Wciąż przed oczami miałam minę Sabiny, kiedy musiała mnie przeprosić. Tajner stanowczo zagroził jej, że jeśli tego nie zrobi dosięgną ją poważne konsekwencje. Osobiście nie chciałam wnikać w ich prywatne sprawy i wolałam nie zastanawiać się, co to za poważne konsekwencje. W końcu udało jej się wydusić ciche "przepraszam". Jasiek mi to nawet nagrał na pamiątkę!
Od tego czasu pałętała się nadąsana i z nikim z polskiej ekipy nie zamieniła więcej niż dwóch zdań. Jedyną osobą, z którą widziałam, aby dłużej rozmawiała był Deschwanden. Serio odbiło facetowi...
- Morgi skacze - z zamyślenie wyrwał mnie głos Kacpra. Zacisnęłam mocno kciuki i przyglądałam się jego skokowi. Jeśli znajdzie się na podium, uda mu się zająć miejsce w czołowej trójce całego Turnieju. Leciał w pięknym stylu, lądując trochę pokracznie, ale odległość uzyskał fenomenalną. 142 metry! Wokół skoczni rozległy się głośne wiwaty. Ze łzami w oczach przytuliłam Kacpra. - Ejj! Nie płacz!
- To ze szczęścia - odpowiedziałam uradowana i pobiegłam w kierunku rodziny.
Oczywiście nie mogło zabraknąć rodziców Thomasa, Christiny i Vereny z rodzinami, dwóch kuzynek ze strony cioci Gudrun i mojego taty i kilku bliskich osób ze strony wujka Franza. Minęłam kilka osób z fan clubu Gregora, rodzinę Thomasa Dietharta, aż w końcu mogłam zatonąć w uścisku wujka Franza. Staliśmy tak oboje, trzymając się za ręce i czekając na skok dwóch pozostałych zawodników. Prevc poszybował na 138,5 metra i wyprzedził Thomasa. Ostatni był Thomas Diethart. Kiedy oddał skok na 140 metrów, zapewniając sobie wygraną konkursu i jednocześnie całego Turnieju, a jego rodzina oszalała ze szczęścia.
- Tak bardzo się cieszę, że mu się udało - szepnął wujek ze łzami w oczach, wskazując na Morgiego, który gratulował zwycięstwa Diethartowi.
Zmyłam z twarzy pozostałości białej i czerwonej farby. Na moim lewym policzku w czasie konkursu widniała austriacka flaga, a na prawym polska.
Założyłam na siebie kobaltową sukienkę z baskinką i rękawem trzy/czwarte, a nogi wsunęłam w beżowe szpilki. Włosy przeczesałam szczotką i pozwoliłam, aby swobodnie opadały na moje ramiona. Za chwilę bowiem miała odbyć się niewielka impreza z okazji zakończenia 62. Turnieju Czterech Skoczni. Oprócz zawodników i członków sztabów, zaproszone zostały także rodziny skoczków. Zabrałam torebkę i zeszłam na dół.
Cała ta mała uroczystość rozpoczęła się od słów Hofera, następnie głos zabrał Thomas Diethart, Morgenstern i Ammann.
- I znowu Thomas był ode mnie lepszy, a teraz nawet dwóch Thomasów - zakończył Szwajcar, powodując szerokie uśmiechy na twarzach wszystkich zebranych.
Wznieśliśmy symboliczny toast za ową trójkę, a salę hotelowej restauracji wypełniły dźwięki muzyki.
- Gdybym nie miał dziewczyny... Echhh... Ślicznie wyglądasz - usłyszałam nad uchem szept Dawida.
- Kubacki! Ogarnij się! - zdzierżyłam go torebką. - Ale dziękuje.
- Wiesz, że stałaś się obiektem ploteczek?
- Tak? I co, mam dziękować Sabinie?
- Nie chodzi o tą akcje z Sabiną.
- A o co? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Wiewiór snuje teorie o twoim potajemnym romansie z Kusym.
Zaśmiałam się, spuszczając wzrok na podłogę.
- To niedorzeczne - prychnęłam.
- Też tak sądzę - stwierdził, uważnie mi się przyglądając. - Ma podejrzenia, to znaczy podobno jest pewny, że Kusy nie rozchorował się na Sylwestra i nie siedział w domu w Zakopcu, ale był z tobą w Innsbrucku.
- Za dużo romansów się naoglądał - powiedziałam, opróżniając do dna kieliszek z szampanem. Z głośników popłynęła jakaś wolna piosenka, a moje spojrzenie przykuł widok tańczących Chiary i Schlierenzauera. Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej, a oczy zaczęły mnie piec. Zamrugałam kilka razy, oddychając przy tym głęboko. Przeniosłam wzrok z tańczącej dwójki, kiedy obok mnie stanął Wellinger.
