Chociaż początkowo nie byłam zadowolona z pomysłu spędzania świąt w Innsbrucku przez te kilka dni zmieniłam zdanie. To moje pierwsze od kilku lat święta z rodziną. Dziadkowie postarali się, aby wszystkie ich wnuki i prawnuki były na wigilii, więc nie zabrakło Christiny i Vereny z małżonkami i dziećmi, był Thomas z Lilly i byłam ja z Michałem. Pomimo nalegań ze strony mamy i cioci Gudrun babcia wszystkie potrawy przygotowała sama. Jak zwykle były przepyszne.
Patrząc na Lilly, Evelin i Paula sama zapragnęłam zostać matką takiej kruszynki. Marzenia dosyć odległe, ale jak zawsze powtarza babcia - marzenia nic nie kosztują.
Podsumowując - obżarłam się przez te święta jak nigdy i chyba będę musiała zrobić przegląd garderoby, bo nie wiem czy w cokolwiek się jeszcze zmieszczę. Aż wstyd się pokazywać wśród tych skocznych chuderlaków. A właśnie! Co do skoczków... Bartek dzwonił złożyć mi życzenia, no i porozmawialiśmy chwilę. Ale nie ma czym się ekscytować, bo w drugi dzień świąt dzwonił Piotrek i się biedaczek oburzał, że niepotrzebnie się musiał tarabanić na skocznię, bo i tak Mistrzostwa Polski zostały odwołane. A potem dzwonił jeszcze raz, aby zapytać czy na pewno pojawię się w Oberstdorfie.
Oczywiście, że się pojawiłam. Austria Team zgarnęli mnie ze sobą do tego niewielkiego niemieckiego miasteczka. W recepcji dowiedziałam się, że Polacy zameldowali się w hotelu już jakieś dwie godziny temu, ale nikt nic nie wiedział o przydzielonym pokoju dla mnie. Zabrawszy swoje rzeczy, ruszyłam do pokoju trenera Kruczka, aby rozwiązać ten problem.
- Skrobot jest sam w dwuosobowym, więc zamieszkasz z nim - oznajmił trener, kiedy wyjaśniłam mu w czym tkwił mój problem.
Pokój serwisanta polskiej kadry znajdował się tuż obok. Zapukałam, a po krótkiej chwili w drzwiach stanął Kacper.
- Cześć. Tak się składa, że będę twoją współlokatorką Kacperku - powiedziałam. - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Siema! No coś ty! Właź - odpowiedział, pomagając mi wnieść mój bagaż. - Zająłem już jedno z łóżek, ale jak chcesz możemy się zamienić - zaproponował.
- Nie przeszkadza mi to, niech tak zostanie - powiedziałam, zabierając się rozpakowanie kilku rzeczy.
- W Engelbergu to Sabina "rządziła" naszym pokojem. Ona jest... - nie dokończył, gdyż przerwało mu pukanie do drzwi. Podszedł i otworzył je.
- Iva możemy na chwilę cię prosić? - odezwał się Kruczek.
- Tak, a o co chodzi?
- Polo nas wzywa - odpowiedział na moje pytanie Gębala, pojawiając się tuż obok trenera.
Wyszłam razem z moimi współpracownikami i udaliśmy się do pokoju prezesa PZN. W zasadzie określenie "pokój" było nie na miejscu, gdyż szanowny pan prezes zamieszkiwał apartament i to chyba jeden z tych najlepszych, tzn najdroższych w tym hotelu. Nie miałam nic przeciwko, ale jak już to takie luksusy powinny należeć się skoczkom i trenerom, bo to oni odwalają największy kawał roboty.
- Proszę sobie usiąść - powiedział starszy mężczyzna, przepuszczając nas w drzwiach. Usiedliśmy, a on podszedł do komody, wziął z niej jakąś kartkę i podał ją mnie. - To jest wypowiedzenie. Została pani dyscyplinarnie zwolniona.
- Słucham?! - niemal krzyknęłam z zaskoczenia.
- Z jakiego powodu? - zapytał Kruczek, niemniej zdziwiony niż ja.
