderzyć go z całej siły, aby trochę oprzytomniał, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili.
- Nie. A nawet jeśli to nie Twoja sprawa! - powiedziałam podniesionym tonem - Gdzie i kiedy mam przyjść?
- Za pół godziny u mnie i u Dawida. - odpowiedział z triumfatorskim uśmiechem i odszedł.
Zamknęłam za nim drzwi, wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż, założyłam dżinsy i koszulę w miętowym kolorze i byłam gotowa do wyjścia.
Pokój chłopaków znajdował się zaraz obok mojego. Zapukałam i ostrożnie weszłam do środka. Było pusto. Czyżbym była za szybko? A może to był podstęp i nie ma żadnego świętowania? Już miałam udać się do wyjścia, kiedy nagle ktoś wyszedł z łazienki. W drzwiach pojawił się Bartek owinięty jedynie samym ręcznikiem.
- Iwona!? Co Ty tutaj robisz?
- O ile mnie pamięć nie myli, to zaprosiłeś mnie jakieś pół godziny temu.
- To Dawid Ci nic nie przekazał? Przenieśliśmy się do pokoju Piotrka i Maćka.
- Dawid, Piotrek, Maciek i wszystko jasne. - powiedziałam, a Bartek rzucił mi pytające spojrzenie. - To w takim razie ja już pójdę.
- Zaczekaj. - powiedział, łapiąc mnie za rękę i przyciągnął do siebie tak, że prawie stykaliśmy się nosami. - Chciałam z Tobą porozmawiać... 
Świat wokół mnie jakby się dziwnie zatrzymał. Ale wtedy do pokoju wszedł Dawid.
- Ups... już wychodzę! - powiedział szybko i zniknął.
- Ubierz się, bo się jeszcze przeziębisz. - odparłam puszczając mu oczko - Widzimy się za chwilę.

Stałam pod drzwiami do pokoju 123. Zapukałam cicho. Może nikt nie usłyszał? Może zdążę jeszcze uciec? Nagle drzwi się uchyliły, a w nich ukazał się Maciek i zaprosił mnie do środka. Weszłam posłusznie i przysiadłam na skraju łóżka.
- To może teraz nam powiesz dlaczego zemdlałaś na skoczni? - zapytał Stefek.
- Bo ja wiem... - rzuciłam cicho.
- Nie chcemy być jeszcze wujkami, a poza tym Kusy jest za młody na ojca.
- Co Ty pieprzysz Kubacki?! Czy Ty aby nie uderzyłeś dzisiaj głową w zeskok? 
Próbował się tłumaczyć, ale w tym momencie do pokoju wszedł Bartek i usiadł obok mnie.
- Jest i nasz zwycięzca! - zawołał radośnie Piotrek. - No to co.. pijemy panowie... i Ivcia oczywiście.
- Pamiętacie, że jutro wyjeżdżamy do Finlandii? 
- Co mamy nie pamiętać? Się rozumie, że pamiętamy. - odpowiedział Piotrek - To co, może w coś zagramy?
- Może w butelkę! - zaoferował Dawid, co wywołało oburzenie Maćka.
- Ciebie naprawdę popieprzyło Kubacki! Ja się z Tobą całował nie będę! 
- To może kalambury? - zaproponował Janek.
- Stoi. - wszyscy zgodnie go poparli.
Po chwili mieliśmy już gotowe karteczki z zadaniami i jako pierwszy zaczynał Piotrek. Nikt nie mógł powstrzymać się od śmiechu, kiedy zaczął wywijać rękami i nogami, robiąc przy tym różne prześmieszne miny. Jego hasło bowiem brzmiało "Kung Fu Panda" i udało się je odgadnąć Maćkowi. Każdemu udało się coś zaprezentować. Muszę przyznać, że miałam niemały problem z pokazaniem "pierwsze koty za płoty". Całą zabawę przerwało nam wylosowanie hasła przez Bartka. 
- O stary, tak Cię załatwię, że popamiętasz! - powiedział nieco zirytowany do Dawida.
- Ale o co chodzi? - Dawid udawał niewinnego, ale nie mógł pohamować śmiechu, po czym zaraz oberwał poduszką i zaczął uciekać przed swoim oprawcą. Dyskretnie wzięłam karteczkę z hasłem do ręki. "Pocałunek Iwony i Bartka". Normalnie jak dzieci... I ja muszę z nimi jakoś wytrzymywać... Dalsza część wieczoru minęła w miarę spokojnie. Piotrek sypał jak z rękawa dowcipami, anegdotkami i wszystkim, co mu tylko przyszło do głowy. Demonstrował nawet swoje umiejętności taneczne, o wokalnych już nie wspomnę. Właśnie zabierał się za wykonanie kolejnego utworu razem z Kubackim, kiedy poczułam wibrację telefonu w kieszeni.

OD: Thomas
Przyjdź do mnie jak możesz.