- Iv, mogę ci zając chwilę?
- Andreas... - szepnęłam. - Yyy... Taa... Tak - odpowiedziałam, a Dawid się ulotnił. Zniknął na parkiecie, porywając siostrę Dietharta do tańca.
- Chciałbym cię przeprosić. Źle się zachowałem. Poniosły mnie emocje, ale przemyślałem wszystko na spokojnie, porozmawiałem z rodzicami... Eee.. To znaczy...
- Słuchaj Andi, państwo Wellinger to twoi rodzice i nic tego nie zmieni. To było głupie z mojej strony, że po tylu latach wpakowałam się z butami w twoje życie. Przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.
- Ale ja nie chcę niczego zapominać. Mam już rodzinę, to prawda, i kocham ich wszystkich, ale chciałbym poznać moich prawdziwych rodziców, brata... A poza tym, mieć dwie rodziny to super sprawa. Pomyśl tylko o gwiazdce czy urodzinach.
Zaśmiałam się.
- Jesteś pewny? Możemy...
- Tak, jestem pewny. Opowiesz mi coś o twojej, eee... To znaczy naszej rodzinie?
- Babcia jest Polką i poznała dziadka na jakiejś wymianie studenckiej. Mieszkają razem w Innsbrucku. Tata ma siostrę Gudrun, która z kolei jest mamą Thomasa Morgensterna, Christiny i Vereny. Natomiast nasza mama ma brata i siostrę. Wujek Jerzy ma syna Roberta i córkę Ewelinę, a ciocia Agnieszka trzy córki: Klaudię, Idę i Adę. Dziadkowie mieszkają w Bukowinie Tatrzańskiej. Mamy jeszcze multum dalekich ciotek, ale o tym innym razem.
- Ja nie wiem jak zapamiętam te wszystkie polskie imiona - powiedział zrezygnowany, kręcąc bezradnie głową.
- O kochany! Ty się lepiej zacznij polskiego uczyć, bo cioteczki to starsze kobiety i nie wiem, czy któraś z nich mówi po niemiecku.
- A czym zajmują się rodzice? A mój brat?
- Tata jest stomatologiem, a mama dziennikarką. Michał... Cóż można o nim powiedzieć... Jesteście bardzo podobni do siebie, z wyglądu oczywiście. Nasz braciszek jest strasznie kochliwy, ale ma dobre serduszko. Koniecznie musisz go poznać.
- Boję się, że...
- Gdzie ty się szwendasz Welli?- przerwał mu Wank. - Andreas jestem, a ty, mademoiselle? - zapytał teatralnie, całując wierzch mojej dłoni.
- Bierz łapska Wank! To jest moja siostra Iwona.
- Haha! Ale z ciebie dowcipniś! Pewnie żeś zakosztował polskiej wódki i coś ci się w makówce poprzestawiało Andi. Chodź, wujek Wanki da ci czegoś na odtrucie - powiedział, ciągnąc młodszego Andreasa za ramię.
- Przepraszam Iv... - zawołał mój brat, odchodząc z Wankiem. Mój brat, mój brat...
Zabrałam torebkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i na spokojnie o wszystkim pomyśleć. Niebo było zupełnie czarne, żadnej gwiazdy. Potarłam dłońmi o ramiona, aby się trochę ogrzać i oparłam się o barierkę przy schodach. Wszystko, co się działo w ostatnich dniach zaczęło mnie przytłaczać. Zwolnienie, sylwester, powrót, Andreas, Chiara i Gregor, Bartek... Cały świat w dziwny sposób kręcił się wokół mnie, a ja stałam w jego centrum, nie wiedząc co robić.
- Jezu! Iwona! Dlaczego jesteś bez kurtki? - zawołał rozpaczliwie Bartek, narzucając mi na ramiona swoją kurtkę.
- Wiewiór wyniuchał twoje ostatnie kłamstewko.
- Jakie kłamstewko?
- Dotyczące Sylwestra. Już nie pamiętasz?
- Ale przecież byłem chory, chory z...
- Wracajmy może do środka, co? - przerwałam mu i ruszyłam z powrotem do wnętrza hotelu.
Pozwoliłam sobie wypić kilka drinków dla ukojenia myśli. Dalsza część wieczoru minęła mi w szampańskim nastroju.
