- Ty nie powinieneś być teraz w Garmisch-Partenkirchen?
- Iwona! Gdzie twoje maniery? - upomniała mnie babcia. - Zaproś yyy... - zawahała się.
- Bartek - powiedział, strzelając uśmiech a'la Kot.
- Zaproś Bartka dalej. Przecież nie będzie tak stał w przedpokoju.
Wywróciłam oczami i dopiero wtedy zauważyłam, że babcia uśmiecha się do mnie cwanie i trzyma w dłoni bukiet z czerwonych gerberów.
- Zapraszam do siebie - powiedziałam i wskazałam ruchem dłoni na uchylone drzwi od mojego pokoju. Podreptałam schodami na górę, a Bartek tuż za mną.
- A to dla ciebie - zamknąwszy za sobą drzwi, wręczył mi bukiet różowych tulipanów. Zaraz... Wtedy w Zakopanem też ktoś zostawił pod moimi drzwiami identyczny bukiet.
- Wtedy... To znaczy w Zakopanem, kiedy wróciliśmy z Kuusamo to też ty? - zapytałam, wskazując na bukiet.
- Kurcze... Dobra jesteś - zaśmiał się. - A wiesz co oznaczają różowe tulipany? - pokiwałam przecząco głową. - Podarowując różowe tulipany pokazujesz, że masz do dziewczyny sentyment i chcesz się o nią zatroszczyć.
Poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Speszona spuściłam wzrok na podłogę.
- To może ja po wazon pójdę - powiedziałam i uciekłam z pokoju. Zbiegłam do kuchni i odszukałam wazonu.
- Przystojny ten twój kolega Iwonko - usłyszałam radosny głos babci.
- Babciuuuu... - szepnęłam zawstydzona i głośno westchnęłam.
- On jest skoczkiem?
- Tak.
- No to już mnie nie dziwi, dlaczego ta Sabina się na tobie mści. Nie mam racji?
- Sabina miałaby się mścić za Bartka?
- No ja tam nie wiem. Zastanów się nad tym.
Zabrałam napełniony wodą wazon i wróciłam na górę. Postanowiłam na razie nie zastanawiać się nad tym, co powiedziała mi babcia. Włożyłam tulipany do wazonu i odstawiłam je na biurko.
- Możesz podziękować Thomasowi. Kupiłeś sobie moją babcię tymi kwiatami - odezwałam się i spojrzałam na niego, ciągle stojąc przy biurku.
- Serio dobra jesteś. Nie myślałaś o pracy w policji? - ponownie posłał mi uśmiech a'la Kot, zbliżając się do mnie.
- A wiesz, że nawet w dzieciństwie to rozważałam? Ale życie tak się potoczyło, że zdecydowałam się na fizjoterapię.
Odgarnął niesforny kosmyk moich włosów ze ucho, jednak jego dalsze poczynania przerwało pukanie do drzwi. Odsunął się ode mnie i usiadł na krześle przy biurku.
- Proszę - powiedziałam, a w drzwiach ukazała się postać dziadka.
- My już wychodzimy. Bawcie się dobrze - puścił w moją stronę tzw oczko i wyszedł z pokoju. No zwariować idzie z nimi wszystkimi!
- Właściwie to nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytanie - zwróciłam się do Bartka, siadając na łóżku. - Nie powinieneś być w Ga-Pa?
- Nie. Odpuściłem sobie konkurs noworoczny.
- Jak to sobie odpuściłeś?!
- Oficjalnie się przeziębiłem i właśnie sobie odpoczywam w Zakopanem.
- I Kruczek ci w to uwierzył? - prychnęłam.
- Byłem bardzo przekonywujący. Przecież nie będę skakał z prawie czterdziestoma stopniami gorączki.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się.
- Ale za to nie jesteś sama - powiedział i usiadł obok mnie na łóżku.
- Przepraszam bardzo! Ale Channing Tatum byłby ze mną.
- Mocny konkurent - tym razem oboje się zaśmialiśmy.
- Zbieraj się, idziemy - oznajmiłam pewnie.
- Dokąd? - zapytał, wlepiając we mnie swoje niebieskie oczy.
Myśl trzeźwo Iva!
- Zobaczysz.
Założyliśmy kurtki i wyszliśmy z domu.