- Została pani przyjęta, aby pomagać skoczkom, a nie wdawać się w bójki. Zaatakowała pani Sabinę Janik bez żadnego powodu. Jest to niewytłumaczalnie gorszące zachowanie dla naszej kadry, dlatego moja decyzje jest taka, a nie inna. Powinna mi być pani wdzięczna za to, że odwiodłem Sabinę od zrobienia obdukcji i zgłoszenia się z tym na policję.
- Nie wierzę... - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- To jest jakiś żart tak? - zapytał podirytowany Gębala.
- Nie miałam nic wspólnego z jej pobiciem. Nie rzucam się bez powodu na kogoś z pięściami! Ja w ogóle nie rzucam się na nikogo z pięściami! Chyba pan zwariował!
- Proszę się uspokoić i zabrać swoje rzeczy. Do widzenia.
- Chwileczkę... - zabrał głos Kruczek. - Nawet jeśli byłaby to prawda, w co oczywiście z całą pewnością wątpię, nie może jej pan od razu zwalniać. To idealna osoba na to miejsce i obecnie nie wyobrażam sobie współpracy bez niej. Bez Sabiny możemy się obejść...
- Bez pani Engelhardt również - przerwał mu Tajner. - Dotychczas jakoś pan Gębala radził sobie świetnie sam.
- Taa... Świetnie - bąknął fizjoterapeuta. - Iwona jest moją asystentką, więc to ja powinienem decydować o tym, czy zostaje czy nie.
- Bardzo mi przykro, ale to Związek wypłaca pani Engelhardt pensję i panowie nie mają tutaj nic do gadania. Żegnam państwa. Jutro kwalifikacje i to chyba powinno być teraz panów priorytetem.
- To niesprawiedliwe! Nie może pan...
- Owszem mogę - przerwał Kruczkowi prezes. - Do widzenia - powiedział, prawie siłą wypychając nas za drzwi. Następnie trzasnął nimi z hukiem.
- Nie zostawimy tego tak! - pieklił się Gębala.
- Nie może cię ot tak wyrzucić. Przecież niczego złego nie zrobiłaś, prawda?
- Jasne, że niczego nie zrobiłam, ale to jest jak walka z wiatrakami. Przecież wiadomo, że uwierzy własnej siostrzenicy, a nie mnie - powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wracaj do pokoju, a my będziemy działać - zapewnił trener.
- Dziękuję za chęci, ale to nie ma sensu... Pójdę zabrać swoje rzeczy - oznajmiłam i ruszyłam przed siebie.
- Będziemy o ciebie walczyć Iva - usłyszałam jeszcze za sobą głos fizjoterapeuty.
Wsiadłam do windy, wybrałam odpowiednie piętro i czekałam, kiedy się na nim znajdę. Do mojej głowy dopiero zaczęło docierać to, co przed chwilą się stało. Winda się zatrzymała, a ja wysiadłam i poszłam w stronę mojego już nieaktualnego pokoju. Na korytarzu spotkałam Sabinę.
- Możesz być z siebie zadowolona - powiedziałam do niej. Chciałam dorzucić do tego kilka "ładnych" określeń jej osoby, ale się powstrzymałam. Mogłam się założyć, że teraz kiedy ją minęłam, uśmiechnęła się z wyższością.
Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy, które zdążyłam wyjąć za nim zostałam wyrzucona.
- Już się ode mnie wyprowadzasz? A tak się cieszyłem, że będziemy razem pomieszkiwać - powiedział Kacper, robiąc minę smutnego szczeniaczka.
- Ja po prostu już z wami nie pracuję - odpowiedziałam, dopinając zamek w walizce.
- Nie żartuj sobie ze mnie Iva.