- Oddawaj wafelki, Wiewiór! - po korytarzu rozległ się donośny krzyk Dawida. Wychyliłam głowę za drzwi mojego pokoju, a moim oczom ukazała się jego blond czupryna.
- Co się stało? - zapytałam.
- Co się stało?! Wiewiór zajebał mi Mannery, to się stało!
- Ejj... Spokojnie. To tylko słodycze.
- Tylko słodycze - prychnął Kubacki. - Gdzie on jest?
- Poszedł z Kotem obłaskawiać Kulm czy coś.
- Kulm? Ja mu dam Kulm! Ruski rok mnie popamięta! - krzyknął jeszcze i tyle go widziano. Zamknęłam drzwi i wróciłam pod kołdrę. Byliśmy już trzeci dzień w Bad Mitterndorf, a ja musiałam leżeć w łóżku i leczyć moje przeziębienie, którego notabene nabawiłam się po tej imprezie w Bischofshofen. Było już coraz lepiej, a na jutrzejsze oficjalne treningi będę jak nowa. Chłopaki przez ten czas trenowali wyłącznie na siłowni, a wszystkie obowiązki fizjoterapeuty wziął na siebie Łukasz.
Sięgnęłam ręką po kubek z malinową herbatą, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Mogę?
- Jasne, wchodź - odpowiedziałam i zrobiłam Thomasowi miejsce obok siebie na łóżku. Zdjął buty i położył się obok.
- Jak się czujesz, Iv?
- Lepiej.
- Widziałem, jak wczoraj rozmawiałaś z Wellingerem. Mam nadzieję, że niczym cię nie uraził.
- Wręcz przeciwnie. Przeprosił mnie i rozmawialiśmy chwilę o naszej rodzinie. Chce ich wszystkich poznać. Teraz muszę tylko porozmawiać z rodzicami i z Michałem.
- Wezmę na siebie dziadków, jeśli chcesz.
- Dziękuję. A twoi rodzice będą na konkursie? - zmieniłam temat.
- Nie, ale... Ale będzie...
- Silvia, tak? - przerwałam mu. Spuścił wzrok, zabrał mi kubek i upił łyka herbaty.
- Malinowa, fuj!
- Nie martw się, nie zjem jej. Przynajmniej w końcu będę miała okazję ją poznać - drążyłam dalej temat.
- W sumie to nawet nie wiem, czy to coś poważnego...
- Zostawiłeś dla niej matkę swojej córki, z którą spotykałeś się od liceum, zabawiłeś się chwilę, niby ze sobą jesteście i nie wiesz, czy to coś poważnego. Brawo - prychnęłam.
- Nie...
- Tak, wiem. Nie zostawiłeś Kristiny, tylko tak jakoś wyszło - ponownie mu przerwałam.
- Nie tak jakoś wyszło, tylko coś się bezpowrotnie skończyło. A poza tym Kristi ma kogoś. Lepiej mi powiedz, jak Tobie się układa?
- Nijak - odpowiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- A Kłusek? - zapytał, poruszając zabawnie brwiami.
- Głupi jesteś - wytknęłam język w jego stronę i uderzyłam go poduszką.
- Uhuhu.. Zakochana para! - wykrzyczał na cały pokój. Spojrzałam na niego jak na idiotę i strzeliłam typowy "facepalm".
- Jesteś bardziej dziecinny niż Lilly.
- A może nie mam racji? - zapytał, poważniejąc.
- Nie, nie masz. Bartek ma dwadzieścia lat, studiuje, ma skoki i życie, z którego może śmiało korzystać. Nie jest mu potrzebny ktoś taki jak ja, ktoś z nieciekawą i bolesną przeszłością.
- Sugerujesz, że jest niedojrzały?
- Nic nie sugeruję, tylko...
- Tylko po prostu boisz się zaangażować, ponieść fantazji, uczuciu.
- Może i się boję, ale ty też nie jesteś lepszy. Nie wiesz, czy Silvia to coś poważnego, bo ty też boisz się zaangażować. Silvia jest od ciebie starsza i wydaje ci się, że szuka stabilizacji, a ty nie jesteś pewny, czy potrafisz jej ją zapewnić. Wiem, że mam rację. Nie musisz potwierdzać.
- Echhh... Moja małą, mądra kuzyneczka - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Odpoczywaj i nie skreślaj Kłuska tak od razu - dodał i wyszedł z pokoju. Zażyłam jeszcze lekarstwa, przykryłam się szczelniej kołdrą i po chwili usnęłam.
Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie. Zjadłam podsunięte przez Kubackiego śniadanie, ubrałam się ciepło i zeszłam na dół. Czułam się dzisiaj znacznie lepiej. Po moim przeziębieniu pozostał jedynie katar.