Szłam w wyznaczonym kierunku, a Bartek wytrwale podążał przy mnie. Odkąd wyszliśmy z domu dziadków, panowała pomiędzy nami cisza. Nie taka uporczywa, ciężka do zniesienia, ale lekka, przyjemna. Był obok i to mi w zupełności wystarczało. Spojrzałam na niego. Spoglądał w skupieniu przed siebie, delikatnie się uśmiechając. Niewiele myśląc, chwyciłam go za dłoń. Był zdziwiony moją reakcją, ale uśmiechnął się szerzej i silniej uścisnął moją dłoń.
- Jesteśmy na miejscu.
- Bergisel? Przecież...
- Chcę ci pokazać Innsbruck w najlepszej jego okazałości.
Pociągnęłam go w stronę kolejki. Wjechaliśmy na górę i weszliśmy do kawiarni.
- Czekolada? - zapytał, kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików.
- Czekolada! - potwierdziłam z entuzjazmem.
Wpatrywałam się w widok za szybą. Miasto powoli tonęło już w mroku, a światła latarni i kolorowe witryny sklepowe delikatnie go oświetlały.
Odwróciłam wzrok, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Wyraźnie wdzięczyła się do Bartka.
- Czegoś jeszcze sobie państwo życzą? - zapytała w jego kierunku.
- Nie - odpowiedziałam oschle i powróciłam do podziwiania widoków za oknem.
Wzięłam łyk gorącego napoju, a po moim ciele rozlała się przyjemna fala ciepła.
- Spójrz, tam w oddali jest Stadtturm - powiedziałam, wskazując palcem na maleńką w oddali wieżyczkę. - Codziennie jest tam grane coś na wzór krakowskiego hejnału. Obok jest Goldenes Dachl, czyli tzw Złoty dach i katedra św. Jakuba. Dalej jest Alpenzoo, ale nie widać go stąd za dobrze.
Ponownie sięgnęłam po filiżankę i wypiłam całą jej zawartość. Wstałam od stolika i podeszłam do okna przy drugim końcu sali, gdzie klienci mogli wpatrywać się w widoki.
- Tam widać lotnisko - oznajmiłam, kiedy poczułam, że ktoś stoi za mną. Nie myliłam się, to był Bartek. Objął mnie od tyłu i staliśmy tak, wpatrując się w panoramę miasta.
Poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Wyjęłam go i spojrzałam, kto dzwoni:
ŻYŁA
- Słucham?
- Cześć Ivcia. Jak życie? - zapytał radośnie.
- Leci jakoś do przodu. Nie zmieniło się za wiele od czasu, kiedy byłam w Oberstdorfie. A u ciebie, u was jak tam?
- Żeśmy się z Maciejką do konkursu jutrzejszego nie zakwalifikowali - westchnął. - No i będzie zmiana. Kubacki do Innsbrucka, a ja do chałupy trenować hehe. Ale Kamil elegancko drugi był. Kusego coś grypa zmogła i pojechał się kurować do Zakopca. Echh... Biedaczek - powiedział tak głośno, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha. Bartek zaśmiał się, ale dźgnęłam go w bok, aby był cicho i żeby się Żyła nie zorientował, że on zamiast odpoczywać w domu, to na szczycie Bergisel ze mną siedzi.
- Tak? Ojej. To może zadzwonię do niego i jakoś zajmę mu czas w tej grypowej niedoli.
- W ogóle to tutaj chłopaki ci przekazują noworoczne życzenia. Więc dużo pomyślności, miłości i oczywiście, żebyś do nas jak najszybciej wróciła kochana! A ode mnie jeszcze dużo zdrowia i mamony! Hehe.
- Dziękuję Piotrek, tobie przede wszystkim powodzenia w skokach.
- Kończę Ivcia, bo Maciejka z Klimusiem ruszyli na podbój parkietu i muszę to zobaczyć. Papatki.
- No cześć.
- I z czego się śmiejesz? - zwróciłam się do Bartka. Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż zadzwonił jego telefon.
- No co tam Pieter? - zakaszlał - Do Ivy? No, co u niej? Aha. Siedzę w łóżku i piję herbatę z miodem. Ale że herbata z rumem? W ile postawi mnie na nogi? To da się tak w dwie godziny? Sam żeś głupi! Do jutra będę jak młody Bóg! Na razie.
* * *
- I co odkryłeś Sherlocku? - zaśmiał się Kamil.
- Śmiej się, śmiej. Ja wam mówię, że coś jest na rzeczy!
- Ty tak mówiłeś odkąd ich jednocześnie w jednym pomieszczeniu zobaczyłeś - odezwał się dotąd milczący Jasiek.
- Bo ja się znam na rzeczy!