- Miło było cię poznać. Myśl o mnie ciepło - przytuliłam się do niego, dałam całusa w policzek i zabrawszy swoje rzeczy, wyszłam z pokoju. Ukradkiem otarłam łzę spływającą po moim policzku. Było mi przykro, naprawdę przywiązałam się do wszystkich i nie chciałam się z nimi rozstawać, ale nie mogłam wydać Chiary. Gdyby Sabina zgłosiła się z tym na policję, to mogłoby jej skomplikować życie. Poza tym i tak rozważałam odejście z kadry, a ta sytuacja sprawiła tylko, że doszło to do skutku szybciej, niż myślałam. Zjechałam windą na dół i ruszyłam w kierunku wyjścia z hotelu.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Bartek, kiedy omal nie zderzyłam się z nim na schodach przed hotelem. Odruchowo wypuściłam wszystkie rzeczy z rąk i przytuliłam się do niego. Tak ciężko było mi go opuszczać. Chyba w końcu pozwoliłam dopuścić do siebie myśl, że zależy mi na nim. - Wiesz, że mógłbym tak trzymać cię w ramionach nawet do rana, - zaśmiał się - ale powiedz mi, o co chodzi. Ejjj... Czy ty płakałaś?
- Nie... Tak... Nieważne. Muszę już iść.
- Nigdzie nie idziesz. Mów o co chodzi - rzekł zdecydowanym tonem, ponownie przyciągając mnie do siebie.
- Zwolnił mnie - powiedziałam, zaciskając powieki.
- Zwolnił cię? Kto cię zwolnił? Kruczek?
- Tajner... Naprawdę muszę już iść. Odezwiesz się do mnie czasem? - spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie się nie wybierasz! Zrozumiałaś?! Na pewno to się da jakoś odkręcić - oznajmił, zacieśniając uścisk.
- Nic się nie da...
- O proszę... Jak słodko - ni stąd ni zowąd pojawiła się obok nas Sabina. - Aż mi niedobrze. Dobre wieści rozchodzą się szybko. Nie będziemy tęsknić Iva - powiedziała z cwanym uśmieszkiem.
- A więc to ona... - szepnął Bartek.
- Do niezobaczenia Iva - zbiegła po schodach i zniknęła nam z oczu.
- Wyjadę, tak będzie lepiej.
- Będzie lepiej? Komu będzie lepiej? Bo na pewno nie mnie. Nie powinnaś tego tak zostawiać. Nie rozumiesz, że nie chcę zostać bez ciebie? Że wszyscy cię potrzebujemy? Że ja cię potrzebuję?
- Ale ja nie mogę zostać... Będę trzymać za ciebie kciuki. Trzymaj się - powiedziałam i chciałam oddalić się od niego, ale szczelnie zamkną mnie w swoich ramionach i złożył na moich ustach pocałunek, pocałunek krótki, ale stanowczy.
- Czy to też cię nie przekonało, że masz zostać? - zapytał z nadzieją.
- Bartek... - westchnęłam ze smutkiem. Zabrałam walizkę i zeszłam po schodach. Będąc już kawałek dalej, odwróciłam się. Nadal stał na tych schodach i spoglądał w moją stronę. - Nie zapomnij o mnie - zawołałam na tyle głośno, aby usłyszał i ruszyłam dalej przed siebie, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
I'm going back to the start"
Nadszedł dzień pierwszego konkursu z cyklu Turnieju Czterech Skoczni. Udało mi się kupić bilet i zajęłam miejsce na trybunach. Nie chciałam wyjeżdżać tak bez pożegnania. Wynajęłam pokój w niewielkim pensjonacie, aby przemyśleć sobie wszystko i zdecydować co dalej. Postanowiłam pojechać do Innsbrucka. Na jakiś czas zaszyję się u dziadków, a potem wyjadę gdzieś, najprawdopodobniej do Hiszpanii. Spiker ogłosił rozpoczęcie konkurs. Pogoda sprzyjała oddawaniu dzisiaj skoków. Wiatr był prawie niewyczuwalny. Po nocnych opadach deszczu nie było już śladu, a niebo coraz bardziej się rozpogadzało. Pierwszy skoczek pojawił się na rozbiegu. Na wielkim telebimie została przybliżona jego sylwetka. Serce mi prawie stanęło... Do skoku szykował się Andreas. Teraz już nie będę dla niego problemem. Zniknę, a on być może o wszystkim zapomni. Trybuny wrzały. Andreas oddał skok na 124 metry i pokonał Słoweńca. Mocno zacisnęłam kciuki, kiedy przyszedł czas na Klimka. 141,5 metra - nie mogłam wyjść z podziwu. Jednak miał korzystny wiatr, dlatego odjęto mu sporo punktów.