- Muszę na chwile wyjść chłopaki...
- Jak to? Chcesz opuścić mój występ? - zapytał Dawid z miną przybitego szczeniaczka. 
- Jeszcze nie raz mi coś zaśpiewasz Dejvi. - opowiedziałam, dając mu całusa w policzek i wyszłam. 
Szybko znalazłam się przy drzwiach do pokoju 127, zapukałam i weszłam. 
- O co chodzi Thomas? Oo.. cześć Manu. - dodałam po chwili. 
- Cześć Iv. To może ja Wam nie będę przeszkadzał. 
Odprowadziłam Manuela wzrokiem do drzwi i usiadłam obok kuzyna. 
- Ta sytuacja z Andreasem nie dawała mi spokoju, więc spróbowałem poszperać w necie. Urodził się w Ruhpolding 28 sierpnia 1995 roku, czyli...
- Miejsce i data urodzenia się zgadzają. - przerwałam mu. - A szpital? Krankenhaus Vinzentinum?
- Chyba tak, aż takich dokładnych informacji to nie ma Iv.
- Muszę tam pojechać. Pomożesz mi?
- Zrozum... czasu nie cofniesz. - odpowiedział spokojnie. 
- Mogę na Ciebie liczyć Thomas?  
- Przecież Ci obiecałem.
- Dziękuje. - powiedziałam i wyszłam.
Nie miałam już ochoty wracać do skoczków, więc poszłam do swojego pokoju i szybko zasnęłam. 

Następnego dnia wstałam wcześnie, ogarnęłam się i dokończyłam pakowanie. Do śniadania miałam jeszcze sporo czasu, więc zabrałam aparat i poszłam na spacer. Pogoda była dzisiaj o wiele ładniejsza niż wczoraj. Pruszył delikatny śnieg, co tylko dodawało uroku budzącemu się do życia Klingenthal. Zrobiłam mnóstwo zdjęć. Kamienice, domy, zarys skoczni, a wszystko w zimowej scenerii.  Wracając do hotelu zauważyłam jakąś dziewczynę. Stała przed drzwiami i wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. 
- Nic Ci nie jest? - zapytałam po niemiecku.
- Nie.  - odpowiedziała blondynka. 
- Źle się czujesz? Może Ci jakoś pomóc?
- Po prostu muszę porozmawiać z... chłopakiem.
- Mieszka w tym hotelu? 
- Tak.
- Jest skoczkiem? - głupio się czułam zawalając ją pytaniami.
- Tak, Gregor Schlierenzauer. - powiedziała cicho, ale tak, że dało się usłyszeć. 
- Ty pewnie jesteś Sandra... 
- Skąd wiesz? 
- Mam na imię Iwona. Jestem kuzynką Morgiego i słyszałam kiedyś o Tobie. Ale na pewno dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada. 
- Trochę się denerwuję rozmową z Gregorem. Od dłuższego czasu nie układa nam się najlepiej. Nie kocham go, zresztą on mnie chyba też nie. Nie możemy się dłużej dusić w tym układzie, czas to skończyć. 
- Chodź ze mną, zaprowadzę Cię do niego. - zaoferowałam.
- Nie chcę, żeby mnie ktokolwiek zobaczył.
- Uwierz mi, że te wszystkie śpiochy pewnie jeszcze śpią, a Krafta jakoś wyciągnę z pokoju.
- Dziękuję. - odpowiedziała cicho i ruszyłyśmy razem w stronę pokoju z numerem 126. 
Zapukałam energicznie i po chwili drzwi otworzył zaspany Stefan.
- Wszyscy jeszcze śpią. Może chociaż Ty dasz się wyciągnąć na kawę, co?
- Iv, ale środek nocy jest. - odpowiedział ziewając. 
- Dochodzi 7.30. Nie dramatyzuj.
- Ale...
- Nie to nie, idę do Fettnera. 
- No już... daj mi pięć minut. 
- Czekam tutaj na Ciebie. - złapał haczyk. Uśmiechnęłam się serdecznie do Sandry, która stała w bezpiecznej odległości.
- Możemy iść. - powiedział Kraft, zamykając za sobą drzwi.
- Tutaj na dole jest automat, który serwuje świetną kawę.
- Prowadź. - dodał już nieco weselej.
Czas, który pozostał do śniadania, spędziłam w towarzystwie Stefana, popijając kawę. Udało mi się go nawet namówić na kilka zdjęć. Polscy skoczkowie w hotelowej restauracji stawili się dosyć późno, kiedy ja już kończyłam jeść. 
- No, no.. widzę, że główki bolą? - zapytałam ze śmiechem. 
- Ciszej. - jęknął Kubacki. 
- Zmyłaś się szybko, więc nie widziałaś harców tych tu. - Stefan wskazał ruchem głowy na Dawida i Piotrka.
- Było co świętować, to żeśmy świętowali. - powiedział jakby na usprawiedliwienie Żyła.
- Ale widzę, że Kamil się jakoś trzyma. 
- Bo on z Kusym szybko sobie odpuścili. - zabrał głos Janek. 
- Może lepiej, bo jak Was trener zobaczy, to szczęśliwy nie będzie. Widzimy się za chwile chłopaki. - wstałam od stołu, a w drzwiach przywitałam się z Kruczkiem.  

Na korytarzu spotkałam jeszcze wychodzącą Sandrę, która powiedziała ciche "dziękuje" i zniknęła za drzwiami. Dotarłszy do pokoju zabrałam wszystkie rzeczy i wyszłam. Skoczkowie wraz ze sztabem czekali na zewnątrz. Najwidoczniej dostali ostrą reprymendę od trenera, gdyż byli wyjątkowo cicho. Zajęliśmy miejsca w busie i ruszyliśmy na lotnisko.


_________________________________________

Piękny weekend dla fanów skoków. Złoto Jakuba Wolnego, złoto dla juniorów, 
podwójna wygrana Kamila w Willingen, pierwsze punkty w PŚ Magdy Pałasz.

Rozdział nie do końca jest taki jak miał być..
Dzisiaj niestety koniec ferii. No cóż.. z czasem teraz będzie gorzej.