- Ta, jasne - prychnął Maciek.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? - Żyła zrobił dramatyczną minę. - Nie będę głośno mówił, kto tu od lat ma żonę, a kto sobie nawet dziewczyny nie znalazł - Maciek uderzył go pięścią w ramie. - Auuu! Za co? Za prawdę? - zaśmiał się, na co tamten posłał mu tylko zawistne spojrzenie. - Ale mówię wam, widziałem jak Kusy z Morgim gadał wczoraj z rana, a wieczorem już zachorował. Przypadek? - zapytał, unosząc lewą brew do góry.
- Jakiś przewrażliwiony jesteś - podsumował Kot.
- Tu by się Kubacki przydał - wtrącił Murańka.
- A na cholerę ci Kubacki?
- Przecież on się przyjaźni z Ivą od dawna.
- Młody ma rację - poparł go Ziobro.
- Czego się w ogóle dowiedziałeś?
- No w sumie to nic, ale był taki pogłos... No mówię wam, taki sam! Zupełnie jakby stali koło siebie. Nawet jak żem najpierw z Ivką gadał to czyjś śmiech było słychać. To na pewno Kusy!
- Taaa, bo nikt inny się śmiać nie potrafi - zadrwił z kolegi Kot.
- Ale przecież wiem jak on się śmieje!
- Przewrażliwiony jesteś Wiewiór. Wypij sobie kielicha i od razu będzie lepiej - zaoferował Kamil.
- I to jest bardzo dobry pomysł - poparł go Maciek.
* * *
- Chyba nie chcesz mnie teraz zostawić, co? - zapytałam, otwierając drzwi. Do północy pozostało zaledwie kilka minut. - Moi dziadkowie wrócą dopiero jutro popołudniu, a mnie się nie uśmiecha samej siedzieć. Poza tym jestem zaopatrzona w dobre wino.
- W takim razie zostaje - zaśmiał się.
Nalałam nam czerwonego trunku i podeszliśmy do okna, gdyż rozległy się pierwsze wybuchy fajerwerków.
- Za ten Nowy Rok - powiedziałam, unosząc kieliszek do góry. Ostrożnie wspięłam się na palcach i wpiłam się w jego usta. Nie był zaskoczony moją reakcją, czynnie oddawał pocałunki. - Ja nie powinnam. Przepraszam - szepnęłam i usiadłam na kanapie.
- Może obejrzymy coś? - zaproponował.
Ostatecznie wybór padł na jakąś komedię. W zasadzie nie wiem nawet o czym była, gdyż po kilku kieliszkach wina, dosyć mocnego jak się okazało, urwał mi się film i zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się po 10 z lekkim bólem głowy i barku. Kanapa w salonie dziadków nie należała bowiem do najwygodniejszych. Wstałam z niej i ruszyłam do łazienki. Moja twarz wyglądała strasznie. Umalowałam się, zaplotłam włosy w warkocza, przebrałam się i wyszłam do kuchni, po której roznosił się zapach kawy.
Oparłam się o ścianę i z uśmiechem przyglądałam się, jak Bartek krząta się po pomieszczeniu.
- Siadaj, mistrz kuchni zaraz podaje śniadanie - powiedział wymachując widelcem w powietrzu.
- A co mistrz dzisiaj serwuje? - zapytałam, siadając przy stole.
- Jajecznica na maśle z pomidorami. Voila!
Usiadł naprzeciw i zaczęliśmy jeść.
- Mmm... Dobre było - oznajmiłam. - To w takim razie ja pozmywam.
Dalsza część dnia minęła nam zaskakująco szybko. Rozmawialiśmy, oglądaliśmy zdjęcia. Zdecydowałam się wyjawić mu prawdę o Wellingerze. Obejrzeliśmy jeszcze noworoczny konkurs skoków, który wygrał Thomas Diethart i wyszłam go odprowadzić.
- Te dwa dni w Zakopanem dobrze mi zrobiły - zaśmiał się, przerywając panującą pomiędzy nami ciszę.
- Mnie też - odpowiedziałam z uśmiechem. Pożałowałam, że nie wzięłam czapki, bo dzisiaj było naprawdę zimno.
- Zimno ci? Trzymaj - wyciągnął z kieszeni swoją czapkę z logiem Wagrafu i wcisnął mi ją na głowę. - Tobie pasuje o wiele bardziej... To był naprawdę bardzo miły sylwester. I nie powinnaś mnie przepraszać za to wczoraj - powiedział, przytulając mnie do siebie i odszedł.