Pierwsza seria mijała sprawnie. Polacy oddawali dobre skoki, czym zapewniali sobie awanse do drugiej serii. Spiker zapowiedział pojedynek szwajcarsko-polski. Jako pierwszy skok oddał Gregor. Przeciwnikiem Deschwandena był Bartek. Pokonał go minimalnie. Wciąż w głowie miałam jego słowa, które wypowiedział przed hotelem. Wciąż czułam jego dotyk...
Opuściłam zajmowane miejsce i podążyłam ku wyjściu z obiektu, sprawnie omijając stanowisko TVP, aby, uchowaj Boże, nie natknąć się na Tajnera. Owszem, chciałam się pożegnać ze skoczkami, ale czułam, że nie dałabym rady zapanować nad emocjami.
Byłam już prawie przy wyjściu z terenu skoczni, kiedy usłyszałam głos Piotrka.
- Ivcia? - odwróciłam się powoli, przyklejając do twarzy przepraszający uśmiech. - Dlaczego nie odbierałaś? Chyba ze sto razy do ciebie dzwoniliśmy! Tak się martwiliśmy - dodał z rozpaczą i wyściskał mnie, jakbyśmy się z dziesięć lat nie widzieli.
- Jak widzisz, jestem cała i zdrowa - odpowiedziałam, kiedy zaczerpnęłam tchu.
- Byliśmy u Pola, ale wykopał nas. Rozumiesz? Wykopał! Ale nie martw się kochaniutka, walczymy o ciebie! Nawet żeśmy taką akcję wymyślili, że dzisiaj żaden od nas nie będzie w pierwszej dziesiątce. Nawet Kamil był za! Troszku się Klimusiowi odleciało, ale powiedział chłopczyna, że w następnej serii się będzie pilnował. Cacy proteścik! - zaśmiał się.
- Nie powinniście...
- Co nie powinniśmy? Powinniśmy! Dopóki cię znowu nie przyjmie, miejsca w pierwszej dziesiątce nie będzie, a o podium to sobie tylko pomarzyć może gbur jeden!
- Skaczcie jak najlepiej, a mną się nie przejmujcie.
- Pieter, Grzesiek cię... - Bartek zjawił się przy nas. - Woła... - dodał lekko oszołomiony i zamknął mnie w żelaznym uścisku. Piotrek zaśmiał się tylko w swój charakterystyczny sposób i odszedł.
- Udusisz mnie - szepnęłam.
- Umierałem ze strachu. Dlaczego nie odbierałaś? Szukaliśmy cię nawet.
- A co to by zmieniło? Nie pierwszy raz ktoś odchodzi z waszego teamu. Nie powinniście wymyślać takich akcji jak dzisiaj. To i tak niczego nie da, a tylko może pogorszyć sprawę.
- Czy ty serio nie widzisz jak on cię potraktował? Nie może tak przecież być.
- I tak już nic nie zrobimy - powiedziałam.
- A co z tobą? - zapytał.
- Życie toczy się dalej. Jadę do Innsbrucka, a potem zacznę rozglądać się za jakąś pracą. Za godzinę mam autobus i w zasadzie powinnam już iść...
- Będziemy o ciebie walczyć - zapewnił i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje, ale chyba niepotrzebnie.
- Jeszcze do nas wrócisz, zobaczysz. Aaa... Zapomniałbym! Wellinger o ciebie pytał.
Zamurowało mnie. Co on mógł ode mnie chcieć? Przecież powiedział mi, co myśli o mnie i o tym wszystkim.
- Trzymaj się - powiedziałam i ucałowałam go w policzek.
Obudziły mnie nikłe strużki światła płynące przez okno do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - 10:20. Poprzedniego dnia przyjechałam dosyć późno, a potem dopadła mnie bezsenność. Leniwie zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel, doprowadziłam twarz do porządku, ubrałam się i zeszłam do kuchni.