Chłopaki czekali już na sztab przed hotelem, co szczerze mnie zdziwiło. Zawsze spóźnialscy, a dzisiaj nawet przed czasem. Może przez te kilka dni mojej niedyspozycji Łukaszowi w końcu udało się na nimi jakoś zapanować? Albo po prostu coś przeskrobali i próbują się jakoś wkupić w łaski trenera? Tak, na pewno to drugie! Wrzuciłam torbę do bagażnika i zajęłam miejsce w busie obok fizjoterapeuty.
- Co oni tacy grzeczni? - zapytałam, wskazując ruchem głowy na grupkę skoczków.
- Zafundowali sobie wczoraj wycieczkę na Kulm, Poitner zobaczył ich wyczyny i nie omieszkał podzielić się swoim zdaniem z Łukaszem. Chyba nie muszę ci mówić, jak ten na to zareagował.
- I wszystko jasne... - powiedziałam cicho i spojrzałam raz jeszcze na skoczków, którzy posłusznie za trenerami pakowali się do busów.
- O Ivcia! Jak tam zdrówko? - zawył Piotrek, gramoląc się na siedzenie obok mnie.
- Nieźle jak widać.
- Trzeba se było herbatki z rumem łyknąć. Raz dwa by cię na nogi postawiło, tak jak Kusego. Biedaczek się rozchorował przed Ga-Pa, a w Innsbrucku już jak młody Bóg był! Co nie Kusy?!
Spojrzałam na Bartka, który pokiwał głową z powagą.
- Następnym razem jak mnie złapie choroba, to będę pamiętać - zapewniłam.
Po kilku minutach dojechaliśmy do Kulm. Chłopaki wypakowali sprzęt i grzecznie udali się do szatni. Odbyło się bez głupich sprzeczek i przepychanek. Taki "zimny prysznic" naprawdę dobrze im zrobił.
- Herbatki z cytryną? - zaoferował Skrobot.
- A chętnie - odpowiedziałam i przejęłam kubek z parującą cieczą od serwismena.
Upiłam łyk i momentalnie zrobiło mi się cieplej.
- Stawiam dychę, że Tepesa nie będzie dzisiaj w pierwszej dziesiątce - powiedział, wskazując dyskretnie ruchem głowy na ćwiczących Słoweńców.
- Iva, możesz na chwilkę? Kamil skarży się na jakiś skurcz w łydce - zza drzwi szatni wyłoniła się głowa Klimowskiego.
- Już idę - odpowiedziałam i podałam kubek Kacprowi. - Stawiam dwie, że będzie pierwszej trójce kwalifikacji - dodałam i weszłam do szatni.
Szybko uporałam się ze Stochem i ponownie wyszłam na zewnątrz. Trening trwał już od jakichś dwudziestu minut. Wiatr trochę kręcił, ale nie uniemożliwiało to jakoś strasznie oddawanie skoków. Spojrzałam na szczyt skoczni i poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Skocznie mamucie zawsze wzbudzały we mnie ogromny strach i o ile skoki narciarskie uważałam za cudowny sport, tak nie mogłam zrozumieć jak skoczkowie mogą latać na takich obiektach. Pamiętam jak kilka lat temu podczas konkursów w Planicy, Thomas zabrał mnie na sam szczyt Letalnicy. Piszczałam jak wariatka, kiedy prawie siłą posadził mnie na belce. Ale z tej szalonej "wycieczki" nie zapomnę jednego - szczęścia malującego się w oczach mojego kuzyna.
Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta.
- Hej, Yvonne - usłyszałam obok siebie radosny głos Chiary.
- Hej - odpowiedziałam, całując ją na przywitanie w policzek. - Jak ci się pracuje z Austriakami? - zapytałam.
- Mam z nimi sporo roboty, ale są świetni, nie da się z nimi nudzić. Chyba mnie nawet polubili.
- Na pewno cię polubili. Stefan to ci pewnie żyć nie daje, co?
- Trochę tak, ale jest przeuroczy, jakby ciągle był w przedszkolu - powiedziała, na co obydwie się zaśmiałyśmy.
- Dobrze, że jesteś zadowolona.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Strasznie ci dziękuję, że mnie poleciłaś - wyznała i mocno mnie przytuliła.
- Jesteś najlepszą osobą na to miejsce jaką znam. Nie oddałabym mojego kuzyna i tych wariatów w ręce byle komu. Mają trochę spięć z obecnym sztabem, więc jest im potrzebny ktoś, to zagrzeje posadę na dłużej. Polacy mają Gębalę, więc im to bez różnicy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała, uważnie mi się przyglądając.