Wróciłam do domu, zdjęłam kurtkę i przejrzałam się w lustrze. Uśmiech aż sam wkradał się na usta, kiedy patrzyłam na czapkę od Bartka. Ściągnęłam ją i schowałam do kieszeni kurtki. Weszłam do kuchni, gdzie przy stole ujrzałam siedzącą babcię.
- Gdzie dziadek?
- Rozbolała go głowa i poszedł się zdrzemnąć. A jak ci się udał wczorajszy wieczór?
- Dobrze - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem. Babcia już o nic więcej nie pytała, więc zabrawszy kawałek ciasta, poszłam do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku zaczęłam oglądać "I że cię nie opuszczę". Jak zwykle płakałam jak bóbr. Tak się wciągnęłam, że miałam ochotę obejrzeć coś jeszcze, ale poszukiwania innego filmu przerwał mi dźwięk nadchodzącego połączenia.
- Halo? - zapytałam, podciągając nosem.
- Przychodź Iva szybko do nas! Takiego newsa mamy! Przychodź jak najszybciej! - wrzeszczał Jasiek. Jasiek?!
- Ale po co?
- No przychodź! Dowiesz się na miejscu! Jesteśmy w hotelu Olympia.
- Przyjdę jutro - powiedziałam szybko i rozłączyłam się. Spojrzałam na laptopa, a w mojej głowie znowu pojawiły się wszystkie sceny pomiędzy Paige i Leo. Ponownie z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wtedy znowu zadzwonił telefon.
- Jutro przyjdę Jasiek! - warknęłam.
- Z tej strony Bartek i wolałbym, abyś dzisiaj przyszła.
- Co wy ode mnie chcecie? Przyjdę jutro. Nie mam teraz siły ruszać się nawet z mojego pokoju.
- Co się stało? Płakałaś?
- Nie - odpowiedziała, wywracając oczami.
- Ale...
- Żadnego "ale"!
- Przyjdź do hotelu, to naprawdę bardzo ważne.
- Dobra - burknęłam pod nosem i zakończyłam połączenie.
Poprawiłam makijaż i włosy, poinformowałam dziadków, że wychodzę i założywszy kurtkę, wyszłam z domu.
Po piętnastu minutach zjawiłam się przed hotelem Olympia. Szybko mi poszło. Niepewnie weszłam do środka, gdzie czekali już na mnie skoczkowie.
- Jezu, Iva! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ta stara menda cię zwolniła? - zaczął lamentować Kubacki.
- No wiesz, nie było się czym chwalić - powiedziałam, na co tamten tylko westchnął. - Ale co ta za ważny news? - zwróciłam się w stronę Ziobry.
- Tajner chce z tobą porozmawiać Iva - usłyszałam za plecami głos Kruczka.
Ponownie udałam się razem z nim i z Gębalą do pokoju prezesa. Ponownie to nie był zwykły pokój. Ponownie to był apartament, który, według mnie, powinni zamieszkiwać skoczkowie, a nie on.
- Niech państwo sobie usiądą - powiedział, zapraszając nas gestem dłoni do środka.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Chciałem panią przeprosić i prosić jednocześnie, aby wróciła pani z powrotem do kadry. Jak się okazało, zbyt pochopnie się zachowałem. Pani Ferro wyjaśniła mi wszystko i wiem, że nie miała pani z tym nic wspólnego.
- Ale czy...
- Pani Ferro nie będzie miała z tego powodu żadnych nieprzyjemności, proszę się nie martwić.
- Czyli Iwona wraca do nas? - wtrącił Gębala.
- Oczywiście, tzn jeśli ciągle chce z nami współpracować. To jak, wraca pani?
- Bardzo chętnie, ale pod jednym warunkiem.
- Iva! - trener wydał siebie stłumiony jęk.
- Jaki ten warunek? - zapytał Tajner.
- Sabina mnie przeprosi - powiedziałam, a cała trójka spojrzała na mnie z wyraźnym zdziwieniem malującym się na ich twarzach. - Przy wszystkich - dodałam.
_____________________________________________________________________
Wracam! Wracam totalnie niezadowolona z tego powyżej.
Paskudna Wena musiała zrobić psikusa :|
Przy okazji zapraszam na coś nowego:
Zdaję sobie sprawę, że totalnie mi odbiło i zaczynam coś nowego,
ale to jest silniejsze ode mnie.
W tym tygodniu coś u Alice,
a już wkrótce nowość u Igi.