- Już się wyspałaś kochanie? - zapytała babcia, kiedy usiadłam przy stole. Ziewnęłam, kiwając głową, na co ta tylko się zaśmiała. - Może coś zjesz?
- I tak nic nie przełknę - powiedziałam i nalałam sobie soku jabłkowego. - Gdzie dziadek?
- Pojechał do Metzlerów. Pamiętasz ich?
- To ci co grywaliście z nimi zawsze w brydża?
- Tak. Daniela pojechała do siostry, a Heinz miał do niej dzisiaj dojechać, ale biedaczek skręcił kostkę przedwczoraj i Christoph obiecał, że go zawiezie - powiedziała, biorąc łyk kawy. - Wieczorem wychodzimy do znajomych. Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz, ale...
- Idźcie. Mną się nie martwcie.
- Powiesz mi kochanie, dlaczego właściwie już nie pracujesz z polskimi skoczkami? - zapytała.
- Zwolnili mnie babciu - odpowiedziałam.
- Z jakiego powodu?
- Po prostu prezes Polskiego Związku Narciarskiego wierzy w każde brednie swojej siostrzenicy.
- Nie do końca rozumiem.
- Jak by ci to lepiej wytłumaczyć...
- Najlepiej powoli i od początku - powiedziała, dolewając sobie kawy do kubka.
- Moja przyjaciółka ze studiów Chiara zaczęła spotykać się z Gregorem Deschwandenem, takim szwajcarskim skoczkiem i jeździła z nim na konkursy. Niedawno do naszego teamu dołączyła taka... Sabina - powstrzymałam się od wulgarnych określeń.
- Ta siostrzenica prezesa, tak? - wtrąciła babcia.
- No tak. Jakiś czas później Gregor zostawił Chiarę. Ona potem odkryła, że stoi za tym ta "nasza" Sabina i ją trochę poniosło.
- To znaczy? - dopytywała babcia.
- Rzuciła się na nią z pięściami. Ledwo ją z Gregorem odciągnęliśmy - powiedziałam i upiłam łyk soku. - Miny skoczków i ludzi ze sztabu jak ją zobaczyli następnego dnia - bezcenne!
- No ale ja czegoś nie rozumiem... Dlaczego ta dziewczyna mści się na tobie a nie na twojej przyjaciółce?
- Kto ją tam wie... - odpowiedziałam niewzruszona i ponownie sięgnęłam po szklankę.
- A może jest zazdrosna o jakiegoś przystojnego skoczka, co? - zapytała, uśmiechając się cwanie, a ja aż zakrztusiłam się sokiem.
- Nieeee...
Moja odpowiedź wcale nie przekonała babci, która tylko zaczęła się cicho śmiać.
- Czyli coś musi być na rzeczy - powiedziała i ujęła swoimi dłońmi moje. - Widzę jaki kolor przybrały twoje policzki... Nie mam pewności czy jest jakiś mężczyzna w twoim życiu, ale jak jest zapamiętaj to, co ci powiem. Ten chłopak pewnie nie jest idealny, ty też nie jesteś. Zapewne żadne z was nigdy nie będzie idealne. Ale jeśli przyznaje się do ludzkich błędów, to trzymaj się go i daj mu z siebie tyle, ile tylko dasz radę. Nie rań go, nie staraj się zmieniać i nie spodziewaj się więcej niż możesz dostać. Nie analizuj, uśmiechaj się, gdy on czyni cię szczęśliwą. Krzycz, gdy cie wkurza i tęsknij, gdy nie ma go przy tobie. Kochaj mocno, jeśli może zaistnieć miłość. Pamiętaj, że zawsze istnieje mężczyzna, który jest idealny tylko i wyłącznie dla ciebie. Gudrun wzięła sobie moje słowa do serca i spójrz... Są z Franzem małżeństwem od trzydziestu lat! Albo ja z dziadkiem... Ile to się nasłuchałam od moich rodziców, aby się z nim nie wiązać. Kilkadziesiąt lat temu ludzie byli strasznie źle nastawieni do małżeństw z obcokrajowcami, a kiedy chodziło o Austriaka czy o Niemca to już w ogóle. Po czasie moi rodzice przywiązali się do Christopha. Wiesz, że nawet byłam trochę zazdrosna o ich aż tak dobre relacje?