- Po sezonie odchodzę z kadry i wracam prawdopodobnie do Hiszpanii.
- Dlaczego? Przecież wiesz, że tam nie jest łatwo z pracą.
- Zdaję sobie sprawę, ale ja nie potrafię sobie poradzić ze wspomnieniami.
- Nie możesz się znowu poddać - powiedziała i ponownie mnie przytuliła. - Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - dodała i odeszła w stronę austriackiego sztabu.
Stałam jeszcze przez chwilę, a następnie ruszyłam na spacer. Musiałam otrzeźwić umysł z niechcianych myśli. Obeszłam Kulm dookoła i wróciłam do skoczków. Bartek z Piotrkiem i Maćkiem dyskutowali o czymś zawzięcie, więc postanowiłam usiąść sobie z boku i spokojnie poczekać do zakończenia treningu. Niespodziewanie wszystkie rozmowy ucichły, zupełnie tak jakby życie na chwile zamarło, a wszyscy wpatrywali się w telebim. Sama szybko spojrzałam na ekran. Poczułam jak tracę kontakt z otoczeniem. Byłam tylko ja i ten pieprzony telebim, na którym było ukazane ciało mojego kuzyna osuwające się bezwładnie po zeskoku. Momentalnie zerwałam się z ławki, na której siedziałam i pobiegłam w kierunku zeskoku. Słyszałam za sobą głośne nawoływania skoczków, ale nie zatrzymałam się. Dobiegłam do Thomasa, kiedy pojawił się przy nim już sztab medyczny.
- Thomas! Słyszysz mnie?! - krzyczałam, a z moich oczu płynęły łzy. - Co z nim?! - zwróciłam się do medyków, ale nie uzyskałam odpowiedzi. - Co z nim do cholery?!
Czułam się tak strasznie bezsilna. Widziałam tylko jak bezwładnie leżał na śniegu. Nie wiedziałam czy jest przytomny, czy w ogóle oddycha. Poczułam, jak ktoś delikatnie unosi mnie ze śniegu.
- Tak mu nie pomożesz, chodź... - nie stawiałam żadnego oporu, szłam posłusznie za Bartkiem z zupełną pustką w głowie. Dopiero kiedy przystanęliśmy za bandami, mocno mnie przytulił, a ja wylewając potok łez, moczyłam jego błękitną kadrową kurtkę.
- Jest nieprzytomny, ale oddycha. Zabierają go do Salzburga - poinformowała mnie Chiara.
- Mogę jechać z nim?
- Jedzie z nim nasz lekarz. Za chwilę będzie tu helikopter. Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać.
- Muszę tam jechać - powiedziałam do Bartka, kiedy Chiara się oddaliła. - Przekaż Kruczkowi, proszę...
Pobiegłam do szatni, zabrałam swoją torbę i ruszyłam w kierunku wyjścia z obiektu. Szybko dotarłam do hotelu, przebrałam się, zabrałam kilka rzeczy. Z pośpiechu i własnej nieuwagi wpadłam jeszcze na Gregora przy wyjściu.
- Dobrze, że cię widzę, Iv...
_________________________________________________________
Bardzo Was przepraszam.
Długo nie mogłam się zebrać z pisaniem, głównie ze względu na szkołę.
Już ogarnęłam się trochę w tej nowej rzeczywistości i nie przewiduję takich przerw.
Co do rozdziału...
Miał być dłuższy, ale zdecydowałam się go podzielić, bo najbliższe kilka dni
będę miała bardzo zakręcone i nie znalazłabym czasu na pisanie.
A już za 6 dni skoki i co najlepsze - Bartek znalazł się w kadrze! :D
Czyżby moja historia okazała się prorocza? :D
PS. Serdecznie witam nowe czytelniczki :)
I oczywiście bardzo ładnie proszę o komentarze, bo bez dobrej motywacji ani rusz :P
-- JESZCZE MAŁA AKTUALIZACJA --
-- JESZCZE MAŁA AKTUALIZACJA --
PLANOWAŁAM CO PRAWDA ZAKOŃCZYĆ TO OPOWIADANIE PO TRZECH
KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH, ALE DOSZŁAM DO WNIOSKU,
ŻE ZWIĄZAŁAM SIĘ BARDZO Z IWONĄ I BARTKIEM
I NIE CHCĘ TEGO TAK SZYBKO KOŃCZYĆ.
DECYZJA NALEŻY WIĘC DO WAS :)