- A z moimi rodzicami jak było? Też odradzałaś tacie małżeństwo z moją mamą? - zapytałam.
- Nie musiałam. Twój tata zawsze miał bardzo dobry gust - uśmiechnęła się. - Pomożesz mi kochanie z obiadem? - zapytała.
- Jasne.
Czas do wieczora zleciał dosyć sprawnie. Zajęłyśmy się z babcią obiadem, potem pomogłam jej w porządkach i wyskoczyłam do sklepu. Moim planem na sylwestrową noc był bowiem jakiś rzewny melodramat i czerwone wino. Ach, plan idealny!
Przeglądałam jakiś portal z filmami, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham?
- Dużo uśmiechu, siły, wytrwałości, życia pełnego przyjaźni, miłości! Happy New Year Iv!
- Yyy... Dziękuję Thomas. Tobie także wszystkiego najlepszego... Nie za szybko jak na te życzenia?
- No wiesz... Potem mogę nie być w stanie - zaśmiał się. - A tak na poważnie... Nie zamierzasz walczyć o powrót do kadry?
- Skąd wiesz?
- Kuzyneczko, wieści się szybko rozchodzą a zwłaszcza te złe.
- No tak, zapomniałam, że skoczkowie to najwięksi plotkarze - rzuciłam z przekąsem.
- Dobra, dobra... Chcesz odpuścić tej całej Sabinie?
- I tak nie mam najmniejszych szans na udowodnienie swoich racji.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" Thomas. A jak tam wasza nowa fizjoterapeutka?
- Dobrze...
- Rozmawiasz z Iv? Daj mi telefon! - przerwał mu wrzask Krafta.
- Stefan, weź żeś się zamknij - odpowiedział spokojnie mój kuzyn.
- Powiedz jej, że miała być moją partnerką na sylwestra, ale tak bezczelnie mnie wystawiła - dodał zrozpaczony.
- Słyszałaś? - zapytał Thomas, śmiejąc się.
- Powiedz mu, że sobie innym razem to odrobimy.
- Iv mówi, że innym razem to sobie odbijecie, bo na dzisiejszy wieczór ma lepszego partnera - usłyszałam.
- Czyli Channing Tatum się liczy? - zapytałam z ironią.
- Na pewno tylko Tatum? - zaśmiał się.
- Co? Halo? Thomas? - odpowiedział mi tylko sygnał zakończonego połączenia.
Odłożyłam telefon i powróciłam do laptopa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że pewnie przyszedł ktoś ze znajomych po dziadków. Tak więc dalej zajęłam się przeglądaniem filmów. Chyba rzeczywiście obejrzę coś z Tatumem.
- Iwonko! Masz gościa! - dobiegł mnie krzyk babci.
Mocno oszołomiona wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Bartek?! Co ty tutaj robisz?
- Umierałem ze strachu. Dlaczego nie odbierałaś? Szukaliśmy cię nawet.
- A co to by zmieniło? Nie pierwszy raz ktoś odchodzi z waszego teamu. Nie powinniście wymyślać takich akcji jak dzisiaj. To i tak niczego nie da, a tylko może pogorszyć sprawę.
- Czy ty serio nie widzisz jak on cię potraktował? Nie może tak przecież być.
- I tak już nic nie zrobimy - powiedziałam.
- A co z tobą? - zapytał.
- Życie toczy się dalej. Jadę do Innsbrucka, a potem zacznę rozglądać się za jakąś pracą. Za godzinę mam autobus i w zasadzie powinnam już iść...
- Będziemy o ciebie walczyć - zapewnił i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje, ale chyba niepotrzebnie.
- Jeszcze do nas wrócisz, zobaczysz. Aaa... Zapomniałbym! Wellinger o ciebie pytał.
Zamurowało mnie. Co on mógł ode mnie chcieć? Przecież powiedział mi, co myśli o mnie i o tym wszystkim.
- Trzymaj się - powiedziałam i ucałowałam go w policzek.
Obudziły mnie nikłe strużki światła płynące przez okno do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - 10:20. Poprzedniego dnia przyjechałam dosyć późno, a potem dopadła mnie bezsenność. Leniwie zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel, doprowadziłam twarz do porządku, ubrałam się i zeszłam do kuchni.
- Już się wyspałaś kochanie? - zapytała babcia, kiedy usiadłam przy stole. Ziewnęłam, kiwając głową, na co ta tylko się zaśmiała. - Może coś zjesz?
- I tak nic nie przełknę - powiedziałam i nalałam sobie soku jabłkowego. - Gdzie dziadek?
- Pojechał do Metzlerów. Pamiętasz ich?
- To ci co grywaliście z nimi zawsze w brydża?
- Tak. Daniela pojechała do siostry, a Heinz miał do niej dzisiaj dojechać, ale biedaczek skręcił kostkę przedwczoraj i Christoph obiecał, że go zawiezie - powiedziała, biorąc łyk kawy. - Wieczorem wychodzimy do znajomych. Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz, ale...
- Idźcie. Mną się nie martwcie.
- Powiesz mi kochanie, dlaczego właściwie już nie pracujesz z polskimi skoczkami? - zapytała.
- Zwolnili mnie babciu - odpowiedziałam.
- Z jakiego powodu?
- Po prostu prezes Polskiego Związku Narciarskiego wierzy w każde brednie swojej siostrzenicy.
- Nie do końca rozumiem.
- Jak by ci to lepiej wytłumaczyć...
- Najlepiej powoli i od początku - powiedziała, dolewając sobie kawy do kubka.
- Moja przyjaciółka ze studiów Chiara zaczęła spotykać się z Gregorem Deschwandenem, takim szwajcarskim skoczkiem i jeździła z nim na konkursy. Niedawno do naszego teamu dołączyła taka... Sabina - powstrzymałam się od wulgarnych określeń.
- Ta siostrzenica prezesa, tak? - wtrąciła babcia.
- No tak. Jakiś czas później Gregor zostawił Chiarę. Ona potem odkryła, że stoi za tym ta "nasza" Sabina i ją trochę poniosło.
- To znaczy? - dopytywała babcia.
- Rzuciła się na nią z pięściami. Ledwo ją z Gregorem odciągnęliśmy - powiedziałam i upiłam łyk soku. - Miny skoczków i ludzi ze sztabu jak ją zobaczyli następnego dnia - bezcenne!
- No ale ja czegoś nie rozumiem... Dlaczego ta dziewczyna mści się na tobie a nie na twojej przyjaciółce?
- Kto ją tam wie... - odpowiedziałam niewzruszona i ponownie sięgnęłam po szklankę.
- A może jest zazdrosna o jakiegoś przystojnego skoczka, co? - zapytała, uśmiechając się cwanie, a ja aż zakrztusiłam się sokiem.
- Nieeee...
Moja odpowiedź wcale nie przekonała babci, która tylko zaczęła się cicho śmiać.
- Czyli coś musi być na rzeczy - powiedziała i ujęła swoimi dłońmi moje. - Widzę jaki kolor przybrały twoje policzki... Nie mam pewności czy jest jakiś mężczyzna w twoim życiu, ale jak jest zapamiętaj to, co ci powiem. Ten chłopak pewnie nie jest idealny, ty też nie jesteś. Zapewne żadne z was nigdy nie będzie idealne. Ale jeśli przyznaje się do ludzkich błędów, to trzymaj się go i daj mu z siebie tyle, ile tylko dasz radę. Nie rań go, nie staraj się zmieniać i nie spodziewaj się więcej niż możesz dostać. Nie analizuj, uśmiechaj się, gdy on czyni cię szczęśliwą. Krzycz, gdy cie wkurza i tęsknij, gdy nie ma go przy tobie. Kochaj mocno, jeśli może zaistnieć miłość. Pamiętaj, że zawsze istnieje mężczyzna, który jest idealny tylko i wyłącznie dla ciebie. Gudrun wzięła sobie moje słowa do serca i spójrz... Są z Franzem małżeństwem od trzydziestu lat! Albo ja z dziadkiem... Ile to się nasłuchałam od moich rodziców, aby się z nim nie wiązać. Kilkadziesiąt lat temu ludzie byli strasznie źle nastawieni do małżeństw z obcokrajowcami, a kiedy chodziło o Austriaka czy o Niemca to już w ogóle. Po czasie moi rodzice przywiązali się do Christopha. Wiesz, że nawet byłam trochę zazdrosna o ich aż tak dobre relacje?
- A z moimi rodzicami jak było? Też odradzałaś tacie małżeństwo z moją mamą? - zapytałam.
- Nie musiałam. Twój tata zawsze miał bardzo dobry gust - uśmiechnęła się. - Pomożesz mi kochanie z obiadem? - zapytała.
- Jasne.
Czas do wieczora zleciał dosyć sprawnie. Zajęłyśmy się z babcią obiadem, potem pomogłam jej w porządkach i wyskoczyłam do sklepu. Moim planem na sylwestrową noc był bowiem jakiś rzewny melodramat i czerwone wino. Ach, plan idealny!
Przeglądałam jakiś portal z filmami, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham?
- Dużo uśmiechu, siły, wytrwałości, życia pełnego przyjaźni, miłości! Happy New Year Iv!
- Yyy... Dziękuję Thomas. Tobie także wszystkiego najlepszego... Nie za szybko jak na te życzenia?
- No wiesz... Potem mogę nie być w stanie - zaśmiał się. - A tak na poważnie... Nie zamierzasz walczyć o powrót do kadry?
- Skąd wiesz?
- Kuzyneczko, wieści się szybko rozchodzą a zwłaszcza te złe.
- No tak, zapomniałam, że skoczkowie to najwięksi plotkarze - rzuciłam z przekąsem.
- Dobra, dobra... Chcesz odpuścić tej całej Sabinie?
- I tak nie mam najmniejszych szans na udowodnienie swoich racji.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" Thomas. A jak tam wasza nowa fizjoterapeutka?
- Dobrze...
- Rozmawiasz z Iv? Daj mi telefon! - przerwał mu wrzask Krafta.
- Stefan, weź żeś się zamknij - odpowiedział spokojnie mój kuzyn.
- Powiedz jej, że miała być moją partnerką na sylwestra, ale tak bezczelnie mnie wystawiła - dodał zrozpaczony.
- Słyszałaś? - zapytał Thomas, śmiejąc się.
- Powiedz mu, że sobie innym razem to odrobimy.
- Iv mówi, że innym razem to sobie odbijecie, bo na dzisiejszy wieczór ma lepszego partnera - usłyszałam.
- Czyli Channing Tatum się liczy? - zapytałam z ironią.
- Na pewno tylko Tatum? - zaśmiał się.
- Co? Halo? Thomas? - odpowiedział mi tylko sygnał zakończonego połączenia.
Odłożyłam telefon i powróciłam do laptopa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że pewnie przyszedł ktoś ze znajomych po dziadków. Tak więc dalej zajęłam się przeglądaniem filmów. Chyba rzeczywiście obejrzę coś z Tatumem.
- Iwonko! Masz gościa! - dobiegł mnie krzyk babci.
Mocno oszołomiona wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Bartek?! Co ty tutaj robisz?
_________________________________________________________
Taaaaa daaaam! Dziewiętnastka do Waszej dyspozycji :)
Przyznać się, kto jeszcze bardziej znienawidził Sabinę? ;D
Zapowiadałam, że pokaże jeszcze pazurki. Ale ja tak lubię czarne charaktery,
że nie mogłam się oprzeć.
Pomiędzy Iwoną i Bartkiem ciut za przyjemnie się robi...
Ale spokojnie, coś tam jeszcze namieszam ;D
Co do opowiadania z Thomasem to złapałam lekki zastój, jednak spokojnie...
Najpierw ogarnę Alice i tutaj troszkę, a tam powrócę jeszcze w sierpniu.
Napisałam, że akcja u Alice zakończy się wraz z TCS,
natomiast tutaj koniec zbiegnie się z konkursami PŚ w Polsce.
Zachęcam do komentowania - nie boli, ale za to baaaaardzo motywuje! :)